Wracając do PZM-u, to powiem panu, że jest to dla nas perfekcyjne rozwiązanie – kary finansowe dotyczące braku szkolenia. Kluby mogą się do nas zgłosić po jakiegoś młodego adepta. To dla nas jakaś furtka - powiedział Maciej Gilowski, prezes Spartana Przemyśl, który z całych sił pragnie stworzyć nowy ośrodek speedwaya w naszym kraju.
Zapraszamy na drugą część obszernej rozmowy z inicjatorem żużla w Przemyślu – Maciejem Gilowskim. Pierwsza część jest dostępna TUTAJ.
Krystian Natoński, speedwaynews.pl: – Wy – jako Spartan Przemyśl, próbujecie coś zdziałać w PZM-ie? Czy to nie przynosi żadnych efektów?
Maciej Gilowski, prezes KS Spartan Przemyśl: Nie próbowaliśmy nic w tej kwestii robić. Była tak naprawdę jedna rozmowa, ponieważ chcieliśmy w przyszłym roku zorganizować turniej, który byłby przetarciem przed mistrzostwami Polski, które mielibyśmy zorganizować w 2021 roku. Chcielibyśmy sprawdzić się organizacyjnie. Zapytaliśmy się związku czy nie pomogliby nam. Przyszła odpowiedź, żebyśmy wysłali wniosek, a oni to rozpatrzą. Nie mówimy tu o kwotach – dziesięć, dwadzieścia tysięcy. To są kwoty – dwa, trzy tysiące.
– Czyli PZM nie jest w stanie nawet wygenerować takich pieniędzy dla ośrodka, który chce mieć klub żużlowy?
– Może pomogą, nie twierdzę, że nie pomogą. Dostaliśmy odpowiedź, żeby po Nowym Roku złożyć taki wniosek i on zostanie rozpatrzony przez władze.
– Myślę, że nie macie nic do stracenia i musicie cały czas dążyć do tego, żeby PZM Wam pomógł.
– Tak, tylko niech pan mi powie czy PZM komuś pomógł? Jakiemuś klubowi? Podejrzewam, że to działa na zasadzie – pieniądze dostałby Spartan, to ustawiłaby się kolejka – „Ej, ale oni dostali, to dlaczego my nie?”.
– Z jednej strony ma pan rację, ale z drugiej strony różnica polega na tym, że Wy startujecie od zera i nie jesteście spadkobiercą żadnego klubu, który ogłosił upadłość i nie dostał licencji. Dodatkowo autentycznie szkolicie młodzież. W przeciwieństwie do innych klubów, macie czystą kartę i być może to mogłoby spowodować, że PZM inaczej spojrzałby na was.
– Jeżeli ufundowaliby powiedzmy dwa motorki, to nic złego by się nie stało.
– Tym bardziej, że wspomniał pan, że nie chodzi o duże pieniądze, tylko symboliczne kwoty, które dla Was będą duże.
– Zgadza się. My mamy jeszcze o tyle utrudnione zadanie, że jesteśmy na strasznie trudnym terenie, pomijając fakt, że zaczynamy od zera. W Przemyślu nie ma żadnej żużlowej tradycji ani historii. Zbudować coś tutaj wymaga dwa razy większego nakładu sił niż normalnie.
– PZM to jedno, ale chciałem dowiedzieć się czy macie plan na współpracę z innymi ośrodkami? W mediach lokalnych czytałem, że być może Marta Półtorak mogłaby Wam pomóc.
– Powiem tak – my nie jesteśmy jeszcze na tyle wiarygodni, żeby ludzie pokroju Marty Półtorak mogli się nami zainteresować. Byłoby to oczywiście fajne. Na razie to są „marzenia ściętej głowy”. My musimy na razie coś pokazać, przebić się, a później to już pójdzie samo.
– Sam fakt, że szkolicie, że macie tylu zawodników i lada moment oni będą gdzieś na wyższym poziomie – to na pewno zachęci inne kluby do pomocy, solidarnie.
– Tak myślę, ale wie pan – ja na początku takim romantykiem byłem, ale już jestem w tym ponad rok czasu, to patrzę na to realnie i wiem, że jak my sami sobie nie pomożemy, to nikt nam nie pomoże. W tym wieku, w jakim są ci miniżużlowcy, wszystko dzieje się bardzo dynamicznie. Teraz chłopak jest, za chwilę przestanie chodzić na treningi, coś go zniechęci. To jest taki specyficzny wiek.
– Ile osób pracuje w klubie?
– Teraz rodzice zaangażowali się w klub. Pomagają, dostali przypisane funkcje. U nas nie ma stałych etatów. W poprzednim roku byłem w zasadzie ja, gdzie od początku sam działałem. Byłem pracownikiem gospodarczym, „pseudoprezesem”, mechanikiem, instruktorem, kierownikiem drużyny. Powoli to się zmienia, bo rodzice zaczynają dostrzegać, że ogarnianie tego wszystkiego samemu to nierówna walka. Próbują mnie odciągnąć od tego.
– Rodzice udzielają się w klubie, a kto jest odpowiedzialny za szkolenie?
– Też ja.
– Ktoś panu w tym pomaga?
– Nie, tylko ja.
– A jest pomysł, żeby kogoś wziąć do pomocy?
– Wszystko rozwija się o finanse. Jeżeli mielibyśmy budżet na konkretnym poziomie, to ja nie widzę problemu. Mogę nawet wycofać się z tego, siedzieć z boku i przyglądać się. Na ten moment nie jesteśmy w stanie tego zrobić.
– A jaki jest budżet klubu?
– Na kolejny sezon zakładamy, walczymy – o sześćdziesiąt tysięcy i to jest granica minimalna. I tak idziemy po najmniejszej linii oporu.
– Wspomniał pan jednak wcześniej, że są darczyńcy, firmy, które chcą dalej pomagać.
– Zgadza się, ale nasz problem polega na tym, że my w Polsce jesteśmy rozpoznawalni, a na naszym terenie nie. O nas w Przemyślu i okolicach naprawdę słyszało niewiele osób. I podejrzewam, że to jest nasz główny problem.
– Czyli w mieście – w sklepie, czy w innych miejscach nie mówi się o żużlu.
– Dokładnie. Albo padają hasła: „Kiedy Wy ruszacie?”. Kiedyś słyszałem: „Kiedy startujecie z tymi treningami?”. Także musimy uderzyć lokalnie, zareklamować się i wówczas będzie łatwiej w pozyskiwaniu sponsorów.
– A jest pomysł jak to zrobić? Jak się zareklamować?
– Pomysły mamy, ale to też wymaga pomocy ze strony miasta. Jesteśmy po słowie i musimy parę kwestii doprecyzować. Myślę, że to pójdzie we właściwym kierunku. Chcielibyśmy umieścić reklamę na autobusach, porozwieszać banery na mieście. Mamy zaplanowaną w tym roku akcję „szkoła”. Sądzę, że to też odbije się szerszych echem.
– Wspomniał pan, że w Przemyślu nie ma dużego klubu, który mógłby „zjeść” wszystkie konkurencje. Jest szansa, że Wy możecie być takim klubem w dalszej perspektywie.
– Mogę dać panu taki przykład. Ten rok był ciężki. Dopiero w marcu, kwietniu zacząłem biegać za pieniędzmi, bo wcześniej nie było czasu, wykonywaliśmy w zimie prace na obiekcie. Zawodnicy wyjechali już na tor, a ja jeszcze "latałem" po firmach. Teraz wygląda to inaczej, bo jest końcówka roku i jesteśmy w połowie drogi. Część firm zadeklarowało już chęć dalszej współpracy, jest też parę nowych. Chcielibyśmy pozyskać realnie trzydzieści tysięcy złotych z podmiotów prywatnych. To na pewno nie jest zły wynik, jeśli chodzi o Przemyśl. A cały czas mówimy o podmiocie, który został zawiązany w 2018 roku. Nie mamy takiego komfortu, jak np. Polonia Przemyśl, która świętuje studziesięciolecie. Oni już są rozpoznawalną marką, a my jesteśmy cały czas na etapie piaskownicy.
– To tak na koniec naszej rozmowy, zadam takie trochę romantyczne pytanie. Jakie jest marzenie prezesa klubu? Oczami wyobraźni gdzie widzi pan Spartana Przemyśl za pięć, dziesięć lat?
– Gdzie widzę? Widzę ten klub jako stabilny finansowo, który ma przynajmniej dziesięciu, dwunastu adeptów i który ciągle się rozwija.
– I oczywiście startuje w rozgrywkach ligowych.
– Oczywiście, że tak.
– Najlepiej w ekstralidze…
– To już pan to powiedział (śmiech).
– Oczywiście cały czas mówimy o dalszej perspektywie. Marzyć można i trzeba.
– Żeby w klubie było co najmniej trzech chłopaków na 250cc, żebyśmy zawsze mieli zawodników do miniżużla i wówczas będzie dobrze. Niech startują na bieżąco, osiągają sukcesy, bo to też umacnia.
– Myślę, że jak z Przemyśla wyjdzie chociaż jeden zawodnik, który zadebiutuje w tym seniorskim żużlu, pojedzie w lidze – czy to będzie druga, pierwsza, może nawet ekstraliga – to już będzie powód do dumy.
– Wracając do PZM-u, to powiem panu, że jest to dla nas perfekcyjne rozwiązanie – kary finansowe dotyczące braku szkolenia. Kluby mogą się do nas zgłosić po jakiegoś młodego adepta. To dla nas jakaś furtka.
– Biorąc pod uwagę inne ośrodki, to każdy woli brać zawodnika skądinąd, a mało klubów szkoli.
– Tak szczerze szkolenie nie jest opłacalne. Jeżeli sobie przeliczymy koszty ubezpieczenia, motocykli, paliwa, eksploatacji sprzętu, wynajęcia karetki, udostępnienia toru, to wyjdzie nam, że lepiej kupić gotowy „produkt”.
– Tym bardziej, że nie mamy pewności czy ten zawodnik osiągnie sukces.
– Zgadza się. A te chyba piętnaście tysięcy rocznego ekwiwalentu w miniżużlu nie jest współmierne. Jest to trochę niewdzięczne.
– Trzeba jednak optymistycznie zakończyć naszą rozmowę (śmiech). Rozumiem, że satysfakcja jest z tego, co się dzieje w Przemyślu. Patrzycie na to optymistycznie, bo w innym przypadku chyba nie bawiłby się pan w to dalej.
– No właśnie, bo zaczynamy kolejny projekt pod tytułem „duży żużel”. Jeżeli byłbym tym zmęczony, to nie pchałbym się wyżej, ale to pokazuje, że jeszcze jakieś rezerwy są. Jest koniec sezonu, ładuję akumulatory i od wiosny działamy ostro do przodu.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!