Fatalną inaugurację na własnym torze zanotowali żużlowcy Arge Speedway Wandy Kraków, ulegając Orłowi Łódź w stosunku 30:60. Sztab szkoleniowy krakowian podkreśla, iż najważniejsze w najbliższym czasie będą liczne treningi na obiekcie przy ul. Odmogile.
Jeśli na „domowym” owalu przegrywa się 30:60, świadczy to o tym, że na torze widać było rywali, jakby z dwóch różnych klas. Usprawiedliwieniem drużyny z dawnej stolicy Polski może być fakt, że w pierwszym pojedynku w Gdańsku, ze składu wylecieli dwaj czołowi zawodnicy. Ernest Koza doznał kontuzji, która na jakiś czas wykluczyła go z jazdy, natomiast Claus Vissing został ukarany czerwoną kartką od sędziego tamtych zawodów.
– Po takim meczu niewiele można powiedzieć, jedynie pogratulować drużynie gości. Pokazali nam miejsce w szeregu, na tę chwilę. Spotkały nas kontuzja Ernesta oraz czerwona kartka Clausa Vissinga. Praktycznie w tym meczu nikt nie pojechał. Marcin Jędrzejewski znów zdobył najwięcej punktów, razem z debiutującym Victorem Palovaara. Czeka nas ciągły trening, mam nadzieję, że uda nam się jeszcze wzmocnić jakimś znaczącym nazwiskiem i podniesiemy jakoś siłę tej drużyny. Na tę chwilę pozostaje nam tylko mocno trenować, wierzyć, że się uda i jechać dla kibiców, dla Wandy. Na razie to nie wygląda… Przyjście na konferencję prasową po tym meczu było naprawdę ciężkie i również trudno w tym wypadku było powiedzieć coś sensownego – mówił po wyraźnej przegranej z Orłem Łódź, menedżer krakowskiej drużyny, Paweł Piskorz.
Przy takim wyniku trudno wskazać jednego winowajcę. Drużyna zaprezentowała się ogólnie słabo, przez całe spotkanie będąc tłem dla rywali. – Powiedzmy, że zawiedli wszyscy. Ok, Marcin zdobył siedem punktów, ale od niego wymagamy więcej. Jest wiodącą postacią w naszej drużynie i chcielibyśmy, aby ta zdobycz była większa. Jeden bieg wygrał Victor, to też o czymś świadczy. Nie wygrywaliśmy startów. Myślę, że trening i jeszcze raz trening, a wtedy zobaczymy…
Jednym z powodów słabszego przygotowania krakowian do walki na „domowym” torze była z pewnością jego późna weryfikacja. Do tej doszło na 3 dni przed pierwszym pojedynkiem pod Wawelem. Tak krótki okres treningowy, to zdecydowanie za mało, co było widać wyraźnie w niedzielnym spotkaniu. – Na pewno późno odebrany tor był utrudnieniem. Powiedzmy sobie szczerze, tak de facto w czwartek wyjechaliśmy na niego pierwszy raz. Później w piątek, w sobotę to tylko na chwileczkę między innymi meczami można było wyjechać, samemu kółka porobić. To też chyba efekt tego. Dobrze, że trafiliśmy na te dwa najsilniejsze zespoły na początek, mamy je już za sobą. Z mocnych zostają jeszcze Rybnik i Lublin. Te najważniejsze mecze jeszcze przed nami. Ja liczę, że do nich wyklaruje się jakiś skład, który pokaże, że potrafimy jeszcze wygrywać nie tylko na swoim stadionie, choć to będzie teraz priorytetem. Na wyjeździe też będziemy jednak chcieli się pokazać w walce z tymi drużynami, z którymi mamy wygrywać – dodał.
Przed spotkaniem z łodzianami mało kto spodziewał się, że gospodarze indywidualnie wygrają tylko jeden bieg. Tak jednak było, a dosyć niespodziewanie jedyną „trójkę” dla Arge Speedway Wandy przywiózł, debiutujący pod Wawelem w ligowych starciach, Victor Palovaara. Postawa Szweda może dawać nadzieję na lepsze wyniki w kolejnych meczach, wciąż jednak będzie sporo do poprawy, również i u niego. – Victor Palovaara jako jedyny wygrał bieg, to szacunek dla niego. Mimo wszystko tu wygrał, następnie pojechał na zero. Bieg biegowi nierówny. Jest światełko, ja widzę na razie takie malutkie. Mam nadzieję, że za chwilę światło będzie w tym tunelu, wyjdziemy na prostą i problemy, które dotykały klub na początku sezonu, znikną. Będziemy mogli trenować mocno, tylko to nam zostaje. Bez jazdy na własnym torze, nie będziemy wygrywać meczów – zakończył jeden z opiekunów krakowskiej drużyny, Paweł Piskorz.
źródło: własne
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!