Już w trakcie trwania tegorocznych rozgrywek do zespołu Trans MF Landshut Devils dołączył Jonas Jeppesen. Duńczyk po minionym roku omal nie skończył swojej przygody ze sportem.
Nie wiedział, co zrobić
Ostatnie dwa sezony w jego wykonaniu nie należały do najlepszych. W PGE Ekstralidze odbił się bowiem od ściany i chociaż w pierwszej części ubiegłego sezonu dostawał wiele szans we Włókniarzu Częstochowa, to w pewnym momencie i tam cierpliwość się skończyła. Nie wystąpił on w najważniejszych meczach sezonu, a później gruchnęła wiadomość, że może skończyć swoją przygodę w tym sporcie. Tak się jednak nie stało, lecz on sam w dalszym ciągu nie jest przekonany co do słuszności swojej decyzji.
– Byłem tak naprawdę na rozdrożu. Nie wiem, czy chciałem zakończyć, czy nie. Potrzebowałem przerwy od żużla i nadal nie byłem pewien, czy powinienem był sobie ją robić, czy też nie. W dalszym ciągu tego nie wiem. Nie czuję się w stu procentach zadowolony ze swoich biegów. Czasami wciąż się zastanawiam nad tym. Ale tak, wróciłem do ścigania się i to działa. Jak dotąd wszystko jest w porządku. Potrzebuję tylko trochę więcej radości z wyścigów. To chyba mój największy problem – powiedział w rozmowie z naszym portalem.
Nie ma pretensji
Podczas listopadowego okna transferowego Jonas Jeppesen podpisał kontrakt z Texom Stalą Rzeszów. Nie odjechał w ich barwach ani jednego spotkania a jedyną okazją, by go zobaczyć w biało-niebieskim kewlarze były treningi na stadionie przy ulicy Hetmańskiej 69. Wziął udział też w wewnętrznym sparingu drużyny, gdzie nie zaprezentował się najlepiej. Paweł Piskorz szybko odnalazł wyjściową siódemkę, a Duńczyk podobnie, jak i Eduard Krčmář dostał wolną rękę w poszukiwaniu dla siebie nowego otoczenia. Nie ma on jednak pretensji do zarządu klubu z Podkarpacia, bo sam widzi, jak mocny jest zespół „Żurawi”.
– Cóż, mają zespół, który wygrywa, więc nie widziałem żadnego powodu dlaczego miałbym dostać swoją szansę, kiedy ciągle wygrywają. Oczywiście można spekulować, że pojechałbym lepiej od tego, czy innego zawodnika, ale skoro mają tyle zwycięstw, to oznacza, że radzą sobie dobrze, więc nie powinni niczego zmieniać. Życzę im powodzenia na kolejną część sezonu i mam nadzieję, że w kolejnym sezonie zobaczymy się w pierwszej lidze – opowiedział o kulisach pobytu w Rzeszowie.
Niemcy dały mu drugie życie
Klubem, który zaufał Jeppesenowi był Trans MF Landshut Devils. Dobrze wszedł do nowego zespołu, z którym od razu mógł cieszyć się z wygranych. Mimo że ośrodek z Bawarii startuje także w polskiej lidze, to jak zauważył Duńczyk, zdecydowanie różni się od tych typowo polskich zespołów. W podobnym tonie mówił o tym niedawno Sławomir Kryjom, który pełni funkcję menadżera „Diabłów”. Po trzech spotkaniach w 1. Lidze Żużlowej Jonas zdobył 21 punktów i trzy bonusy, co daje mu średnią na poziomie 1.500 punktu na bieg.
– Czuję się tutaj całkiem dobrze. Powiedziałbym nawet, że jazda w Landshut jest mniej stresująca i o wiele przyjemniejsze niż ściganie się w polskim zespole. Tutaj po prostu wierzą w ciebie i wybory, których dokonujesz, gdzie w Polsce jest zupełnie na odwrót. Myślę więc, że dobrze się stało, iż teraz jestem w Landshut. Pewne sprawy załatwiono inaczej niż w pozostałych zespołach. Chyba właśnie od potrzebowałem odpocząć od tej polskiej napinki – kontynuował w rozmowie z naszym portalem.
W Rybniku Jeppesen zdobył sześć punktów i bonus. Co ciekawe była to jego dopiero druga wizyta na Górnym Śląsku. Pierwszy i dotychczas jedyny raz miał miejsce podczas finału Drużynowych Mistrzostw Świata Juniorów w 2017 roku. Landshut Devils mimo równej walki do połowy spotkania ostatecznie musiało uznać wyższość „Rekinów”. On sam zauważył wiele spraw, które zaważyły o takim wyniku.
– Nie jestem zadowolony z mojego występu. Bywało lepiej i gorzej, a w ostatnich biegach nie zdobyłem punktów. Czułem się lepiej, niż pokazuje to mój wynik. On też mógłby być większy, gdybyśmy się zrozumieli z kolegą z drużyny w moim przedostatnim biegu (dop. red. Kaiem Huckenbeckiem). Wyszliśmy dobrze spod taśmy, ale potem mi przeszkodził – dodał.
„Spiep******** to”
Do meczu w Rybniku zespół z Bawarii przystępował z dziesięciopunktową przewagą. Do połowy spotkania wydawało się, że kwestia bonusu jest rozstrzygnięta, a sprawą otwartą pozostaje jeszcze zwycięstwo w meczu. W drugiej połowie spotkania rybniczanie włączyli jednak „drugi bieg” i zdołali wyrwać jeszcze punkt bonusowy. Przez taki obrót spraw ekipa Trans MF Landshut Devils spadła na ostatnie miejsce w tabeli rozgrywek. Ścisk w niej jest na tyle duży, że właśnie ten bonus może zaważyć o końcowym „być albo nie być”.
– To jest najgorsze. Oczywiście możesz mieć zły dzień, ale jako drużyna chcesz wygrać. Zdobycie, chociażby tego punktu bonusowego byłoby jakąś nagrodą. ROW jednak był lepszą drużyną na swoim torze, a my to po prostu spiep******** to co najmniej kilkukrotnie – zakończył Jonas Jeppesen.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!