Fogo Unia Leszno zanotowała trzecią domową porażkę z rzędu i skazała się na walkę z Motorem Lublin w ćwierćfinale PGE Ekstraligi. Piotr Baron przyznał, że w meczu z Włókniarzem „Byki” miały problem z dopasowaniem się do domowej nawierzchni, która zdaniem menadżera dziwnie się zachowywała.
Piątkowa porażka z zielona-energia.com Włókniarzem Częstochowa była najgorszym wynikiem na domowym torze za kadencji Piotra Barona. Leszczynianie nie przegrali tak wysoko przed własną publicznością od 8 lat. Sama klęska nie była jednak niespodzianką, bo to już trzecia porażka z rzędu. W tym sezonie „Byki” przy Strzeleckiej tylko raz przekroczyły barierę 47 punktów.
Piotr Baron zwykle nie tłumaczy swoich podopiecznych nawierzchnią, ale po klęsce z Włókniarzem było inaczej. Skwar i mała wilgotność powietrza utrudniały miejscowym dopasowanie się do nawierzchni. – Myślę, że naszym największym problemem było to, że nie mogliśmy się dopasować do toru. Przez cały dzień panowały bardzo wysokie temperatury, przez co musieliśmy wlewać w niego dużo wody. Przez to zachowywał się po prostu nieracjonalnie – zaznaczył szkoleniowiec Fogo Unii Leszno.
Skazani na pożarcie?
Leszczynianie walczyli o zwycięstwo, aby uniknąć starcia z Motorem Lublin. „Koziołki” to dla leszczynian bardzo niewygodny rywal. W rundzie zasadniczej lublinianie rozbili Fogo Unię na swoim torze i jeśli biało-niebiescy chcą myśleć o półfinałach, to muszą poprawić się podczas rundy zasadniczej. – Prawda jest taka, że Lublin jedzie naprawdę doskonale. To świetni startowcy i w tym temacie mają dużą przewagę, natomiast play-offy są play-offami i zwycięstwo pozostanie sprawą otwartą – podkreślił Piotr Baron.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!