Piotr Markuszewski przez wiele sezonów zdobywał punkty dla macierzystego GKM-u Grudziądz. Jego największym, indywidualnym – jak sam podkreśla – sukcesem jest brązowy medal MIMP z Rzeszowa w 1995 roku. Później nie zawsze było już tak dobrze i kolorowo. W rozmowie z naszym portalem opowiada m.in. o głównych przyczynach zakończenia kariery w wieku 29 lat.
Łukasz Piekarski, speedwaynews.pl: – Czym dzisiaj, kilkanaście lat po zakończeniu kariery zajmuje się Piotr Markuszewski?
Piotr Markuszewski, były zawodnik GKM-u Grudziądz: – Po zakończeniu przygody z żużlem zacząłem pracować. Dzisiaj mam swoją firmę budowlaną. Ponadto wspólnie z żoną i synami zajmujemy się hodowlą owczarków niemieckich długowłosych.
– Skąd zamiłowanie do hodowli psów?
– Kontakt z czworonogami mam od bardzo dawna. Już od dziecka mieliśmy psy w domu, które bardzo kochaliśmy. Dzisiaj spełniamy się, w tym co robimy i mamy wymarzoną hodowlę.
– Nie ciągnie do pracy w żużlu? Co niektórzy kibice chętnie widzieliby Pana w roli trenera młodzieży w grudziądzkim klubie?
– Już teraz nie ciągnie mnie do pracy w sporcie. Miło słyszeć, że są jeszcze kibice, którzy myślą, że to byłby dobry pomysł.
– Były rozmowy w tym temacie z działaczami GKM-u, jeszcze przed zatrudnieniem Roberta Kościechy?
– W przeszłości do kilku rozmów z działaczami grudziądzkiego klubu doszło. Dzisiaj wiem, że postawienie na trenera Roberta Kościechę to bardzo dobry i trafiony wybór.
– Wsiada pan jeszcze czasem na motocykl, żeby wykręcić kilka kółek?
– Zawsze, kiedy mam nieco więcej czasu wsiadam na motocykl, żeby pościgać się trochę z amatorami. Zazwyczaj jeździmy albo w Grudziądzu, albo w Toruniu na Motoarenie.
– Współpracuje Pan z amatorskimi żużlowcami?
– Tak, współpracuję z amatorami. Podczas naszych spotkań staram się im podpowiedzieć i pokazać, to co w żużlu najistotniejsze. Muszę przyznać, że nawet fajnie im to wszystko wychodzi. Cieszę się, że nie brakuje takich zapaleńców i sympatyków „czarnego sportu”.
– Jak wygląda ta współpraca?
– Tak jak już wspomniałem, spotykamy się wspólnie na treningach. Koledzy w tym czasie dopytują mnie jak wyeliminować błędy, które najczęściej popełniają na torze.
– Pamięta pan swój pierwszy mecz w barwach GKM-u? Jak Pan go wspomina?
– Oczywiście, że pamiętam. Swój debiut w Grudziądzu miałem podczas meczu z Opolem. To był ogromny stres. Zaliczyłem kilka upadków, no ale wiadomo… byłem jeszcze młody i nie miałem zbyt wielkiego doświadczenie w jeździe i ściganiu się z rywalami.
– Zdobyty w Rzeszowie brązowy medal Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostw Polski uważa Pan za swój największy sukces w karierze?
– Jeśli chodzi o indywidualne sukcesy to myślę, że można tak przyznać. Doskonale pamiętam te zawody w Rzeszowie. Mieliśmy tam naprawdę silną obsadę.
– Jak wspomina Pan wspólną jazdę z Robertem Dadosem i Billym Hamillem?
– Billy Hamill był ówcześnie tak dobrym zawodnikiem, że niemal wszyscy braliśmy przykład z jego wspaniałej jazdy na torze. Robił tak właśnie między innymi Robert Dados, który dodatkowo bardzo szybko się rozwijał.
– GKM w tamtejszych czasach to jednak nie tylko Hamill i Dados. Skarżyński, Kempiński, Żurawski, czy też właśnie Pan. Super paczka chłopaków z Grudziądza. Nie do pomyślenia w obecnych czasach.
– W latach dziewięćdziesiątych do szkółek żużlowych zapisywało się bardzo dużo chłopaków. To właśnie między innymi z tego powodu w poszczególnych drużynach jeździło dużo miejscowych zawodników. W dzisiejszych czasach taka sytuacja jest praktycznie niemożliwa.
– W 1999 roku zdecydował się Pan na zmianę barw. Co najlepsze, trafił pan do największego rywala GKM-u – Apatora Toruń. Trudno było podjąć tamtą decyzję?
Na pewno nie było lekko odchodzić ze swojego macierzystego klubu. Niestety ówcześnie w Grudziądzu zaczęło brakować miejsca w pierwszym składzie. GKM zakontraktował wtedy do swojego zespołu Jarosława Szymkowiaka.
– Kiedy zaczynał Pan przygodę z żużlem wielu twierdziło, że zapowiada się pan na solidnego ligowego jeźdźca. Patrząc z perspektywy czasu, czego zabrakło, żeby w dorosłym speedwayu odgrywać czołowe role? Przeskok do I ligi po awansie w 1995 okazał się zbyt wysoko zwieszoną poprzeczką?
– Pamiętam tamten sezon i jeden szczególny moment. To był 1996 rok i słynne, przerwane derby Apatora z GKM-em. W pierwszym biegu zostałem podcięty na torze przez jednego z zawodników z Torunia. Z bardzo dużym impetem uderzyłem wtedy głową w dolną część bandy. Później okazało się, że doznałem silnego wstrząsu. Od tamtego czasu ciężko było mi odnaleźć się w żużlu.
– W którym momencie zdał Pan sobie sprawę, że pora kończyć karierę?
– O wszystkim zadecydowałem pod koniec 2003 roku. Nie zgodziłem się na słabsze warunki kontraktu, gdyż w tym czasie bardzo istotną rolę odgrywał sprzęt i odpowiednie jego przygotowanie. Trzeba było podjąć trudną decyzję. Z perspektywy czasu cieszę się, że skończyłem cało i zdrowo.
– Po latach pojawiła się myśl, że inaczej można było pokierować swoją karierą?
– Na pewno tak. Wydaje mi się, że pewne momenty i decyzje zupełnie inaczej bym mógł dzisiaj podjąć. Cieszę się mimo wszystko, że pozostawiłem po sobie ślad w grudziądzkim żużlu.
– Po 2003 roku pojawiały się jeszcze myśli związane z ewentualnym powrotem do ligowego ścigania?
– Oczywiście, że się pojawiały. Nie tylko po jednym sezonie, ale nawet i po czterech latach. Ostatecznie zdecydowałem się nie wracać już do ścigania i definitywnie zakończyć swoją przygodę z żużlem.
– Jak ocenia pan dzisiejsze funkcjonowanie grudziądzkiego klubu i tego wszystkiego, co dzieje się obecnie wokół GKM-u?
– Cóż mogę powiedzieć? Klub prowadzony jest bardzo dobrze. Widać jak wszystko się zmienia. Mamy wyremontowane trybuny, dobrze przygotowany parking dla aut obok stadionu. Wiadomo, że znajdą się i tacy, którzy chcieliby jeszcze więcej, ale niestety wszystko dzisiaj związane jest ściśle z finansami. Uważam, że powinniśmy się cieszyć z tego, że mamy tak piękny obiekt.
– Jak porówna pan żużel z czasów, kiedy był pan zawodnikiem, a tym, który oglądamy teraz?
– Zbyt dużo to się jednak nie zmieniło. Jak widać po Pawle Hlibie, można do żużla wrócić po pięciu latach i ścigać się jak równy z równym. Wielki szacunek dla Pawła.
źródło: inf. własna; autor zdjęć: Marta Prokopczyk
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!