Apator Toruń w sobotnim meczu w Lesznie był kompletnie bezradny. "Aniołom" co prawda udało się obronić punkt bonusowy, lecz z pewnością w Toruniu każdy liczył na zdecydowanie więcej niż 34 punkty z Unią Leszno bez trzech zawodników. Po spotkaniu na kilka pytań dla redakcji speedwaynews.pl odpowiedział lider Apatora, Robert Lambert.
Goście z Torunia byli bezradni w starciu z osłabionymi „Bykami”. Brak Janusza Kołodzieja, Andrzeja Lebiediewa oraz Damiana Ratajczaka nie załamał drużyny z Leszna. Wręcz przeciwnie, zawodników Unii dodatkowo to zmotywowało co było widać w meczu z Apatorem Toruń, który gospodarze wygrali 56:34. Podopieczni Piotra Barona byli przez całe spotkanie kompletne pogubieni i brakowało im prędkości w motocyklach. Nawet liderzy Apatora, Emil Sajfutdinow, Patryk Dudek i Robert Lambert nie byli w stanie ciągnąc wyniku „Aniołów” tak jak w ostatnich meczach wyjazdowych.
Wstyd, żenada, kompromitacja, hańba…
Brytyjczyk w pięciu startach zdobył 9 punktów z bonusem. Po meczu 26-latek przyznał, że było to dla gości bardzo trudne spotkanie. Zawodnik Apatora tłumaczył, że problemem było odpowiednie dopasowanie sprzętu do toru w Lesznie. Brytyjczyk nie ukrywał sportowej złości po meczu i jak sam przyznał czuł on wstyd i rozczarowanie. Lambert wytłumaczył także jak wygląda jazda po twardej nawierzchni, która jest przykrywa plandeką.
– Był to ciężki mecz. Gospodarze się dobrze dopasowali do swojego toru. Natomiast my mieliśmy problemy z odpowiednim dopasowaniem sprzętu. Po tym meczu czuję wstyd i rozczarowanie. – mówił rozgoryczony po spotkaniu w Lesznie Robert Lambert. – Ciężko jest się dopasować kiedy położona jest plandeka. Gdy już ją zdejmują przed meczem i tor jest polewany to odczucie jest jakbyś jeździł po lodzie. Dodatkowo dzisiaj w Lesznie było bardzo twardo, pewnie dlatego, że mecz był zagrożony. Udało mi się co prawda wygrać, dwa wyścigi, ale i tak nie jestem zadowolony. Był to dla nas trudny mecz. – kontynuował 26-latek.
Fatalne mecze wyjazdowe
Apator Toruń posiada bardzo niekorzystną passę na meczach wyjazdowych. Od 2017 roku w PGE Ekstralidze „Anioły” wygrały jedynie trzy spotkania wyjazdowe, tylko trzy. Do tego dochodzą trzy remisy i aż 47 porażek wyjazdowych. Ta seria tylko i wyłącznie pokazuje jak ogromne są problemy Apatora na obcych torach. Zapytaliśmy więc zawodnika, z czego wynika taka postawa na meczach wyjazdowych. Dodatkowo Robert Lambert przyznał, że zespół z Torunia już myśli o domowym meczu z Motorem Lublin, który oczywiście podopieczni Piotra Barona chcą wygrać.
– Oczywiście, że byśmy chcieli wygrać. Trzeba zapomnieć o tym co było i skupić się na tym co jest. Musimy zacząć dopisywać punkty do tabeli, żeby zając dobre miejsce w fazie play-off. Nie jestem pewien, dlaczego tak słabo spisujemy się na wyjazdach. Mamy w zespole dobrą atmosferę. Natomiast na torze nie idzie już tak dobrze. Robimy wszystko co możemy, ale wygląda na to, że to za mało. – powiedział Brytyjczyk.
Medal w zasięgu
Po pięciu rundach cyklu Speedway Grand Prix Robert Lambert znajduję się obecnie na drugim miejscu w klasyfikacji przejściowej. Brytyjczyk jest za plecami tylko samego Bartosza Zmarzlika. Natomiast traci do niego aż 17 punktów. Dużo mniejsza przewaga jest pomiędzy 26-latkiem, a znajdującym się za nim na trzecim miejscu Jackiem Holderem. Obu wspomnianych zawodników dzieli tylko jedno „oczko”.
Przed sezonem w rozmowie dla portalu speedwaynews.pl lider Apatora Toruń mówił, że celuję on w medal SGP. Do tej pory to zadanie wychodzi bardzo dobrze Lambertowi. Natomiast Brytyjczyk przyznał, że wraz ze swoim zespołem muszą zachować koncentrację, żeby utrzymać ten impet w cyklu Grand Prix.
– Tak, na ten moment jestem na drugim miejscu. Jak na razie jest świetnie, ale zostało jeszcze trochę rund. Musimy z teamem zachować koncentrację do końca sezonu i utrzymać ten impet. – zakończył Robert Lambert.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!