Trzecia, ostatnia część podsumowania sezonu żużlowego 2018. W niej skupiliśmy się głównie na indywidualnych wynikach zawodników. Tu nie mieli sobie równych wychowankowie Fogo Unii Leszno, którzy rządzili w IMP, MIMP oraz IMŚJ.
„Piotruś Pan” zabłysnął na leszczyńskim niebie
Piotr Pawlicki dwukrotnie zostawał indywidualnym wicemistrzem Polski na żużlu. Do złotego medalu zawsze brakowało mu niewiele. To co nie udało się m.in. w Zielonej Górze i dwa lata temu w Lesznie, stało się w tym sezonie faktem, właśnie na swoim macierzystym obiekcie. Przez całą rundę zdobywał on konsekwentnie punkty, a jazda pozwalała mieć nadzieję na pierwsze w historii złoto w tej imprezie. Nie obeszło się jednak bez kontrowersji. W biegu finałowym, decydującym o podziale medali, uślizg na I łuku zanotował właśnie Pawlicki po ataku Bartosza Zmarzlika. Sędzia zawodów, Krzysztof Meyze, jako sprawcę przerwania wyścigu wykluczył wychowanka gorzowskiej Stali. Spotkało się to z ostrą krytyką dużej liczby ekspertów. Powtórki nie pokazały bowiem ewidentnej winy Bartosza Zmarzlika i wielu uważało, że najuczciwszym rozwiązaniem byłaby powtórka w czteroosobowym składzie. Teoretycznie zasada I łuku na to pozwalała. W finale już bez Zmarzlika, zwyciężył wychowanek miejscowej Unii, Piotr Pawlicki. Srebrny medal przypadł w udziale Maciejowi Janowskiemu, zaś Janusz Kołodziej musiał pocieszyć się brązem. Wychowanek Unii Tarnów może żałować przerwanego biegu, bowiem za pierwszym podejściem wysunął się na prowadzenie i prawdopodobnie zdobyłby swój czwarty w historii tytuł IMP. A tak, z tytułu cieszył się lokalny idol, Piotrek Pawlicki, dla którego było to pierwsze w historii zwycięstwo na tej imprezie. Smakuje ono szczególnie, ponieważ zostało wywalczone na torze, na którym się on wychował, przed własną publicznością. W przyszłym roku finał IMP odbędzie się ponownie w Lesznie. Piotr Pawlicki będzie miał więc świetną okazję, żeby obronić ten tytuł i ponownie cieszyć się ze złota, właśnie u siebie. Nie będzie to jednak wcale takie proste. Ostatnim bowiem zawodnikiem, który obronił tytuł IMP był Tomasz Gollob w 2002 roku w Toruniu. Od tamtego czasu co roku wyłaniamy nowego mistrza Polski.
Kaczmarek po raz drugi mistrzem
Kolejny wychowanek Fogo Unii Leszno, który świętował w tym roku wielki sukces. Po raz drugi w karierze, Daniel Kaczmarek został Młodzieżowym Indywidualnym Mistrzem Polski. Podobnie jak przed dwoma laty, tytuł ten zdobył na torze w Częstochowie. Utalentowany zawodnik, który w sezonie 2018 ścigał się w Get Well Toruń, kończy wiek juniora. Zrobił to jednak z wielką pompą, zdobywając złoto MIMP, zostawiając za sobą takich faworytów jak Maksym Drabik, Bartosz Smektała, czy Wiktor Lampart. Pierwszy sezon w gronie seniorów spędzi na zapleczu Ekstraligi w drużynie Grupa Azoty Unii Tarnów.
Daniel Kaczmarek w Częstochowie powtórzył swój sukces i został po raz drugi Mistrzem Polski do lat 21
„Smyk” zrobił coś niemożliwego
Można powiedzieć, że w najważniejszych zawodach indywidualnych wychowankowie Fogo Unii Leszno zebrali wszystko. Kiedy wydawało się, że Indywidualnym Mistrzem Świata Juniorów zostanie ponownie Maksym Drabik, do akcji wkroczył Bartosz Smektała. Mimo, że wychowanek leszczyńskich „Byków” przed ostatnim turniejem tracił 6 punktów do lidera, to jednak w Pardubicach pojechał koncertowo, zdobywając komplet „oczek” i osiągając swój największy sukces w dotychczasowej karierze. Drugie miejsce przypadło w udziale Maksowi Drabikowi, trzecie zaś utalentowanemu juniorowi z Wielkiej Brytanii, Robertowi Lambertowi.
Powrót Kołodzieja, Iversena i Lindbäcka do elitarnego cyklu, debiut Madsena
Kibice na pewno zapamiętają również wyniki SGP Challenge. Zawody w Landshut, które dawały przepustkę do przyszłorocznego cyklu Speedway Grand Prix, wygrał Janusz Kołodziej, przed Nielsem-Kristianem Iversenem. Dla Janusza Kołodzieja będzie to powrót do elitarnego cyklu po 8 latach. Wówczas w 2011 roku pojechał znacznie poniżej oczekiwań, zajmując ostatecznie 14. miejsce. Teraz powraca z nadzieją wyrównanej walki z najlepszymi. Na arenie krajowej pokazał bowiem, że jest bardzo solidnym zawodnikiem. Swojej wartości na szczeblu międzynarodowym, pomimo 35 lat jeszcze nie udowodnił. Iversen powraca do cyklu jako pełnoprawny uczestnik po roku przerwy. Podobnie sytuacja wygląda w przypadku Antonio Lindbäcka. W sezonie 2017 wypadł z niego z powodu groźnej kontuzji, której skutki odczuwał jeszcze do połowy tego sezonu. Na pewno języczkiem u wagi będzie występ Leona Madsena w przyszłorocznym cyklu. Będzie to bowiem jego debiut. Madsen nie zakwalifikował się na torze, jednak BSI postanowiło podarować mu stałą „dziką kartę'. Nigdy nie ukrywał, że jazda w elitarnym gronie to jego marzenie, a teraz ono się spełni. Indywidualny Mistrz Europy z tego sezonu liczy na walkę o medale.
Świetny sezon Madsena
Sezon 2018 należał również do wspomnianego wcześniej Leona Madsena. Duńczyk zdobył swoje pierwsze w karierze mistrzostwo Europy. Mimo, że po pierwszej, słabej rundzie w Gnieźnie miał 9 punktów straty do Jarosława Hampela, to jednak kolejne trzy turnieje pojechał koncertowo, zapewniając sobie tytuł w Chorzowie, z przewagą 11 punktów właśnie nad wymienionym reprezentantem Polski. Również w występach ligowych radził sobie bardzo dobrze, będąc liderem swoich drużyn. W PGE Ekstralidze osiągnął drugą najlepszą średnią na bieg, w Elitserien natomiast piątą. Teraz czekają go nowe wyzwania. Jak wcześniej wspomniałem, żużlowiec z kraju Hamleta otrzymał stałą „dziką kartę” na przyszłoroczny cykl SGP. Chce walczyć o światowy czempionat i udowodnić, że jest jednym z najlepszych żużlowców globu.
Za Madsenem najlepszy w sezon w karierze, a jego wyniki zostały także dostrzeżone przez działaczy cyklu GP
Koniec pewnej ery
Podsumowanie całego sezonu 2018 kończymy wzmianką, której nie mogło zabraknąć. Trzykrotny Indywidualny Mistrz Świata na żużlu kończy swoją przygodę z cyklem Speedway Grand Prix. Nicki Pedersen, bo o nim oczywiście mowa, debiutował w cyklu w 2000 roku w Pradze. Jechał on wówczas z „dziką kartą”. Od sezonu 2001 jeździł jako pełnoprawny uczestnik. W tym czasie zdobył łącznie 7 medali: 3 złote, 1 srebrny i 3 brązowe. Był prawdziwą zmorą i postrachem dla najlepszych zawodników. Zawsze bezkompromisowy i jadący do końca. Nadawał kolorytu całej tej dyscyplinie. Obecnie nie mamy niestety wielu takich zawodników z „jajami”, którym nic nie przeszkadza i jadą po kolejne punkty jak po swoje. W tym sezonie Nicki miał swoje dobre momenty, ale niestety w większości występów był bezbarwny i widać było, że się męczy. Biorąc pod uwagę kontuzję z ubiegłego roku i to, że praktycznie cały poprzedni sezon stracił, to 11. miejsce w tegorocznej klasyfikacji i tak nie jest jakąś wielką porażką. Kibice na pewno zapamiętają jego świetny występ i zwycięstwo w Målilli, jako piękne ukoronowanie całej kariery wielkiego mistrza.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!