Końcówka sezonu dla Andrzeja Lebiediewa była niezwykle udana. Przypieczętować ją miało zwycięstwo w czeskiej Zlatej Prilbie, lecz swój udział w niej zakończył bardzo szybko.
Łotysz z pewnością oczekiwał od siebie zdecydowanie więcej jeśli chodzi o starty w PGE Ekstralidze. W barwach Fogo Unii Leszno zanotował co prawda najlepszy sezon w karierze pod względem średniej (1.707), lecz oczekiwano od niego nieco więcej. Do klubu z Wielkopolski przychodził bowiem jako jeden z liderów, który miał dać utrzymanie w elicie. To się ostatecznie nie udało, lecz Lebiediew ponownie zdołał znaleźć pracodawcę w Najlepszej Żużlowej Lidze Świata. Pierwotnie mówiło się, że w razie awansu dołączy do Abramczyk Polonii Bydgoszcz, lecz ta niespodziewanie przegrała w finale Metalkas 2. Ekstraligi z INNPRO ROW-em Rybnik.
Awans rybniczan stworzył lekkie zawirowania na giełdzie transferowej. Ostatecznie jednak Lebiediew nie musiał czekać na ofertę z Górnego Śląska, gdyż otwarła mu się furtka w ebut.pl Stali Gorzów Wielkopolski. Tam nie byli bowiem zadowoleni z tegorocznej dyspozycji Szymona Woźniaka i mimo ważnej umowy na kolejny sezon zdecydowano, by dać Polakowi wolną rękę w poszukiwaniu klubu i zakontraktowaniu Łotysza. Ten wraz z kolejnymi startami rósł bowiem w siłę, co przełożyło się na zdobycie drugiego tytułu Indywidualnego Mistrza Europy (i zapewnieniu miejsca w cyklu Grand Prix 2025) oraz coraz to lepszej jeździe właśnie w SGP.
Andrzej Lebiediew miał jeden cel
Raz udało mu się nawet awansować do wielkiego finału, lecz w nim przeciął linię mety na ostatnim miejscu. Zwieńczeniem udanej końcówki sezonu miała być wygrana w pardubickiej Zlatej Prilbie, czyli najstarszym żużlowym turniejem na świecie. Jechał tam bowiem z nastawieniem na wygraną, gdyż tego trofeum brakuje w jego gablocie. W 2019 roku zajął drugie miejsce i dotychczas to jego jedyne wyróżnienie jeśli chodzi o zawody w Czechach. O tegorocznych zmaganiach będzie jednak chciał jak najszybciej zapomnieć.
Już w pierwszym starcie wraz z Janem Kvechem zanotowali upadek na pierwszym wirażu. O ile Czech wrócił do parku maszyn o własnych siłach i kontynuował jazdę, to w przypadku Lebiediewa tak dobrze nie było. Od samego początku uskarżał się bowiem na ból ręki i zdecydował się na wycofanie z dalszego uczestniczenia w turnieju. Jednak jeszcze w niedzielę przeszedł badania i podzielił się z kibicami dobrymi informacjami.
– Spróbujemy w następnym roku. Wszystko ok, nic nie jest złamane – przekazał Łotysz za pośrednictwem swoich social mediów.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!