Miesiąc temu doznał złamania obojczyka. W niedzielę, mimo bólu i wypadku dzień wcześniej, sięgnął po brąz Mistrzostw Świata 125cc. Michał Głębocki wrócił w wielkim stylu!
To była historia, jakiej nie napisałby najlepszy scenarzysta. Jeszcze kilka tygodni temu Michał Głębocki leżał na łóżku z kontuzją obojczyka i nie było pewne, kiedy wróci na tor. W niedzielę stanął jednak na starcie Mistrzostw Świata 125cc w Rydze… i sięgnął po brązowy medal. Co więcej – uczynił to z marszu, po miesiącu rozbratu z motocyklem i zmaganiach z bólem po upadku dzień wcześniej.
Medal mimo bólu i pecha
Występ Głębockiego w MŚ 125cc długo stał pod znakiem zapytania. Młody żużlowiec wrócił do jazdy po urazie obojczyka, jakiego doznał w połowie czerwca podczas treningu. Jakby tego było mało, dzień przed zawodami w Rydze zanotował mocny upadek, który tylko spotęgował wątpliwości. Mimo to Głębocki postanowił wystartować i… zaskoczył wszystkich. Nie tylko ukończył zawody, ale był jednym z najrówniejszych zawodników turnieju.
W pięciu startach zdobył 12 punktów, przegrywając jedynie z dwoma medalistami: Łotyszem Andrzejem Smulkiewiczem i Ukraińcem Arsenem Mykulczynem. Jego forma, biorąc pod uwagę okoliczności, była wręcz imponująca.
Pełen zwrotów akcji sezon
Jeszcze na początku sezonu Michał Głębocki był liderem młodzieżowej formacji Stali Gorzów. W rozgrywkach w klasie 85-140cc notował perfekcyjne statystyki – w Drużynowym Pucharze Ekstraligi miał średnią 3,000, a w Indywidualnym Pucharze Ekstraligi przegrywał biegi… tylko z klubowym kolegą. Kontuzja przerwała ten marsz po kolejne sukcesy, ale jego powrót w Rydze to najlepszy dowód, że duch walki nigdy go nie opuścił.
Z medalem i nową energią
Po turnieju Głębocki nie ukrywał wzruszenia i dumy. Choć bólu nie brakowało, to siła charakteru i głód jazdy przeważyły. Wrócił z brązem mistrzostw świata i nadzieją, że najgorsze już za nim.
Michał Głębocki, fot. Dariusz JagłaAby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!