Kiedy w piątkowe popołudnie ogłoszono nową, okrojoną obsadę Diamond Cup, przeciwnicy nowego turnieju indywidualnego grupowo zabrali głos. Czy jednak narzekanie na cykl Ireneusza Nawrockiego ma sens?
Początkowo, zaraz po usłyszeniu samej propozycji rozegrania nowego, indywidualnego cyklu, także byłem mu przeciwny. W końcu ściganie bez wielkiej stawki, jaką jest tytuł mistrza, czy to kraju, czy kontynentu, czy świata, ma raczej charakter towarzyski. Z każdym dniem jednak przekonywałem się do samego Diamond Cup, w szczególności kiedy kolejni zawodnicy potwierdzali swój start w nowo powstającym cyklu.
Przed samym startem zawodów, najprawdopodobniej w okolicach czwartku, liczyłem, że może nie sama organizacja, ale zawodnicy i widownia zamkną usta malkontentom, którzy bardzo narzekali m.in. na lokalizację poszczególnych turniejów. Niestety w piątek okazało się, że nie zawiedli jedynie francuscy sympatycy czarnego sportu.
Nie chcę może jakoś bardzo krytykować żużlowców, którzy nie stawili się na starcie. Chciałbym jedynie zwrócić uwagę, że takie wystawianie organizatora jest co najmniej nie na miejscu. Możemy kogoś nie lubić, nie chcieć pojechać czy nie móc tego zrobić z kwestii logistycznych. Wówczas jednak nie powinniśmy się do turnieju w ogóle zgłaszać.
Bardziej wprowadza mnie w stan niezadowolenia zachowanie przeciwników cyklu. Zgoda, może nie jest to turniej najbardziej prestiżowy, lecz w jaki inny sposób chcemy reklamować dyscyplinę, która z roku na rok zaczyna coraz bardziej chylić się ku upadkowi? Pieniądze – są. Chęci – są. Kibice – są. Kręcący nosem zawodnicy – niestety też.
Cóż, może lepsze jednak byłoby organizowanie zawodów tylko w kraju? Potem zróbmy to samo z SEC i SGP. W końcu żużel to nasz sport.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!