Mateusz Majcher to młody, perspektywiczny zawodnik, wychowanek szkółki ZKS Stal Rzeszów. O tym skąd wzięła się jego miłość do żużla, swoim idolu, działaniu rzeszowskiej szkółki i planach na przyszłość powiedział nam sam zainteresowany.
Adrian Niemczak (speedwaynews.pl): – Mateuszu, zacznijmy od tego, kiedy i gdzie się urodziłeś?
Mateusz Majcher: – Urodziłem się 17 lipca 2002 roku w Krośnie.
– Skąd wzięło się u Ciebie zainteresowanie żużlem i jak zaczęła się Twoja przygoda z tym sportem?
– Na początku, w wieku dwunastu lat kupiłem sobie crossówkę i zacząłem się „tłuc” po wiosce. Niestety, wiązało się to z problemami z sąsiadami, którzy złościli się na te moje wybryki. Poskutkowało to tym, że dzwonili na policję. A jeśli chodzi o żużel, to dużo wcześniej byłem fanem, chodziłem na mecze i kiedyś pojawiły się pierwsze myśli, żeby zacząć. Pomysł, żeby się zapisać, pojawił się, kiedy miałem czternaście lat. Natomiast jeździć zacząłem rok później. Następnie tata dowiedział się, że można się zapisać do szkółki żużlowej Stali. Myślał, że kiedy mnie zapisze, chwilkę się „potłukę”, kilka razy przywalę w bandę i mi przejdzie. Stało się zupełnie inaczej, pokochałem czarny sport, dalej w niego „brnę” i chcę to robić.
– Jak podsumujesz swój miniony rok startów? Możesz zaliczyć go do udanych?
– Myślę, że nie był to najlepszy sezon. Był on pierwszy po zdaniu licencji. Nie zrobiłem niestety satysfakcjonujących wyników. Zaliczyłem wiele defektów, nie miałem finansów na nowe łańcuchy, sprzęt. Tak to się niestety „kręciło”, że wyjeżdżałem na tor, łańcuch mi strzelił, a nie miałem pieniędzy na drugi. Nie jestem zadowolony z tego sezonu, ale mam nadzieję, że w kolejnym roku startów będzie lepiej. Liczę, że od początku ruszę, z nową siłą rozpoczniemy i stanę z uśmiechem pod taśmą.
– Jako, że jesteś wychowankiem rzeszowskiej szkółki, chciałbym zapytać, czy Twoim zdaniem ZKS Stal Rzeszów dobrze funkcjonuje?
– Myślę, że tak. Kiedy potrzebowałem pomocy, to mogłem korzystać z pomocy mechaników. Pomagali nam, kiedy brakowało części. Dużo elementów otrzymywaliśmy od prezesa – Pana Gajdka. A co moim zdaniem najważniejsze, bardzo dobrze wyszkolił mnie na torze trener Janusz Stachyra. Pilnował mnie, zwracał uwagę na każdy „podpunkcik”, kiedy popełniałem błędy i przede wszystkim był szczery. Co miał na języku, to powiedział, nie owijając w bawełnę. Bardzo miło wspominam czas spędzony w szkółce, fajnie dogadywałem się z pozostałymi adeptami. Atmosfera była świetna.
Junior nie ukrywa, że debiutancki sezon okazały nie był, ale liczy, że w przyszłym udowodni swój potencjał
– „Czarny sport” jak powszechnie wiadomo, do tanich nie należy i wymaga wkładu wielu środków finansowych. Ty, jako 17-latek z pewnością to odczuwasz. Kto Ci pomaga?
– Rodzina zapewnia mi pomoc finansową i tak naprawdę dzięki niej mam motocykl, kevlar, ochraniacz i wszystko co potrzebne. Gdyby nie oni, to pewnie nie miałbym nawet tego motocykla. Tata jeździ ze mną na zawody i pomaga mi, jak tylko może, a od połowy tamtego sezonu w moim teamie jest także brat mojej dziewczyny – Marek Mitał. On też kiedyś chodził do szkółki żużlowej, a teraz jak wspomniałem jeździ i mi pomaga. W tym miejscu chciałbym też zwrócić się z prośbą, a mianowicie jeśli ktoś z Państwa byłby zainteresowany wsparciem finansowym i chciałby być moim sponsorem, to zapraszam do współpracy.
– Jesteś bardzo młodym zawodnikiem, ale doświadczyłeś już, że kontuzje w speedwayu są czymś nieuniknionym. Która była najpoważniejsza?
– Dokładnie, miałem kilka upadków, które kończyły się mniejszymi kontuzjami. Natomiast jedna z kolizji była poważniejsza. Poskutkowała ona tym, że miałem zerwane ścięgna w okolicach szyi i małego krwiaka. Stało się to na wskutek upadku z Patrykiem Zielińskim na torze w Lublinie.
– Czy masz jakiegoś idola w świecie żużla i starasz się na nim wzorować?
– Tak, jest nim Greg Hancock. Bardzo podoba mi się jego „grzeczność” na torze. Zawsze jeździ fair i nawet jeśli bieg nie układa się po jego myśli, jedzie swoim torem, w myśl zasady – „jesteś szybszy jedź, a ja w następnym biegu założę inną zębatkę i będę pierwszy.” I na tym się wzoruję. Chcę taki być, nie jeździć chamsko, na łokcie, wywozić, bo to nie o to chodzi w żużlu. To ma być przyjemne, miłe dla oka widowisko.
– Masz jakieś inne pasje, zainteresowania poza speedwayem?
– Lubię majsterkować w mechanice samochodowej. Jest to dodatkowym atutem, bo pomaga mi w żużlu.
– Na co dzień chodzisz do szkoły?
– Tak, do Zespołu Szkół Technicznych w Strzyżowie, gdzie uczę się na mechanika.
– Na ilu torach miałeś okazję startować?
– Jeździłem na torach w: Rzeszowie, Krośnie, Krakowie, Lublinie, Częstochowie i ostatnio w austriackim Sankt Johann.
– Który z nich jest Twoim ulubionym?
– Zdecydowanie Rzeszów, ponieważ na nim czuję się najlepiej. Uważam ten tor za swój domowy i zawsze jak siadam na motocykl, to wiem, że mogę odkręcić manetkę i pewnie „kręcić” na nim kółka.
Mateusz Majcher (czerwony) chce jeździć widowisko, ale nie chamsko. Dlatego też wzoruje się na Gregu Hancocku
– Przed nami przerwa międzysezonowa. Jak planujesz ją wykorzystać?
– Na pewno siłownia, regularnie trzy, cztery razy w tygodniu. Poza tym będę też biegał, a jeśli pogoda pozwoli, pojeżdżę także na rowerze. Ponadto, oczywiście jazda na crossówce, która z całą pewnością bardzo pomaga w żużlu.
– Kończąc, jakie stawiasz sobie cele na sezon 2020?
– Chcę jak najlepiej przygotować się przez zimę, by w kolejnym sezonie regularnie startować. Dążę do tego, by się „objeżdżać” i zdobywać cenne doświadczenie, które zaowocuje dobrymi wynikami w przyszłości.
– Dziękuję za rozmowę.
– Również dziękuję, pozdrawiam wszystkich kibiców i czytelników portalu speedwaynews.pl.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!