Nie o takim występie, w wyjazdowym spotkaniu przeciw forBET Włókniarzowi Częstochowa, marzył zapewne Jakub Jamróg. Wychowanek tarnowskich „Jaskółek” zakończył mecz z jednym punktem, zapisanym w trzech biegach.
W czwartym starcie nie pojawił się on już na torze, ponieważ z rezerwy taktycznej zmienił go Nicki Pedersen. Oprócz trzykrotnego Indywidualnego Mistrza Świata, tak naprawdę cała drużyna tarnowska, zwłaszcza w drugiej połowie spotkania, stanowiła tło dla świetnie dysponowanych gospodarzy. Całe spotkanie zakończyło się wynikiem 54:36. – Wiadomo, że po meczu się myśli – może mogliśmy zrobić tak, albo inaczej. Może mogłem zmienić wcześniej motocykl. Chciałem to zrobić na czwarty bieg, ale trenerzy musieli reagować i ratować wynik, co jest normalnie zrozumiałe. Tym bardziej, że mieliśmy tak dysponowanego Nickiego. Myślę, że wszyscy jesteśmy do poprawki, oprócz niego, bo on zrobił połowę punktów drużyny. Gdyby nie on, to byłaby tragedia. To jest ekstraliga i trzeba się liczyć z tym, że tu nie będzie tak łatwo. Musimy zatem pracować, żeby było lepiej – mówił o pojedynku w Częstochowie, Jakub Jamróg.
Zawodnik Grupa Azoty Unii miał sporo okazji do startów na torze „Lwów”, wygrywając tam choćby Memoriał Idzikowskiego i Czernego przed czterema laty oraz startując w turnieju towarzyskim w ubiegłym roku. Tor przygotowany przed ligowym starciem przez trenera Cieślaka, stanowił jednak dla niego zagadkę. – Ten memoriał w 2014 nie był też tak dobrze obsadzony. Wiadomo, że to jest liga. Ten tor się zmienił, miałem tu okazję ostatni raz startować w ubiegłym roku, w turnieju prezydenta. W tym meczu diametralnie się różnił, chodziły inne ścieżki. Trener Cieślak go całkiem inaczej przygotowuje, więc trzeba go było obserwować. Niestety w moim wykonaniu nie udało się tego dobrze odczytywać – przyznał obiektywnie.
W spotkaniu z częstochowianami ustawienie par w składzie wyglądało podobnie, jak w meczu z Falubazem Zielona Góra przed własną publicznością. Jamróg startował zatem od początku z Peterem Kildemandem, nie próbował on jednak tłumaczyć się układem w duetach zespołu. – Ciężko coś powiedzieć. To jest rola trenerów, ja nie skupiam się na tych parach. Myślę, że zmiany w nich cudów tutaj nie narobią. Najważniejszy jest przede wszystkim trening na własnym torze. Cały czas trzeba się do niego dostosowywać, żeby być u siebie piekielnie mocnym. Myślę, że na razie to jest dla nas priorytetem – podkreślił.
Słoneczna pogoda pozwoli tarnowianom z pewnością dłużej przygotowywać się do kolejnego ligowego meczu na własnym obiekcie. Już 22 kwietnia do „Jaskółczego Gniazda” zawita Get Well Toruń. – Przewidujemy, że ten nasz tor też będzie inny na meczu z Toruniem, niż był z Falubazem, z tego względu, że aura się już zmieniła. Jest dużo cieplej i cały czas będzie inaczej. Musimy być czujni i dostosowywać się na bieżąco do warunków.
Choć toruński przeciwnik jest z najwyższej półki, to jednak da się go pokonać. Zdobywanie punktów na własnym obiekcie to główny priorytet podopiecznych Pawła Barana. – Oczywiście, że Toruń jest do pokonania. Wynik z Częstochowy też pokazał, że był moment, w którym był remis w meczu. Pierwszy bieg wygraliśmy 5:1. To cały czas będzie tak wyglądało, będzie taka sinusoida i trzeba po prostu tego pilnować, aby ten wynik nie uciekał. To naprawdę jest piekielnie ciężkie i każdy detal, „rąbek u spódnicy” może decydować o tym, że jest się ostatnim lub pierwszym – podsumował rozmowę Jakub Jamróg.
źródło: własne
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!