20 lipca we francuskim Mâcon odbył się finał Drużynowych Mistrzostw Europy Juniorów. Polacy odzyskali utracone przed rokiem złote medale i wygrali z dużą przewagą. Polscy kibice, śledząc wyniki cieszyli się i klaskali długo. W alternatywnej rzeczywistości mogło tak być, prawda? Stało się jednak inaczej.
Historię wyjazdu, który zajął mi ok. 75 godzin z życia i podczas, którego musiałem pokonać ponad 3600 kilometrów, nakreślę może innym razem. W tym miejscu jednak chciałem się zająć opisaniem wydarzeń z ubiegłej soboty nieco bardziej szczegółowo. Co uważniejsi czytelnicy mieli oczywiście szansę śledzić relację tekstową z kilkoma zdjęciami na łamach naszego portalu, ponieważ byliśmy jedyną polską redakcją, obecną na miejscu. Wszystkiego jednak tam umieścić się nie dało, a na rozwinięcie zapraszam poniżej.
Co stało się w sobotę, 20 lipca we francuskim Mâcon? Odwołano finał Drużynowych Mistrzostw Europy Juniorów. Imprezę medalową w dalekiej lokalizacji. Co więcej, nie odbyła się ona w terminie rezerwowym, jakim była niedziela. Czego mogłem się spodziewać w komentarzach po takim, a nie innym zakończeniu francuskiej „przygody”? Oczywiście lamentów, „gorzkich żali”, wypominania. Pomimo tego, że rzuciłem okiem na tylko kilka, bez wątpienia się „nie zawiodłem”. To co, „dowalimy” jeszcze Francuzom, za to, co się stało, ok? Zatem po kolei.
Kto wymyślił w ogóle to, aby finał Drużynowych Mistrzostw Europy Juniorów zrobić w „jakiejś” Francji? Żużlowym „zadupiu”, o którym „prawdziwy” kibic speedwaya słyszy tylko przypadkiem lub czyta, gdy zabłądzi gdzieś w czeluściach wyników i trafi na te z tamtejszej ligi (dopiero od trzech lat, bo wcześniej zdarzało się to jeszcze rzadziej). Jak tak poważna organizacja, jaką jest FIM Europe mogła wpaść nawet na tak absurdalny pomysł, aby imprezę tej rangi tam organizować? Tyle kilometrów do pokonania, przecież można było to zrobić u nas, w Polsce, albo nawet w Danii, czy Szwecji… Ale chwila, moment… W tymże francuskim Mâcon imprezy pod egidą FIM Europe (wcześniej UEM) są organizowane od 2013 roku (rundy kwalifikacyjne IMEJ wygrywali tam m.in. Adrian Cyfer, Daniel Kaczmarek i Dominik Kubera). W ciągu sześciu poprzednich lat oczywiście pojawiały się argumenty o odległości, ale czy z drugiej strony nie mówi się coraz częściej o ekspansji żużla na nowe ośrodki, aby i one miały jakąś szansę na rozwój? Niekoniecznie musi się to udać, ale czy możemy im tego zabronić? Dodatkowo, czy któryś z polskich ośrodków wyraziłby zainteresowanie urządzeniem tego finału? Wiem, organizatora przed ogłoszeniem kalendarza wyznacza wspomniana FIME, ale który w Polsce klub „rzuciłby” się na tę imprezę – pomimo tego, że to finał – skoro od kilku lat „tłucze” się nam, że najważniejsze są rozgrywki Ekstraligi i Speedway Grand Prix, a w dalszej kolejności Speedway Euro Championship? Kto z taką chęcią urządziłby u siebie ten finał, skoro rok wcześniej, na półfinale tejże imprezy w Gnieźnie, na stadion przyszło raptem kilkaset osób? Ile już słyszeliśmy narzekań na brak frekwencji przy podobnych wydarzeniach i wręcz sugestiach, żeby organizować je w innych krajach? Spójrzmy jeszcze na odległość – z południa Polski, skąd startowałem ja i część zawodników, do tej francuskiej lokalizacji jest do pokonania ok. 1600 kilometrów. Jeśli spojrzymy jednak na Danię, to do różnych obiektów internetowe mapy podają odległości do 1300, a jakby przyjrzeć się np. szwedzkiej Avescie, to nawet 1700. A na marginesie z południa Polski do francuskiego Lamothe-Landerron, gdzie odbyła się tegoroczna runda kwalifikacyjna do Speedway Grand Prix jest ok. 2100 kilometrów w jedną stronę. Czy zatem rzeczywiście ta odległość była czymś nowym i nadzwyczajnym? Dobra, argument o miejscu nieco nietrafiony, ale zaraz znajdziemy na nich coś więcej.
Awaria maszyny startowej – przecież to niedopuszczalne! Finał medalowej imprezy, rangi europejskiej i nie dopilnowano takiej elementarnej i podstawowej rzeczy. Nie sprawdzono tego wcześniej? Przecież to całkowity brak wiedzy o organizacji takich imprez… Ale chwila, moment… Czy przed nieco ponad czterema laty nie mieliśmy na inaugurację cyklu Speedway Grand Prix mega afery, spowodowanej awarią tego typu sprzętu? Czy nie działo się to w najważniejszej imprezie roku w Polsce? Czy przypadkiem z kolei nie tak całkiem dawno, do podobnych sytuacji nie dochodziło w „Najlepszej Lidze Świata” i to w półfinałach fazy play-off? To jak to jest, takie rzeczy mogą dziać się w kraju, który uważa się za żużlową potęgę sportową i organizacyjną, a na jakimś „zadupiu” we Francji jest to niedopuszczalne? Chyba nie do końca. Czym różnią się wymienione przeze mnie sytuacje? W Mâcon naprawa maszyny startowej trwała około pół godziny, a we wspomnianych dwóch wydarzeniach w Polsce nie powiodło się to wcale… Dodatkowo taśma wcześniej działała bez zarzutów. Przed treningiem odbyły się tam bowiem zawody w klasie 250 cc wśród francuskich żużlowców i rozegrano bez problemów ok. 10 biegów. Znowu pudło, trudno, szukamy dalej.
Awaria oświetlenia po gigantycznej ulewie – totalna amatorka. Nie przygotowali się i nie mieli zabezpieczenia pod tym kątem? Jak do tego doszło? Ale chwila, moment… Czy awaria prądu nie spowodowała przed kilkoma laty, w pierwszym z finałów rozgrywek 2. ligi wielkiego zamieszania? Na logikę i według przepisów wówczas gospodarzy powinno ukarać się walkowerem, a spotkanie powtórzono i o tak surowej karze nie było mowy. Pojedynek przerwano i w tak „potężnym” żużlowo kraju nie udało się naprawić usterki, przez co doszło do „małej” kompromitacji podczas tamtego wydarzenia. To w naszym kraju mogło się wydarzyć, a w jakiejś nierozwiniętej pod kątem speedwaya Francji już nie? Jaka była różnica? Ostatecznie awaryjne zasilanie uruchomiono i światła na stadionie w Mâcon się zapaliły, a we wspomnianym polskim ośrodku (chyba wszyscy wiedzą gdzie) – nie… No dobra, szukamy na nich coś więcej.
Skąd to zamieszanie? Najpierw odwołane, później chcą jechać, później ostatecznie odwołane? Czy tak wygląda organizacja finału Drużynowych Mistrzostw Europy Juniorów? To chyba jakaś masakra… Ale chwila, moment… Jeszcze przed prezentacją spadł dosyć obfity, ale krótki deszcz, który nie zagroził zawodom w żaden sposób. Biorąc pod uwagę doświadczenie ostatnich lat, w Polsce od razu zaczęto by się zastanawiać, czy tego nie przełożyć, czy da się jechać, itd. Tutaj nikt – co oczywiste – nie pomyślał tak wówczas w ogóle. Niestety chwilę po tym, jak zawodnicy wyjechali do pierwszego biegu nadeszła ulewa, która po dłuższej chwili zmyła nadzieje na ten finał… Duńczyków! Dlaczego wymieniłem ten kraj w pierwszej kolejności? Podobno właśnie po tym obfitym opadzie na profilu w mediach społecznościowych jednego zawodnika przekazano informację o odwołaniu turnieju. Co w tym dziwnego? To, że miało to miejsce ponad godzinę przed oficjalną decyzją Jury zawodów! Co więcej, gdy po ulewie udaliśmy się do parku maszyn, trzy reprezentacje wyszły na tor sprawdzić jego stan, a kilku zawodników duńskich trafiło prosto do… szatni, skąd przebrani wyszli i zaczęli się pakować. Serio? Godzinę przed ogłoszeniem decyzji? Dokładnie tak… Później faktycznie nastąpiło zamieszanie komunikacyjne, ponieważ przekazano informację, iż zawody będą odwołane, a następnie, że zostanie podjęta próba włączenia awaryjnego światła nad torem (która się powiodła – jak w akapicie powyżej) i odjechania koniecznej ilości 10 biegów. Wodę kilka osób zdążyło już usunąć niemal w całości z toru, a jej pozostałości pomagali zgarniać zawodnicy, jak choćby reprezentanci Szwecji i Polski. Śmiem zakładać, że w naszym kraju godzinę po takiej ulewie zawodnicy byliby już w busach w drodze do domów lub na miejsce noclegu. Ostatecznie okazało się jednak, że finał DMEJ nie może się w Mâcon odbyć także w niedzielę, z powodu braków organizacyjnych. No, w końcu coś na nich mamy!
Fakty są takie – informację o tym, iż z rozegraniem w niedzielę zawodów może być problem, otrzymaliśmy od jednego z organizatorów już jakieś pół h przed końcowym odwołaniem imprezy. Nie było możliwości zabezpieczenia karetki oraz obecności lekarza (nomen omen jednego mieliśmy ze sobą, ale to już inna historia). Czy mogę to obronić? Nie za bardzo. Nie znamy jednak wszystkich faktów – być może to wszystko było zabezpieczone na termin rezerwowy wcześniej, a w ostatnich dniach sytuacja się zmieniła. Być może jakaś dodatkowa impreza miała w tamtejszym rejonie miejsce i właśnie przez nią uległo to zmianie. Dodatkowo, czy w lokalizacji, gdzie zawody odbywają się tak rzadko, a jest to przy tym finał zmagań rangi europejskiej, FIM Europe sprawdziła te wszystkie informacje odpowiednio wcześniej? Jeśli jednak wszystko było dopilnowane i zapewnione od organizatorów, to nie mam na to usprawiedliwienia i to faktycznie jedyny, konkretny mankament. Ale chwila, moment… Czy przypadkiem kilka lat temu nie odwołano już turnieju Speedway Grand Prix w Rydze i widząc, że nie uda się go w tym miejscu rozegrać, przeniesiono go w całkiem inne? Akurat dostępne i niedalekie Daugavpils służyło wówczas pomocą. A czy przypadkiem przed dwoma laty w sierpniu identyczna impreza, czyli finał DMEJ w Krośnie, nie został odwołany z powodu deszczu i również nie powtórzono go w niedzielę? Wówczas jednak „lobby” było poważniejsze, ponieważ do przełożenia byłoby kilka meczów jakże ważnych, polskich rozgrywek. Czy we wspomnianej już Warszawie przed 4 laty w ogóle rozpatrywano termin rezerwowy? Wiemy, że przy takiej jakości nawierzchni, wiele by to zapewne nie dało również w niedzielę, ale ówczesny wiceprezes Polskiego Związku Motorowego (obecny Prezes), na moje pytanie, zadane na konferencji po przerwanych zawodach, czy w ogóle brano drugi dzień pod uwagę i zakładano możliwość rozegrania wtedy turnieju, zapytał: „Poważnie?” Tak, ponieważ niedziela również wtedy była terminem rezerwowym, a wszyscy wracali z kwasem na ustach i w myślach (który stopniowo został osładzany w kolejnych latach) do domów po trzech seriach.
Tor w Mâcon przed godziną 19:30, 20 lipca 2019, przed planowanym finałem DMEJ (fot. Stanisław Wrona)
Przechodzę powoli do puenty. To na naszych łamach już padło – we francuskim Mâcon w ubiegłą sobotę nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego. Pechowy splot okoliczności sprawił, iż zawody nie odbyły się tego dnia, a jeszcze gorszy, że nie mogły odbyć się w niedzielę. Skutkiem ubocznym są z pewnością poświęcone czas i koszty na tzw. „pustym przebiegu”, ale te byłyby zapewne zbliżone, gdyby to zdarzyło się np. w Szwecji. Nie dowiedzieliśmy się natomiast tego, co mieli do powiedzenia Duńczycy, gdy okazało się, że termin rezerwowy przepadnie. Szwedzi i Polacy byli świadomi odległości i czasu, który był poświęcony temu przyjazdowi i chcieli rywalizować i odjechać te wymagane 10 wyścigów. Czym kierowali się ich duńscy rywale, poza twierdzeniami, że jazda w nocy jest nieprofesjonalna, gdy i tak zawody miały skończyć się po godzinie 23? Być może jeszcze się tego niedługo dowiemy.
Nasza polska mentalność sprowadziła nas jednak w ślepy zaułek. Jesteśmy nauczeni już od wielu lat „Najlepszej Ligi Świata”, która tak naprawdę ma więcej przymiotników z „naj”, ale niekoniecznie pozytywnych – to również według opinii internautów. Tymczasem od razu po takim odwołaniu imprezy w dalszej Francji poszła fala niezadowolenia, internetowego krzyku i szukania w tym sensacji. Nasz egoizm sprowadził nas do tego, że oprócz lokalnego, miejscowego podwórka nie widzimy żużla w innych zakątkach świata i wszystko możemy sprowadzać do tego – po co w ogóle to tam zorganizowano? Takie myślenie nie zaprowadzi nas nigdzie. Trzeba zejść na ziemię, bo nie da się wszystkich imprez organizować w naszym kraju. Żużel w kalendarzu będzie się odbywał również we Francji oraz innych – nie dla każdego nieegzotycznych i zrozumiałych – krajów. I to jest konieczne. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że wśród organizatorów w Mâcon padło stwierdzenie, że to mogła być ostatnia impreza w tym miejscu, ponieważ klub – zarówno żużlowy, jak i motocrossowy – niedługo kończy działalność. Miejmy nadzieję, że to jednak nieprawda lub, że coś z naszym tłumaczeniem nie zadziałało odpowiednio. Dlaczego? Ponieważ każdy czynny ośrodek, na którym odbywają się zawody żużlowe, dodatkowo rangi międzynarodowej, jest temu czarnemu sportowi potrzebny. A na tym w Mâcon udało się bez problemu w poprzednich sześciu latach odjechać 5 rund Indywidualnych Mistrzostw Europy Juniorów oraz półfinał Drużynowych Mistrzostw Europy Juniorów.
Sobotnie wydarzenia na pewno nauczyły wiele samych Francuzów oraz wszystkich obecnych na miejscu. Mam również nadzieję, że ten szczegółowy opis sprawi, że choć niektórzy inaczej spojrzą na organizację imprez w tak „odległym” miejscu, jakim jest Mâcon. Jeśli dołożymy do tego pozytywne głosy z polskich teamów, mówiące, że do momentu awarii maszyny startowej przed pierwszym biegiem, wszystko przebiegało bardzo sprawnie i bez żadnych zarzutów, to naprawdę można się tylko cieszyć i mieć nadzieję, że podobnych sytuacji uda się uniknąć w przyszłości. A sam, dopóki zdrowie, czas, możliwości i środki na to pozwolą, bardzo chętnie będę jeździł na wszelkie zawody do Francji, Norwegii, Finlandii i najmniej popularnych kierunków, aby odwiedzić te miejsca w czasie imprez żużlowych i aby o tym tak szerokiej publiczności, jaką jest nasza polska, coś więcej o nich przekazać. I mam nadzieję, że będę mógł jeszcze odwiedzić w przyszłości Mâcon, na turnieju podobnej rangi. To co, wybiera się ktoś ze mną?
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!