Tegoroczne okno transferowe było dość specyficzne. Część zawodników zdecydowała się bowiem wrócić na "stare śmieci".
Jak za starych dobrych lat (Tomasz Gapiński)
Na dość ciekawy w ostatnim oknie transferowym zdecydował się Tomasz Gapiński. Wraca on bowiem po sześciu latach do zespołu z Łodzi by ponownie współpracować z trenerem Markiem Cieślakiem. Obaj panowie spotkali się już razem w Pile i we Wrocławiu. Miało to jednak miejsce dość dawno, gdyż w latach w pierwszej dekadzie tego tysiąclecia. Z Łodzią jednak „Gapa” ma pozytywne wspomnienia. Osiągnął wówczas średnią 2.000 i był także zawodnikiem, który zaznaczył pięknie dziś stojącego stadionu Orła.
Ostatnie cztery sezony spędził w Ostrowie będąc także silnym punktem zespołu. Tegoroczny występ Ostrovii w PGE Ekstralidze jednak zdecydował, że zakończono współpracę z dotychczasowym kapitanem. On sam miał lekki żal do sztabu szkoleniowego, lecz szybko zaadaptował się w nowym środowisku i z czystą głową przystąpi do nowego sezonu w nowych barwach. Z pewnością ma jednak swoje cele, które będzie chciał zrealizować. Od lat jest jednym z najlepszych zawodników na zapleczu.
Czas leczy rany (Jakub Jamróg)
Tomasz Gapiński nie był jedynym zawodnikiem, który zdecydował się wrócić do Łodzi. Oprócz niego takich sportowców było jeszcze dwóch, a pierwszym z nich jest Jakub Jamróg. Wychowanek tarnowskiej Unii przywdziewał kewlar Orła w latach 2013-2016 a dobra dyspozycja spowodowała, że łodzianie aż dwukrotnie zameldowali się w finale na zaplecze Ekstraligi. Jego rozstanie jednak z Witoldem Skrzydlewskim nie należało do łagodnych. Ówczesny prezes zarzucił mu traktowanie klubu jak bankomat. Czas jednak leczy rany a Jamróg ponownie wystąpi w barwach Orła.
Po startach w Orle Jamróg reprezentował takie kluby jak Unia Tarnów, Sparta Wrocław, Motor Lublin oraz przez ostatnie dwa sezony Wybrzeże Gdańsk. Z tymi ostatnimi także pożegnał się w nienajlepszej atmosferze, życząc „przyznania licencji na przyszły sezon”. Tegoroczny sezon miał w miarę dobry. Zakończył go ze średnią na poziomie 1.869 pkt/bieg co uplasowało go na 19. miejscu w eWinner 1. Lidze Żużlowej. Teraz wraca do zespołu, gdzie oprócz macierzystego Tarnowa startował najdłużej.
Ty musisz to lubić (Timo Lahti)
Po raz trzeci z kolei do Łodzi wraca Timo Lahti. Był to dość nieoczywisty ruch Fina, który przecież w minionych rozgrywkach nawet nie dostał szansy startu przed wypożyczeniem do Gdańska, gdzie startował m.in z Jamrogiem. To jednak pokazuje, że mimo całego zamieszania jego stosunku z Witoldem Skrzydlewskim są na tyle dobre, że nie ma do niego żalu i ponownie zdecydował się na starty w barwach Orła.
Nad morzem jednak pokazał, że w dalszym ciągu jest jednym z najlepszych zawodników w 1. Lidze Żużlowej. W trzynastu meczach zdołał zdobyć 148 punktów i 5 bonusów i diametralnie zmienił obliczę zespołu z Gdańska. Po paśmie porażek czerwono-biało-niebiescy się odrodzili i zdołali awansować do fazy Play-Off. Lahti złożył także porozumienie z tamtym zespołem, lecz do jego finalizacji nie doszło. Podobnie jak w przypadku Rasmusa Jensena czy Adriana Gały miało pójść o zaległe wypłaty.
Być albo nie być (Kacper Gomólski)
Jedenaście – tyle lat trwał rozbrat Kacpra Gomólskiego z zespołem z Gniezna. Po sezonie 2011 odszedł z Pierwszej Stolicy Polski i od tego momentu reprezentował barwy aż sześciu zespołów. Kibice jednak nie zapomnieli zachowania „Gingera” i relacje pomiędzy nimi są dość chłodne. Dotychczas gdy przyjeżdżał na stadion przy ulicy Wrzesińskiej 25 był witamy gwizdami oraz wyzwiskami. Teraz powinno się to zmienić.
Sezon 2022 był pierwszym kiedy startował na najniższym szczeblu rozgrywkowym w Polsce. Mówiąc krótko, nie podbił go a jego średnia 1.736 punktu na bieg spowodowała, że poznańscy działacze po awansie na zaplecze PGE Ekstraligi dość szybko pożegnali się z gnieźnianinem. Być może to jeden z ostatnich dzwonków dla „Gingera” by spróbować wrócić o dawnej dyspozycji. Przypomnijmy, że Gomólski jest dwukrotnym medalistą IMŚJ.
Gdzie jak nie na Podkarpaciu? (Peter Kildemand)
Na dość odważny ruch zdecydował się z kolei Peter Kildemand. Popularny „Pająk” zszedł do 2. Ligi Żużlowej i w przyszłym sezonie będzie reprezentował barwy rzeszowskiej Stali. To właśnie na Podkarpaciu spędził rok 2015 będąc najskuteczniejszym jej zawodnikiem zaraz po Gregu Hancocku. Od tamtej pory jednak wiele się pozmieniało u Duńczyka i to niekoniecznie na dobre. Regularnie obniża loty i zawodnik, który jeszcze w 2019 roku startował w PGE Ekstralidze zszedł na najniższy szczebel rozgrywkowy.
Bolączką „Pająka” z pewnością jest częstotliwość kontuzji. Jest jednym z największych pechowców pod tym względem co także odbija się na formie Duńczyka. Z tego też powodu zmuszony był odpuścić początek tegorocznych rozgrywek a później nie był w stanie przebić się na stałe do pierwszego składu Startu Gniezno. Ostatecznie wystąpił w pięciu spotkaniach „Orłów”, po których jego średnia wyniosła 1.750. Kibice „Żurawi” mają jednak nadzieję, że Kildemand poprowadzi ich zespół ku awansowi i będzie cieszył ich jazdą jak siedem lat temu.
Przerwać passę (Ernest Koza)
Po roku przerwy Ernest Koza ponownie pojawi się w „Jaskółczym Gnieździe” jako miejscowy zawodnik. Po spadku tarnowian do 2. Ligi Żużlowej zdecydował się nie schodzić wraz z nimi i przeszedł do Startu Gniezno. Nie ma jednak najlepszej passy. Ostatnie dwa sezony to dwa spadki z zaplecza. W tym roku jednak jego dyspozycja dość mocno przyczyniła się to takiego obrotu spraw. Średnia wynosząca zaledwie 1.302 co było drugim najgorszym wynikiem w karierze na zapleczu PGE Ekstraligi.
W Tarnowie powinien być liderem, bo jeśli nie tam to gdzie? Co ciekawe będzie to dopiero drugi sezon Kozy w 2. Lidze. Pierwszy miał miejsce w debiutanckim sezonie startów. Teraz wykonał krok w tył by szybko wykonać dwa do przodu i ponownie zameldować się w eWinner 1. Lidze Żużlowej. W przeciwnym razie może ugrząźć na najniższym szczeblu rozgrywkowym na stałe. O tym, że ta liga nie jest taka prosta przekonali się ostatnio m.in Rune Holta czy Paweł Miesiąc, którzy mieli być gwiazdami.
Powrót do domu (Piotr Gryszpiński)
Ostatnim zawodnikiem, który ma powrócić na „stare śmieci” jest Piotr Gryszpiński. Jednak czy ostatecznie na nie zawita dowiemy się niebawem, gdyż o przyszłorocznym żużlu w Pile można zacząć pisać dość ciekawą powieść. Jeśli jednak do tego dojdzie to po dwuletniej przerwie wróci do macierzystego zespołu by ponownie pokazać się kibicom. W ostatnim roku nie miał zbyt wielu okazji do tego. Pełnił bowiem role rezerwowego w drużynie z Gdańska.
To właśnie tam spędził trzy ostatnie sezony. Dwa w roli młodzieżowca, które wyglądały całkiem przyzwoicie. Szczególnie ten drugi był dla niego udany. Średnia na koniec sezonu lepsza od Mateusza Dula czy Michała Gruchalskiego oraz awans do finału MIMP. Pierwszy rok w gronie seniora może jednak wymazać z pamięci. Wystąpił w zaledwie 23 wyścigach zespołu Zdunek Wybrzeża, w których zdobył 10 punktów i 4 bonusy. Powrót do Wielkopolski jest nadzieją na regularnie starty.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!