Są takie mecze, o których trzeba szybko zapomnieć i uznać, że go nie było. W przypadku Orła Łódź mówimy o niedzielnej konfrontacji z Car Gwarant Startem Gniezno, gdzie podopieczni Janusza Ślączki ulegli 58:31.
Najjaśniejszą postacią w przyjezdnym zespole był Hans Andersen, który wywalczył dla Orła czternaście z 31 punktów. Duńczyk w całym meczu przegrał tylko z dwójką rywali – Eduardem Krcmarem oraz trzykrotnie ze świetnym tego dnia Adrianem Gałą. – Spotkanie było naprawdę ciężkie. To nie jest jakiś przesadnie ciężki tor do jazdy, ale zawsze są niewiadome. Miejscowi są tutaj naprawdę szybcy. Raz mijali nas po zewnętrznej, raz po wewnętrznej, jest tu sporo linii do jazdy. Na razie rzeczy nie idą tak jak sobie wyobrażaliśmy, ale ja nie jestem trenerem. Niech inni się zastanawiają co nie gra. Muszę też powiedzieć, że bardzo miło przyjeżdża mi się do Gniezna, bo to był mój pierwszy klub w Polsce. Nawet nie pamiętam kiedy to było, ale chyba około 20 lat temu. To były czasy Jimmy Nilsena, pamiętam też Krzysztofa Jabłońskiego, a Mirek Jabłoński był jeszcze tak młody, że nosił kask za swoim bratem (śmiech). Mam naprawdę miłe wspomnienia z tym miejscem, miło widzieć, że ciągle jest tu świetna atmosfera i tysiące kibiców na trybunach – przyznał po meczu Hans Andersen na łamach portalu sportowegniezno.pl.
W Gnieźnie swoją przygodę z polskim speedway'em zaczynał również m.in. Rohan Tungate, który w 2014 roku wystąpił w jednym spotkaniu miejscowego Startu. W niedzielę był drugim zawodnikiem Orła pod względem zdobyczy punktowej, lecz zdobył połowę tego, co Hans Andersen. – Powinniśmy wygrać ten mecz, ale… musielibyśmy mieć dziś dużo lepszych zawodników. Coś tu ewidentnie nie zagrało, ale na gorąco ciężko powiedzieć, gdzie leży problem. Ciągle nie mamy własnego toru, jeździmy po Polsce, robimy testy i na pewno bylibyśmy w bardziej komfortowej sytuacji, gdybyśmy mogli mieć swój obiekt. To na pewno frustrujące dla nas, kibiców i działaczy, bo chcemy walczyć o Ekstraligę. Musimy teraz skupić się nad poprawą naszej jazdy. Nie ma jednak wymówek. Powinniśmy tutaj pojechać lepiej, bo mamy dobrych i doświadczonych zawodników. NIe ma mowy, by tłumaczyć się, że nie mogliśmy znaleźć ustawień. Powinniśmy to zrobić wystarczająco szybko, ale nie zrobiliśmy. Wstyd – przyznał z kolei Tungate.
Rozczarowania wynikiem nie krył także Janusz Ślączka, który przed sezonem zapowiadał, że jego drużyna nie odniesie więcej niż dwie wyjazdowe porażki, tymczasem mecz w Gnieźnie był już trzecim. Szkoleniowiec zdaje sobie sprawę, że jego dalsza praca może być zagrożona, lecz prawdę powiedziawszy na rynku obecnie Witold Skrzydlewski nie znajdzie zbyt wielu trenerów, którzy mogliby skutecznie zastąpić Ślączkę. – Pamiętam, że była mowa iż w przypadku więcej niż 2 porażek, moja pozycja będzie zagrożona. Teraz wszystko zależy od szefa (Witolda Skrzydlewskiego – dop. aut.). Ja zrobiłem wszystko, żeby było jak najlepiej. Jeżeli drużyna słabo jedzie, to nie jestem w stanie zrobić nic więcej. Podpowiadałem, szły korekty, ale chyba nie w tym kierunku, w którym powinny iść. Wielu z moich zawodników, nie czuje motocykli i to trzeba sobie powiedzieć. Jeżeli na tak łatwym torze, nie robią punktów to znaczy, że są słabi. Trzy zera niektórych, to wstyd. Skompromitowaliśmy się. Szkoda mi kibiców, bo jadą z Łodzi za nami, dopingują nas, a nasza drużyna nie walczy. Tylko Hans Andersen pojechał dobrze. Kościuch zna dobrze ten tor, ale nie zaprezentował nic. Na jego usprawiedliwienia trzeba powiedzieć, że upadał na tor, skasowano mu motocykl, ale powinni inni coś dołożyć.
źródło: sportowegniezno.pl
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!