Sezon 2016 był ostatnim w karierze Magnusa Zetterströma. Szwed przez ponad piętnaście lat ścigał się na polskich torach, ale tylko w Gdańsku udało mu się uzyskać status jednej z legend klubu.
Indywidualny mistrz Europy z 2002 roku przez cały okres swojej kariery ścigał się w wielu klubach, ale najwięcej czasu spędził w Wybrzeżu Gdańsk, gdzie bronił tamtejszych barw w latach 2008-2011 oraz 2015-16. Czas jazdy w klubie znad morza to nie tylko kwestia przyjazdu na stadion, odjechania zawodów i powrót do domu. Dla Zetterströma miasto to stało się drugim domem. – W Gdańsku przesiedziałem kawał swojego życia. Jest to miasto „krojone” idealnie pod mój styl życia. Wszędzie miałem blisko – loty do Szwecji, promy bardzo blisko, świetny kontakt z wieloma kibicami i firmami, które mnie wspierały. Kupiłem nawet mieszkanie, które posiadam do dziś. Kocham Gdańsk, bo to urocze miejsce. Świetne plaże, genialne Stare Miasto, blisko do Sopotu czy Gdyni. Do tego kibice. Pamiętam takie czasy, gdy przychodziło ich bardzo wielu na trybuny. Próbowałem nauczyć się języka polskiego. Raczej się nie dogadam, ale znam kilka zwrotów: prosto, w prawo, w lewo, dziękuję, do widzenia. Tak więc, jak wsiadam do polskiej taksówki to wyjaśnię, gdzie chcę dojechać (śmiech) – przyznał Szwed na antenie w TVP Sport w „Żużlowej niedzieli”.
Osoba Zetterströma do dziś jest bardzo lubiana i szanowana w Gdańsku wśród kibiców. Być może wpływ na to miała także postawa samego zawodnika względem fanów Wybrzeża Gdańsk. – Byłem po prostu sobą. „Zorro”, jak mnie nazywano, chociaż nie do końca do mnie to pasowało, bo nosił on maskę i przemieniał się w kogoś innego, a ja nigdy nie odgrywałem ról. Czułem się bardziej, jak kowboj, który zagrzewał publikę. Zawsze dziękowałem kibicom patrząc im w oczy, a nie tak jak to robi wielu, machając niczym Królowa Brytyjska. Miałem przeświadczenie, że gdyby nie ci kibice, to nie miałbym tak świetnego życia i dobrych zarobków. Chciałem im się odwdzięczyć i dawać show.
W 2011 roku doświadczony żużlowiec miał okazję startować w barwach Lotos Wybrzeża z geniuszem speedwaya – Darcy Wardem. Szwed nie ukrywa, że był to idealny partner do jazdy parą. – To, co robił na motocyklu, to było coś niesamowitego. Był niczym jakiś wojownik, któremu wychodzi wszystko i to dosłownie. Do jazdy parą był on wręcz stworzony.
Jednym z klubowych partnerów „Zorro” był także Adam Skórnicki, z którym Zetterström również ma bardzo dobre wspomnienia. – Absolutnie. Świetnie było mieć „Skórę” w drużynie. Nigdy się z nim nie nudziłem, zawsze coś się działo. Stawiał dobro drużyny nad siebie i nie chciał być nigdy bohaterem. Chciał za to robić bohaterów z innych. Dlatego świetnie się z nim współpracowało.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!