Matías Ferreras junior poszedł w ślady swojego ojca Matíasa Ferrerasa seniora i też spróbował sił w „czarnym sporcie”. Nie było mu dane osiągnąć jednak tyle, ile ojcu, który w sezonie 1983/84 sięgnął po tytuł mistrza Argentyny. Teraz były – teoretycznie – zawodnik mieszka i pracuje w Polsce.
Droga Matíasa Ferrerasa potoczyła się w taki sposób, że z Argentyny trafił on na Majorkę, a stamtąd obrał kurs na Polskę. Obecnie mieszka i pracuje w Krakowie, a w naszym kraju posiada cały sprzęt potrzebny do ścigania w lewo. Czynił kroki, by móc trenować w tym roku, ale w grodzie Kraka mu się to nie powiodło, a na inne tory, skąd ma zaproszenia, ma za daleko.
Konrad Cinkowski (speedwaynews.pl): – W przeszłości na żużlu ścigał się twój ojciec. Od początku było przesądzone, że Ty pójdziesz w jego ślady i też zostaniesz żużlowcem?
Matías Ferreras: – Mój ojciec startował sporą część swojego życia. Zakończył karierę w wieku 38 lat. Z początku chciał, abym grał w piłkę, ale nigdy mi nie zabronił trenowania żużla. Zacząłem więc trochę rywalizować, jednak tylko w turniejach indywidualnych w moim kraju.
– Jak rodzina się na to zapatrywała, że też chcesz ścigać się w lewo?
– Cała moja rodzina lubi żużel, zawsze wspierają i nastawiają pozytywnie.
– Jak ważne było dla Ciebie wsparcie ojca?
– Kiedy zaczynałem startować, on już dawno był poza tym sportem, ale zawsze mi dawał dobre rady, żebym nie upadał i czuł się lepiej na motocyklu. Uważam, że żużel jest trudnym sportem i najlepiej jest uczyć się na własnych błędach, jednak zawsze jest dobrze usłyszeć poradę od kogoś doświadczonego.
– Marcel Gerhard to zawodnik, który podobno wywarł na tobie największe wrażenie, gdy zaczynałeś uczęszczać na stadion żużlowy. Możesz opowiedzieć, dlaczego właśnie on?
– Kiedy byłem mały, oglądałem Marcela – Szwajcara ze spektakularną sylwetką, zawsze mi bardzo imponował. Zawsze jechał nisko przy ziemi i szybko na motocyklach z ramą na długi tor. Byłem pod wielkim wrażeniem, widząc go. Jest facetem bardzo inteligentnym, skoro zdołał skonstruować własny silnik, który ma dłuższą żywotność.
– Jako żużlowiec wzorowałeś się jednak na Krzysztofie Kasprzaku. Dlaczego?
– Lubię styl jazdy Krzysztofa Kasprzaka, ale w zasadzie podoba mi się wielu zawodników. Wielki Tomasz Gollob i nowe pokolenie – Maciej Janowski i Bartek Zmarzlik. Wielu Polaków to ludzie bardzo zakochani w żużlu.
– Mieszkasz obecnie w Polsce. Jak to się stało, że w swoim życiu obrałeś właśnie taki kierunek?
– Z początku byłem na Majorce. Najpierw poszedłem do pracy z kolegą, który mnie tam zaprosił i wyrobił dowód osobisty. Później, po krótkim czasie zauważyłem, że jestem znudzony i w Hiszpanii nie ma żużla, a młodzi ludzie nie znają sportów w ogóle. Zdecydowałem się więc poszukać pracy w Polsce, aby móc chodzić na zawody i mieć możliwość trochę potrenować na motocyklu. Znalazłem zatrudnienie tu, w Polsce, i wyjechałem z Hiszpanii.
– Uczęszczasz na mecze w naszym kraju czy raczej preferujesz oglądanie speedwaya w telewizji?
– Bardziej lubię iść na stadion, oglądać żużel, szczególnie w nocy, słuchać dźwięku silników i wąchać metanol. W telewizji nie widać szybkości, adrenaliny i emocji u fanów. Jednak regularnie oglądam zawody w telewizji lub Internecie.
– Wiem, że w Polsce masz cały swój sprzęt i chcesz spróbować swoich sił na naszych torach, choć bardziej w amatorskiej wersji. Czyniłeś już kroki, aby wystartować w jakichś zawodach?
– Tak, mam wszystko. Ciężko mi jest, będąc samemu, ale pozostaję w kontakcie z Marcinem z Rawicza, a także Maćkiem, który tworzy mały klub w Przemyślu przy granicy z Ukrainą i zapraszał mnie na treningi. Mam jednak daleko do tych miast, co utrudnia mi możliwość uczestniczenia w tych treningach. Próbowałem.
– A nie myślałeś o tym, aby spróbować znaleźć angaż w którejś z drużyn? Chociażby w Wandzie Kraków, skoro tam mieszkasz?
– Kontaktowałem się z klubem za pomocą wiadomości i wiele razy chodziłem na stadion pytać, czy mógłbym trenować, ale klub miał problemy organizacyjne. Treningów było mało albo pokrywały się z moimi obowiązkami zawodowymi.
– Jak oceniasz obecny stan żużla w Argentynie?
– Niestety teraz nie jest w najlepszej kondycji, ale mam nadzieję, że będzie lepiej. U nas też jest wspaniała tradycja tego sportu i wielu ludzi, którzy kochają żużel. To jedyny kraj w Ameryce Południowej z taką dyscypliną.
– A jego przyszłość? Myślisz, że ten poziom ma szansę być nieco wyższy przede wszystkim pod kątem organizacyjnym i finansowym?
– Organizacyjnie, krok po kroku, zawsze szedł do przodu. Mieliśmy IMŚJ w Bahía Blanca, a Argentyna otrzymywała miejsca w kwalifikacjach do Grand Prix i IMŚJ. Wcześniej było dużo trudniej o takie przywileje. To podwyższa poziom, ale finanse zależą od sytuacji ekonomicznej kraju. Być może produkcja silnika lub części w kraju zmniejszyłaby koszty, poprawiając perspektywy na jazdę i rozwój przyszłych młodych profesjonalistów.
– Grand Prix w Patagonii to twoim zdaniem dobry pomysł? Czy jednak lepiej byłoby obrać kierunek np. na Bahía Blanca?
– Myślę, że to dobry pomysł. Patagonia najwyraźniej otrzymuje pomoc finansową na budowę stadionu żużlowego od części firm i rządu do spółki z Armando Castagną i Discovery. Pomysłem jest rozszerzenie sportu na inne miejsca, co wydaje się być bardzo dobrym pomysłem. W przypadku Grand Prix idealna byłaby organizacja dwóch rund. Jednej w Patagonii i drugiej w Bahía Blanca. Między Neuquén w Patagonii i Bahía Blanca jest tylko 500 km.
– Dziękuję za rozmowę. Czy chciałbyś coś dodać na koniec od siebie?
– Dziękuję za skontaktowanie się ze mną. Pozdrawiam żużlowych przyjaciół z Polski i całego świata. Widzimy się najszybciej jak to możliwe na jakichś zawodach. Ściskam mocno!
źródło: inf. własna, współpraca: Artur Pisarek
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!