Kto pamięta cykl skeczy z programu „60 minut na godzinę” wie, co autor miał na myśli. Parafrazując sławny tekst Jędrka i Mańka, chciałabym jednak przełożyć wątek na grunt czysto żużlowy. Czyli to, co lubimy oglądać najbardziej, co wywołuje w nas dreszczyk podniecenia.
Młodszych czytelników nie będę wtajemniczać. Odsyłam was do nadrobienia zaległości, bo warto.
Oprócz samego, nagiego wyniku, interesuje nas przecież widowisko sportowe. Co ciekawe, coraz częściej z ust kibiców słyszę, że mimo przegranego meczu, spotkanie było widowiskowe. Cieszy mnie niezmiernie ten progres, który przełamuje schematy fanatyzmu. Z perspektywy dziennikarza, towarzyszące emocje wyglądają w nieco bardziej stonowany sposób. Raczej nikt nie ujawnia swoich preferencji, choć tak naprawdę, każdy wychował się na jakimś stadionie. Prawie każdy dziennikarz biegał kiedyś z szalikiem w określonych barwach. W pracy, te preferencje schowane są w sercu na dnie oraz w czeluściach sentymentu. Choć czasami wspinanie się na wyżyny obiektywizmu bywa bolesne.
Zdarzają się jednak takie chwile, kiedy cała loża prasowa podnosi się jak na rozkaz. Z poszczególnych gardeł wyrywa się artykulacja samogłosek, wyrażająca zachwyt. To są właśnie „momenty”. Nie liczą się wtedy nazwiska ani klubowe barwy. Wszyscy skupiają się na pięknej akcji, która miała właśnie miejsce.
Wydawać by się mogło, że dla właśnie dla tych emocji kibice chodzą na stadiony. Ciężko jednak wymagać, aby każdy bieg wywoływał gęsią skórkę. Gdyby tak było, ciężko byłoby nam odróżnić perełki od absolutnych perełek.
W ostatnią niedzielę, miałam przyjemność oglądać dwie takie akcje, które spowodowały że serce zabiło mocniej. Jedna miała miejsce podczas meczu 2. Ligi Żużlowej, kiedy David Bellego przedzierający się z trzeciej pozycji, na kresce minął Rene Bacha. Druga w odległej o galaktykę i 40 kilometrów PGE Ekstralidze w Toruniu, kiedy Chris Holder, również na kresce wyprzedził Przemysława Pawlickiego. Obie akcje bardzo podobne i godne uznania, choć w drugim przypadku należy również wziąć pod uwagę fakt, że Holder jest showmenem i dodatkowo potrafi nadać takiej chwili smaczek.
Konkluzja wydaje się prosta: w każdej z naszych rodzimych lig możemy liczyć na „momenty”. To są sytuacje, które na długo zapadają w pamięć. Bywa, że czasami jednak akcja meczu jest warta uwagi a pozostała część widowiska wpisuje się w zdanie „bez historii”. Te „momenty” rozgrzewają rozmowy po weekendzie. Wracamy do nich zimą a także, czasami – po latach. By powspominać, okazać uznanie lub porównać z inną, podobną sytuacją.
A was, szanowni czytelnicy, jaka akcja rozgrzała w miniony weekend? Momenty były?
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!