Ledwie czterech oczek zabrakło beniaminkowi Nice 1. Ligi Żużlowej, by sprawić małą niespodziankę na inaugurację. Choć Arged Malesa TŻ Ostrovia długo prowadziła w Łodzi, ostatecznie uległa Orłowi 43:47.
Początek spotkania mógł dać nadzieję ostrowskim kibicom. Początkowo to właśnie goście minimalnie prowadzili, a w środkowej części spotkania utrzymywał się remis. Podwójna porażka Grzegorza Walaska i Sama Mastersa w biegu trzynastym okazała się jednak decydująca.
Wielu kibiców, nie tylko tych ostrowskich, zastanawiało się zresztą nad sensem wystawiania Australijczyka w tak istotnej gonitwie. Masters w trzech pierwszych swoich startach podróżował daleko za resztą stawki i nie był w stanie objechać nawet popełniającego spore błędy na łukach młodzieżowca gospodarzy, Piotra Piórę. – Najchętniej nie robiłbym żadnych roszad, by zawodnicy mogli się rozjeździć z czystą głową – mówił przed spotkaniem na antenie stacji Eleven trener gości, Mariusz Staszewski. Już w trakcie meczu potwierdził te słowa, dając czwartą szansę beznadziejnemu w sobotę Mastersowi nawet mimo tego, że bardzo solidnie radził sobie rezerwowy Kamil Nowacki.
Do przemiany jednak nie doszło i Australijczyk po raz kolejny dojechał ostatni, kończąc zawody z jednym punktem za pokonanie Hansa Andersena, który odnotował defekt motocykla. – Brakowało punktów pary Klindt – Masters. Liczyłem, że będzie to mocniejszy duet. Z przebiegu zawodów okazał się naszą najsłabszą parą. Na juniorów liczyłem, bo mówiłem nawet przed meczem, że mamy jedną z najbardziej solidnych par młodzieżowych w tej lidze. Mimo wszystko, szkoda, że nie wygraliśmy. Chyba nikt się nie spodziewał, ze mną na czele, że Sam Masters pojedzie tak słabo. W następnym meczu wskakuje za niego Renat Gafurow – powiedział po meczu Mariusz Staszewski w rozmowie z portalem wlkp24.info.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!