Odchodząc od otoczki sportowych emocji, żużel jest też biznesem. Jak to w biznesie bywa, biznesmeni podejmują niekiedy mniej popularne decyzje, narażając się tym samym innym osobom. W podobny sposób zachował się w ostatnim czasie Nicki Pedersen, decydując się na krok, który nie spotkał się z całkowitą aprobatą środowiska żużlowego.
Mniej więcej tydzień temu minister sportu i rekreacji, pani Danuta Dmowska-Andrzejuk, podała do ogólnej wiadomości informację o tym, kiedy do gry wraca PGE Ekstraliga. Z takiego obrotu spraw ucieszyli się kibice, żużlowcy oraz działacze ligowi. Data 12 czerwca w podświadomości sympatyków polskiego żużla maluje się teraz na kształt niby mistycznego celu. U jego progu wszyscy chcemy się znaleźć po wydłużonym z przymusu oczekiwaniu na inaugurację ligi w Polsce. Jednym z pierwszych meczów, na jakie czekamy w tym roku, będzie spotkanie pomiędzy Eltrox Włókniarz Częstochowa, a MRGARDEN GKM-em Grudziądz. Co prawda, wszyscy będziemy musieli się wtedy zadowolić żużlem z poziomu co najwyżej salonowych kanap, lecz trudne sytuacje wymuszają na nas podejmowanie trudnych decyzji.
Być może wybór, którego Nicki Pedersen dokonał parę dni temu, również można by określić tym przymiotnikiem. Tego na chwilę obecną nie wiem. Wiem za to, jakie zamieszanie i falę krytyki wywołał. Chodzi oczywiście o oświadczenie Duńczyka, które przedstawił środowisku żużlowemu za pomocą mediów społecznościowych. W związku z wszystkimi składowymi, nakładającymi się na siebie w obecnej sytuacji, Pedersen nie będzie bronić barw klubowych GKM-u Grudziądz, z którym to podpisał dwuletni kontrakt. Cóż, świadoma i zapewne przemyślana decyzja sportowca, któremu tor żużlowy towarzyszy już od kilkudziesięciu lat, rozpatrzona argumentami „za” i „przeciw”.
Jak się jednak bardzo szybko okazało, nie wszyscy zaakceptowali sposób postępowania zawodnika z kraju Hamleta. Pod wpisami Pedersena, a także pod artykułami na jego temat, szybko zaczęły pojawiać się komentarze kibiców. Czytając te mniej pochlebne pomyślałam, że w rzeczywistości takie wypowiedzi nie są niczym specjalnym, ani nowym. Osoby w jakimś stopniu znajdujące się na świeczniku i których wybory oraz słowa ważą się na tle większych społeczności, dostają, ujmując to w sposób bardzo kolokwialny, hejt. W dużej mierze opis tego hejtu, który przytrafił się Pedersenowi, można sprowadzić do jednego słowa: złotówa. I nie, nie chodzi tu o slangowe określenie taksówkarza, jak podaje to definicja SJP. Raczej – skąpiec, sknera. Swoją drogą, ta kwestia nie dotyczy jedynie wpisów ze strony kibiców. W niektórych tekstach dziennikarskich można było również wyczuć wręcz niemal namacalną niechęć skierowaną w stronę żużlowca.
Nie wszyscy zaakceptowali fakt, że Duńczykowi nie pasowały warunki, które PGE Ekstraliga jest w stanie zaoferować żużlowcom w obecnym wymiarze. Obniżenie stawek o 50% w porównaniu z tymi, na które początkowo pisali się zawodnicy – 2500 złotych netto za jeden punkt i nie więcej niż 200 tysięcy złotych netto za przygotowanie do sezonu, które wpłyną na konta zawodników. Co idzie dalej wraz z renegocjacją? Kolokwialne „skoszarowanie” w Polsce. Zawodnik, który zdecyduje się na ściganie w polskiej lidze, będzie pozbawiony możliwości opuszczenia granic naszego kraju do końca trwania sezonu. Jeśli takowy wyjazd nie będzie umotywowany ważnymi powodami, żużlowca będą czekać poważne konsekwencje. Nowy warunek już budzi krytykę. Już zdążyła zareagować na niego m.in. Duńska Federacja Żużlowa, wydając oficjalny brak zgody na starty na polskich torach zawodników ich narodowości mających również podpisane kontrakty z duńskimi klubami. W tym momencie warto jednak pamiętać, że zapis w nowym regulaminie nie jest do końca podyktowany decyzjami samego prezesa Ekstraligi, czy PZM-u.
Polski rząd, ogłaszając możliwość powrotu do żużla w ligowym wydaniu, postawił działaczom ligi takie, a nie inne warunki. Może spowodować to sytuację, w której tegoroczny sezon zostanie objechany w sposób kuriozalny. Co można jednak więcej zrobić? Decyzja duńskiej federacji sprawia w tym momencie, że dyskusja nt. Pedersena traci w tym momencie nieco ze swojego sensu. Jednak te parę dni temu trzykrotny mistrz Świata nie znał jeszcze jej obecnych oświadczeń.
Powróćmy jednak do kwestii natury finansowej. Za decyzją o renegocjacji kontraktów, o której wiadomo już było od pewnego czasu, idzie również kolejny fakt. Przy obniżeniu pensji wielu sportowców będzie musiało dokładać do interesu i do ścigania się na polskich torach, co przyznał także sam Pedersen. Żużel jest kosztownym sportem. Zawodnicy nie mają na względzie utrzymania jedynie samych siebie i swoich najbliższych. Odpowiedzialni są również za zapewnianie środków do życia swoim mechanikom oraz za pokrywanie kosztów związanych z serwisowaniem swojego sprzętu. W obecnej sytuacji, dość dynamicznej swoją drogą, zawodnicy zgadzają się w większości na jazdę i ryzykowanie zdrowiem na torze bez tak naprawdę żadnego pokrycia finansowego. Można przystać na zmniejszoną pensję, lecz nie na ściganie się za darmo. Wynagrodzenia poszły w dół, lecz koszty, jakie muszą wliczać w swoje starty żużlowcy, wciąż pozostają takie same, nie ulegają zmniejszeniu.
Jeśli Pedersenowi bardziej opłaca się ściganie się w lidze duńskiej, co prawda z opóźnieniem i za mniejsze pieniądze (ale również ze znacznie mniejszym nakładem pieniężnym), to naturalnym jest, że postąpi tak, jak mu się to najbardziej opłaca. A żużel to również biznes. Obecny format PGE Ekstraligi sprawia, że jazda w Polsce nie niesie za sobą wiele korzyści (chociaż pod względem finansowym wypadamy wciąż dużo lepiej na tle zagranicznych lig). Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze fakt przymusowego odseparowania od rodziny na parę miesięcy, co jeszcze bardziej zniechęca. Owszem, w tym momencie można podać argument, że w sportach drużynowych niczym odchodzącym od powszechnych standardów jest mieszkanie w miejscu, w którym przebywa dany zespół, do którego przynależy zawodnik. A czy w innych dyscyplinach sportowcy mają możliwość brania udziału w więcej niż w jednej lidze? W speedwayu mamy do czynienia ze specyficznymi czynnikami, które odchodzą swoją normą od pozostałych, do czego sportowcy zdążyli się już przyzwyczaić.
Nie wydaje mi się, by słuszne było używanie określenia „złotówa” tylko dlatego, że ktoś wybiera to, co w jego mniemaniu jest słuszne i nie działa pod dyktando innych. Swoją drogą, czy obieranie takiego zachowania nie jest czymś charakterystycznym dla trzykrotnego mistrza Świata, niebędącego bynajmniej zawodnikiem „na pół gwizdka”, tylko sportowcem stawiającym na swoim? Pedersen zjadł już zęby na speedwayu, w środowisku żużlowym wszyscy doskonale znamy jego postawę. Wróćmy tutaj chociażby myślami do roku 2013, w którym to dla ówczesnego zawodnika Marmy Rzeszów ważniejszymi były starty w rundach cyklu Grand Prix aniżeli zdobywanie dobrze płatnych punktów na torze ligowym. Sytuacja ta idealnie obrazuje więc to, że Pedersen wykazuje nieco inne podejście do pewnych kwestii.
Decyzja Pedersena odbiła się szerokim echem w środowisku żużlowym. Niektórzy kibice z pewnością będą czuć zawód względem zawodnika z kraju Hamleta, że zdecydował się na pozostawienie zespołu z Grudziądza. Z drugiej strony, kto wie, może zadziała tu tzw. efekt motyla i decyzja Pedersena sprawi, że na jego miejsce w składzie grudziądzkiego zespołu znajdzie się godny następca? Może będzie to właśnie szansa dla Rosjanina, Romana Lachbauma, zawodnika GKM-u? Podczas ubiegłorocznego spotkania jego drużyny ze Speed Car Motorem Lublin pokazał, że drzemie w nim spory potencjał. Wskakując potencjalnie w miejsce Duńczyka, mógłby udowodnić to właśnie w tym sezonie. Jak podkreślał sam zainteresowany w jednym z wywiadów, jego chęcią jest zaistnienie w końcu w polskiej lidze.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!