Wciąż nie milkną echa sobotniej farsy na stadionie w Rybniku. Rozgoryczenia decyzją sędziowską nie krył kierownik drużyny miejscowych – Marek Mróz.
Rybnicki klub w okresie transferowym brał czynny udział nie tylko w pozyskiwaniu nowych zawodników. Prezes Krzysztof Mrozek postanowił również, iż duet trenersko-menadżerski Skupień-Dymek zastąpią ludzie do tej pory związani z opolskim zespołem. Wraz z trenerem Piotrem Żyto, na Górny Śląsk powędrował Marek Mróz, który w sezonie 2019 będzie pełnił rolę kierownika drużyny.
Były świetny zawodnik m.in. Kolejarza Opole nie był szczególnie szczęśliwy po odwołaniu sobotniego spotkania i nie zgadzał się z werdyktem sędziowskim. Zdradził również szczegóły dotyczące narady, która odbyła się za zamkniętymi drzwiami klubowego warsztatu. Brali w niej udział wszystkie najważniejsze osoby wieczoru, z arbitrem zawodów, panem Michałem Sasieniem na czele. – Debatowaliśmy, czy kontynuować dalej mecz czy nie. My, jako Rybnik, byliśmy za, bo było widać, że nasi zawodnicy czuli się dobrze na tym torze. Nie twierdzę, że nawierzchnia nie była wymagająca, bo owszem, była, ale dopóki zawodnicy trzymali gaz, dopóty radzili sobie płynnie.
Oko klubowej telewizji z Rybnika zarejestrowało moment, w którym osoby z łódzkiej ekipy czytały regulamin zawodów żużlowych. Przytaczali w nim paragrafy dotyczące tego, jak zgodnie z kodeksem powinien prawidłowo wyglądać tor. Mróz w dosyć dosadny sposób skomentował podejście łodzian do prób przełożenia meczu na inny termin – Niejednokrotnie namawiali nas, by razem podjąć decyzję o odwołaniu spotkania. Dla mnie jest to niezrozumiałe. Dlaczego zgodzili się na start meczu, a już po pierwszym biegu zaczęli kombinować? Już po próbie toru wiedzieliśmy, że coś wymyślą, bo nawet nie chcieli drugi raz wyjechać, by zaznajomić się z nawierzchnią. Dla mnie to jest po prostu śmieszne.
W awizowanych składach na sobotni pojedynek próżno było szukać zawodnika pod numerem 10. w rybnickiej drużynie. Sztab trenerski „Rekinów” dał sobie czas do namysłu i postanowił wybrać brakującego żużlowca na podstawie czwartkowego treningu, który został zamknięty dla kibiców jak i przedstawicieli mediów. Nie jest jednak tajemnicą, iż po kilku próbnych okrążeniach Nick Morris zjechał z toru. Australijczykowi odnowiła się bowiem kontuzja dłoni, której nabawił się podczas sparingu z Get Well Toruń. Wszystko wskazuje na to, że nie wystąpi on w niedzielnym spotkaniu w Gnieźnie i na debiut w zielono-czarnych barwach przyjdzie mu jeszcze poczekać – Nick przejdzie w najbliższych dniach zabieg, więc myślę, że wróci do nas za jakieś dwa, może trzy tygodnie – zakończył wychowanek Kolejarza Opole.
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!