Krajowa Liga Żużlowa to ciemny zaułek. Przekonują się o tym włodarze Polonii Piła, którzy zmagają się z pozyskiwaniem sponsorów. Problem w tym, że nie pomaga też miasto samo w sobie, które ma niewiele do zaoferowania.
Czasem nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo specyficznym miejscem jest Krajowa Liga Żużlowa. Z jednej strony wielu kibiców ją uwielbia. Ma swój oldschoolowy klimat, ciekawych i nieoczywistych zawodników czy niewymuskane do granic możliwości stadiony. Z drugiej strony wyższe klasy rozgrywkowe nadały takie tempo, że ciężko jest się do nich zbliżyć. Zawodnicy też w tym nie pomagają, mając gigantyczne wymagania finansowe. Tym samym mamy bardzo przyjemne rozgrywki ze strony sportowej, ale kluby ścigają się przede wszystkim w tym, kto będzie w stanie przetrwać.
W Pile jest problem ze sponsorami. Kibice zwrócili uwagę
Jednym z najbardziej wyrazistych przykładów tej sytuacji jest Polonia Piła. Klub całkiem zasłużony, ale od lat nie mogący wrócić na wysoki poziom. Obecnie próbują to umożliwić prezesi Dariusz Pućka i Dariusz Słowiński. Jeżdżą, pytają, negocjują, dopinają i tak dalej. Ale ze względu na poziom rozgrywek i kwoty potrzebne do domknięcia budżetu, nigdy nie jest to łatwe.
Z tego względu obecnie na stronie internetowej klubu widnieje smutny, choć bezczelnie prawdziwy obrazek. W rubryce poświęconej sponsorom strategicznym znajdują się dwa logotypy. Jeden należy do miasta Piła, drugi zaś do firmy Eneris, do niedawna bezpośrednio zależnej od miasta. To ponownie poruszyło część kibiców, którzy narzekają na taki stan rzeczy. W końcu prezesi tak ciężko pracują, a efektów niewiele. I nie chodzi tu nawet o fakt ogólnonarodowej patologii, polegającej na finansowaniu klubów z miejskich budżetów.
Włodarze nie są winni. Piła to koniec świata
Kiedy część kibiców oburzała się na brak większych sponsorów, władze Polonii odpowiedziały w najlepszy możliwy sposób – ogłaszając współpracę z kolejną firmą. Tym razem trafiło na pilski hotel Arche, należący do ogólnopolskiej sieci o tej samej nazwie. Jednocześnie osoby związane z klubem zaczęły tłumaczyć, jak rynek faktycznie działa. Ze sponsorami można rozmawiać, proponować wiele, ale co z tego, kiedy oferta nie jest adekwatna (siłą rzeczy) do potencjalnych kwot?
Kibice w Pile muszą też pogodzić się z inną, istotną kwestią. Miasto swoje najlepsze lata ma już dawno za sobą. Świadczy o tym zarówno spadająca liczba mieszkańców, jak i rynek pracy czy rynek nieruchomości. Jakkolwiek to zabrzmi, w Pile nie ma ani pieniędzy, ani ludzi, którzy by te pieniądze generowali. Doszliśmy do momentu, w którym sam Philips powoli wygasza swoją obecność w Pile.
Naprawdę trzeba być poważnie zapatrzonym w miasto i region by nie zauważyć, że dawne „księstwo pilskie” zamienia się w wielką wieś bez większych perspektyw. A to też bezpośrednio wpływa na kluby sportowe. Prezesi Pućka i Słowiński mogliby stawać na głowie, robić fikołki i skakać ze spadochronem, ale nie zmienią rzeczywistości. Kiedy bowiem potrzeba milionów złotych na jazdę w najniższej klasie rozgrywkowej w sporcie o minimalnym zasięgu, do kogo się zgłosić? Sieciowych marek, którym taka reklama nie jest potrzebna? Czy lokalnych przedsiębiorców, których stać co najwyżej na oponę dla juniora?
By lepiej zrozumieć sytuację, można wybrać się na pilską strefę ekonomiczną. Zobaczymy tam kilka firm z regionu (które w większości już wspierają klub), kilka międzynarodowych marek, którym żużel czy społeczna odpowiedzialność biznesu w Pile nie są do niczego potrzebne, czy też… biznesy rodziny Stokłosów, która, w w dużej mierze słusznie, ma dosyć pilskiego żużla. Ba, wybierając się nawet kawałek za miasto, naprawdę duże i obracające sporymi pieniędzmi spółki policzymy na palcach jednej ręki. A do tego np. Fabryka Papieru Kaczory poważnie sparzyła się na ostatnich wydarzeniach w Pogoni Szczecin.
W Pile trudno o silny sport. Trzeba się z tym pogodzić
Niestety wnioski nie napawają optymizmem. Na ten moment, bez wsparcia miasta, naprawdę trudno wyobrazić sobie jakikolwiek pilski klub sportowy walczący o coś więcej niż istnienie. Pilanie muszą zdać sobie z tego sprawę. Czas zmienić hasło z „ważne, by walczyli” na „ważne, że są”. Dopóki w regionie nie pojawi się kolejny wielki milioner-filantrop, miasto i jego okolice będą chylić się ku upadkowi. I niestety ten upadek wydaje się być coraz bliżej.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!