Oskar Fajfer poprowadził Zdunek Wybrzeże Gdańsk do zwycięstwa w ostatnim domowym meczu z Car Gwarant Startem Gniezno. Wcześniejsze dwa tygodnie były jednak bardzo trudne dla 24-latka, ponieważ po fatalnym występie w Gnieźnie miał wiele pracy przy sprzęcie.
Krajowy senior gdańszczan na swoim macierzystym torze nie zdobył żadnego punktu, ale na jego usprawiedliwienie działa fakt, że miał poważne kłopoty sprzętowe. – Włożyłem sporo pracy w przygotownia do tego meczu i udało się osiągnąć zadowalajacy wynik. Po meczu w Gnieźnie zlokalizowaliśmy usterkę, która wtedy nawaliła. Nikt pewnie nie wie, ale miałem poważną usterkę w zapłonie. Miałem pęknięty motoplat. Gdy nawijałem cały gaz, to można powiedzieć, że motor jechał jak jałówka. Nie dziwię się, że wynik był taki, a nie inny. Chciałem pojechać dobrze, ale nie wyszło. Przepraszam kibiców z Gdańska za to, że nie wyszedłem do nich po meczu. Proszę o trochę wyrozumiałości, bo przeżywałem trudne chwile i wolałem odciąć wszystko grubą kreską. Skupiłem się na zmazaniu plamy i na szczęście wszystko wypaliło – powiedział Oskar Fajfer.
Były już kapitan gdańskiego zespołu bardzo solidnie przygotowywał się do tego meczu. – Ulżyło mi. Dziękuję Panu Mirkowi Berlińskiemu, który w upale przygotowywał tor i codziennie był do mojej dyspozycji. Przeoraliśmy mnóstwo ustawień. Sędzia i komisarz zmienili nam trochę plany z torem, ale po słabym początku wiedzieliśmy czego możemy się później spodziewać i było już dobrze – dodał.
Prawie wszystkie tegoroczne mecze gdańszczan w tym sezonie są na styku i rozstrzygają się w wyścigach nominowanych. Dokładnie tak samo było przed tygodniem w spotkaniu z beniaminkiem. Do pełni szczęścia zabrakło jednak punktu bonusowego. – Bonusy będą się liczyć. Cieszmy się jednak z wygranej. Nie ukrywam, że spadł mi kamień z serca. Przed piętnastym biegiem dowiedziałem się, że musimy wygrać 5:1. Robiłem wszystko, aby Anders znalazł się obok mnie i tak się stało. Dowieźliśmy podwójne zwycięstwo i dało to nam wygraną – przyznał.
Fajfer w drugiej części zawodów doskonale dopasował się do gdańskiego owalu. W ostatniej gonitwie prowadził dwukrotnie. Wcześniej został przerwany bieg po upadku Adriana Gały. W powtórce też nie miał żadnych problemów z rywalem. – Jak jesteś dopasowany, to nie ma z tym problemu. Trzeba zachować spokój i jechać do przodu. Nie możemy mieć nerwowej atmosfery w drużynie. Cały czas wiedzieliśmy, o co jedziemy. Każdy wyrażał swoje uwagi i dzielił się radami z innymi zawodnikami. Przyniosło to pożądany efekt i nie zmieniła tego nawet kontuzja Mikkela Michelsena. Możemy mu zadedykować wygraną. Niech się chłopak trzyma i wraca szybko do formy. Będziemy go potrzebować – zakończył zawodnik z Gdańska.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!