Długa przerwa międzysezonowa to idealny czas, by przyjrzeć się młodym i perspektywicznym zawodnikom, którzy lada moment mogą zająć miejsce w światowej czołówce. „Młodzi i gniewni” to autorski projekt redakcji speedwaynews.pl. W osiemdziesiątym dziewiątym odcinku przedstawiamy Iwana Bolszakowa.
W naszym cyklu najczęściej piszemy o zawodnikach, którzy dopiero rozpoczynają żużlową karierę albo nawet jeszcze nie wystartowali w zawodach na pięćsetce. Rzadko zdarza się, byśmy przedstawiali „młodego gniewnego”, który w sezon 2020 wejdzie już w roli seniora. Ale oto wyjątek od reguły: Iwan Bolszakow, chłopak, który ostatnim juniorskim rokiem udowodnił, że może być z niego spora pociecha.
Urodził się 24 maja 1998 roku, stąd też przygodę z juniorskim speedwayem zakończył w październiku 2019. Nie było to zakończenie z przytupem, ponieważ jego rosyjski zespół, STK Baszkiria Oktiabrskij, zajął ostatnie miejsce w lidze. Zanim jednak do tego doszło, o tym sympatycznym Rosjaninie usłyszało wielu kibiców żużla nie tylko w ojczyźnie.
Zacznijmy jednak po kolei. Od czego zaczęła się przygoda Iwana ze sportem żużlowym? – Byłem zupełnie małym chłopakiem, kiedy tata pokazał mi żużel – wspomina zawodnik. – Od razu spodobała mi się adrenalina, prędkość i konieczność ciągłej walki.
Ta sympatia pozostała do dziś. Pozostało też wsparcie rodziców, choć odkąd Iwan podpisał swój pierwszy kontrakt, z klubem Mega-Łada Togliatti, oprócz wsparcia pojawił się też strach, że syn będzie uprawiać tak niebezpieczny sport. Żużlowiec zauważa jednak, że rodzina nigdy nie była przeciwko jego pasji.
W 2014 roku szesnastoletni Iwan Bolszakow stał się częścią żużlowej rodziny jako zawodnik zespołu z Togliatti, aktualnego mistrza kraju. Nie dane mu było jednak pojechać w barwach drużyny, w której w bród było bardziej doświadczonych juniorów. Na swoją szansę musiał poczekać do kolejnego roku. I choć w sezonie 2015 pojechał w zaledwie jednym spotkaniu i trzech wyścigach, średnia 1,667 punktu na bieg dała mu trzeci wynik w drużynie, za Witalijem Biełousowem oraz Siergiejem Darkinem. W tym samym roku zadebiutował w Mistrzostwach Rosji Juniorów do lat 19 i zajął wysokie, piąte miejsce, w trakcie zawodów pokonując między innymi Romana Lachbauma czy późniejszego medalistę Mistrzostw Europy w ice racingu, Dmitrija Solannikowa.
W sezonie 2016 w mistrzostwach do lat 19 Iwan poprawił się o jedną pozycję i tylko jednego punktu zabrakło mu do włączenia się do walki o srebrny medal, za plecami niedoścignionego niemal Gleba Czugunowa. Wystąpił także w „tradycyjnych” Mistrzostwach Rosji Juniorów, gdzie wśród dwudziestu dwóch sklasyfikowanych zawodników zajął niezłą, dziewiątą pozycję. W pokonanym polu zostawił wtedy między innymi Pawła Łagutę oraz uznawanego za wielki talent Arsłana Fajzulina. W Mega-Ładzie startował już regularnie notował nie najgorsze rezultaty. Jednak był to najgorszy rok zespołu z Togliatti w ostatnim czasie – w trójzespołowej zaledwie lidze drużyna z Obwodu Samarskiego zajęła ostatnie miejsce. – W Rosji mamy silnych zawodników, tylko mało drużyn i nie jeździmy tak często, jak byśmy chcieli – komentuje podobne sytuacje zawodnik.
W sezonie 2017 w lidze rosyjskiej były już ponownie cztery drużyny, a Mega-Łada po raz kolejny w najnowszej historii została mistrzem, tylko że… już bez Iwana Bolszakowa w składzie. Chłopak zimą zdecydował się na zmianę otoczenia i trafił do zespołu z Oktiabrskiego. Ów był czerwoną latarnią rozgrywek i w sześciu meczach nie zdobył ani jednego punktu. Również indywidualnie był to kiepski rok dla Iwana, który w obu juniorskich finałach wylądował daleko poza strefą medalową, a w tym do lat 19 dodatkowo po dwóch biegach i defekcie zmuszony był się wycofać z dalszej rywalizacji.
Sezon nie skończył się jednak wcale tak źle. Jak opowiada zawodnik, jego dobry przyjaciel, Witalij Biełousow, polecił Iwana Polonii Bydgoszcz. Negocjacje nie trwały długo i już w okienku transferowym Rosjanin mógł się pochwalić pierwszym zagranicznym kontraktem. W polskim środowisku kibiców zaczęły się spekulacje, czy Bolszakow ma szansę zostać drugim Emilem Sajfutdinowem…
Rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Iwan wystąpił w barwach Polonii zaledwie w jednym meczu, przegranym 28:62 pojedynku w Rawiczu. Nie pokonał w nim żadnego rywala, a kolejnej szansy nie otrzymał. Jak zdradza, problem nie leżał tylko w postawie w jednym spotkaniu – w końcu w roku 2018 w Polonii Bydgoszcz mało kto spisywał się na miarę przedsezonowych oczekiwań – ale także w kwestiach finansowych. Mimo to jednak uważa kontrakt z Polonią za najważniejszy moment w dotychczasowej karierze.
W 2018 roku Iwan miał także kontrakt z klubem Bundesligi – Wölfe Wittstock – jednak i z tej współpracy, z powodu trudności finansowych, niewiele wyszło. Również w ojczyźnie nie wiodło się najlepiej: zawodnik nie awansował do finału Indywidualnych Mistrzostw Rosji seniorów, a w juniorskim czempionacie po raz kolejny skończył poza podium. Klub z Togliatti, do którego Iwan powrócił po rocznej emigracji, także zakończył sezon bez fajerwerków, dopiero na trzecim miejscu, a nasz bohater należał do tych słabszych juniorów.
Przełomem dla Iwana był dopiero miniony sezon. Żużlowiec skupił się całkowicie na jeździe w ojczyźnie i wyszło mu to na dobre. Po powrocie do Oktiabrskiego stał się czołowym juniorem zespołu i zdobył dwucyfrowy wynik w jedynym wygranym meczu STK Baszkirii – starciu z Wostokiem Władywostok. Najważniejszym punktem sezonu okazały się jednak Indywidualne Mistrzostwa Rosji Juniorów. W tej imprezie Iwan przez cztery serie dość sensacyjnie prowadził z kompletem punktów. W swoim ostatnim starcie miał się zmierzyć z także walczącymi o medale Witalijem Kotlarem oraz Romanem Lachbaumem. Po fatalnym wyjściu ze startu zawodnik tak bardzo chciał wyprzedzić rywali, że upadł na tor i, siłą rzeczy, został wykluczony. – To były bardzo trudne zawody. Wszystko szło jak z płatka, ale upadek w ostatnim wyścigu wykluczył mnie z walki o złoty medal. Nawet nie pamiętam, co czułem bardziej: radość, że stoję na podium, czy to poczucie, że chciałbym być wyżej w ostatnim roku juniorskich startów – przyznaje Iwan.
Z dwunastoma punktami zawodnik reprezentujący STK Baszkirię Oktiabrskij musiał przystąpić do biegu dodatkowego z Fajzulinem o srebrny medal. Po rundzie zasadniczej z Iwana zeszło jednak powietrze i nie dał rady pokonać kolegi z zespołu. Stanął zatem w efekcie na najniższym stopniu podium, ale jednocześnie dał się pokazać jako perspektywiczny żużlowiec, co może mu pomóc w dorosłej karierze. – To będzie trudny sezon. Będę musiał pokazać, że mogę być dobrym seniorem. Problem polega na tym, że w Rosji jest mało klubów, a dużo zdolnych zawodników, wśród których trzeba znaleźć miejsce. Na pewno przyjdzie mi walczyć o pozycję w składzie.
To nie jedyne wyzwanie stojące przed młodym Rosjaninem. W 2020 roku ponownie ujrzymy go w drugiej polskiej lidze. Tym razem w barwach znanego już mu zespołu, „Wilków” z Wittstock. – Planuję jechać w marcu do Niemiec, wziąć udział w przedsezonowych treningach i trafić do podstawowego składu – deklaruje chłopak.
A co poza żużlem? Co oprócz żużla? – Lubię motocross. Zimą staram się jak najczęściej trenować na crossie – opowiada. – Mam też jakieś życie prywatne: mam dziewczynę, która zawsze mnie wspiera.
Gdy jednak pytam, co robiłby w życiu, gdyby nie był żużlowcem, Iwan stwierdza: – Zastanawiałem się nad tym, ale koniec końców nic nie przyszło mi do głowy.
Pozostaje zatem mocno trzymać kciuki, żeby planu B nie musiał szukać.
W dziewięćdziesiątym odcinku przedstawimy Wam niespełna 11-letniego miniżużlowca, który w dorosłym speedwayu może zostać nowym Piotrem Protasiewiczem albo Patrykiem Dudkiem. O kogo chodzi? Dowiecie się we wtorek, punktualnie o godzinie 20:00!
Od redakcji: Cykl „Młodzi i gniewni” jest publikowany w stałych terminach – we wtorki oraz piątki. Dodatkowe odcinki prezentowaliśmy na naszym portalu w dni świąteczne.
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!