Speedway Wanda Kraków to największy outsider tegorocznych rozgrywek ligowych. Ekipa z Grodu Kraka od początku zmagała się z problemami, które stale narastały. Nie wszystko jednak trzeba spisać na straty.
O problemach krakowskiej drużyny mówiło się już od dawna, lecz klub zarządzany przez Pawła Sadzikowskiego otrzymał licencję na start w 2. Lidze Żużlowej. Składu na walkę o play-offy nie zbudowano, ale swoją szansę zaprezentowania się otrzymali m.in. Jordan Stewart, Tero Aarnio, Michael Härtel, Wojciech Lisiecki czy Sebastian Niedźwiedź. Jedni ją wykorzystali, inni niezbyt, a jeszcze co po niektórzy po roku startów w Wandzie dorobili się większych problemów i zaległości wobec nich.
Od pewnej części sezonu skład Wandy w rozgrywkach ligowych opierał się na jeżdżącym trenerze – Stanisławie Burzy oraz licznej grupie młodzieżowców z wychowankami MS Śląska Świętochłowice na czele. Polski Związek Motorowy zabraniał klubowi jakichkolwiek transferów. Krzysztof Bas nie ukrywa, że współpraca krakowsko-świętochłowicka była jaka była, ale z drugiej strony tylko krakowianie wyciągnęli do świętochłowiczan pomocną dłoń. Były zawodnik m.in. Wandy (1993, 1997) nie ukrywa, że kilka małych ukłonów w kierunku działaczy z Krakowa się należy. – Weszliśmy w układ z klubem z Krakowa, wiedząc, na co się piszemy. Nie ma co narzekać na pana Sadzikowskiego, a finanse są… wszyscy wiedzą jakie. Naszym zadaniem było promowanie zawodników Śląska i odjechanie pełnej rundy eliminacyjnej Drużynowych Mistrzostw Polski Juniorów. Nie mieliśmy treningów, pieniędzy i myślę, że jest to pewien mały fenomen, nie tylko w Świętochłowicach. Utrzymaliśmy młodzież, która uzyskała w ostatnim czasie certyfikaty żużlowe i zdecydowaliśmy się na tę współpracę. Ktoś by powiedział, że to się nie opłaca albo to jest coś złego. Ja powiem inaczej, a wielu być może tego nie zrozumie, ale Kraków bardzo mocno nam pomógł. Promowaliśmy dzięki nim swoich wychowanków i tutaj należy się w ich kierunku ukłon. Mówi się wiele o finansach tego klubu, że jest ciężko i że się nie płaci… Owszem, nie ukrywam tego, ale trzeba jednak pamiętać, że gdyby nie tamtejszy zarząd to nie mielibyśmy gdzie jeździć i tutaj należy się ukłon w kierunku tych ludzi. Zawodnicy typu Kołodziej, Krzykowski czy Szczęsny zaistnieli na żużlowej mapie Polski i wielu się dowiedziało, że oni istnieją. Możliwe, że ktoś z nich skorzysta. Oni mają po szesnaście lat i być może coś z nich będzie – mówi Krzysztof Bas w rozmowie z naszym serwisem.
Mniej oficjalnie, ale także udało się nawiązać współpracę z KS ROW-em Rybnik, dzięki czemu podopieczni Krzysztofa Basa mieli szansę trenować także i na obiekcie przy ul. Gliwickiej. – Jako Śląsk się nie poddajemy. Faktycznie jakaś mała współpraca z klubem z Rybnika wyszła i jesteśmy tam na treningach. Coś próbujemy „ulepić” i dopóki ja jestem w Śląsku, to nie odpuścimy tego żużla w Świętochłowicach.
W Świętochłowicach cały czas wierzą w dobrą przyszłość swojego speedwaya
Obserwując w tym sezonie zawodników Śląska można stwierdzić, że zauważalny postęp poczynił Mateusz Pacek i zarówno on, jak i jego szkoleniowiec mogą żałować, że tak późno i na zakończenie wieku młodzieżowca. – Są zawodnicy, którzy są dzieleni na „talenty” i „nie talenty”. Mateusz to typ pracusia. Wszyscy mu mówili, że nic już z niego nie będzie, że to się nie uda. On wszystkie te negatywne komentarze „odpychał” i utrzymał się na młodzieżowym rynku. W Krakowie nawet trochę się spełnił, ale nie wiem jaka będzie przyszłość – zarówno jego jak i kolegów.
Do niedawna mówiło się, że największą perełką Śląska jest Marcel Krzykowski, który miał efektowną sylwetkę i można było z nim wiązać spore nadzieje. W międzyczasie żużlowiec jednak sporo urósł i w efekcie teraz wydaje się, że wzrost mu dość mocno przeszkadza. – Nasze zdania się różnią. Jeśli są problemy to trzeba je „przeskakiwać”. Zapewne Adamowi Małyszowi też kiedyś powiedziano, że osiągnął już w tym sporcie wszystko i więcej nie jest w stanie. Łamiąc jakieś szablony tego co jest, człowiek buduje swój mały świat i nie odpuszcza tego danego celu. Marcel ma naprawdę wielki wzrost, ale myślę, że Gollob, gdy zdobywał największe sukcesy to też nie był wcale najchudszy czy najmniejszy. A zrobił coś, co dźwignęło polski żużel. Mały i chudy jest dobry? Ale zdarzy się taki Marcel Krzykowski, który jest wysoki jak Matej Žagar czy Rafał Dobrucki i co, mam mu powiedzieć „Ty się nie nadajesz”? Nie o to w szkoleniu chodzi.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!