Kurz opadł. W mediach społecznościowych nie brakuje jeszcze takich, którzy prowokacjami próbują wywołać burzę i podzielić kibiców żużlowych oraz piłkarskich. Prawda jest taka, że ci pierwsi zawsze będą po stronie Bartosza Zmarzlika, a ci drudzy będą trzymać z Robertem Lewandowskim. Ale co w tym złego? Niech tak będzie i basta. W tym wszystkim należy jednak pamiętać o jednym – o szacunku.
My Polacy mamy tendencję do narzekania, do szukania dziur tam, gdzie ich nie ma. W pewnych aspektach jesteśmy strasznie zgorzkniałym narodem, który zamiast cieszyć się z różnorodności dyscyplin w naszym kraju, być uradowanym, że w wielu dyscyplinach potrafimy odnosić sukcesy, to ciągle lamentujemy. Wszak, gdyby pierwsze miejsce w plebiscycie na sportowca roku zajął Lewandowski, pewnie nie brakowałoby głosów wśród opinii publicznej, że nagroda bardziej należała się Zmarzlikowi. I zamiast, bez względu na werdykt – cieszyć się z fajnej, zdrowej rywalizacji, to – bez względu na werdykt – narzekamy.
Tegoroczny plebiscyt na topowego sportowca Polski w 2019 roku to jedynie pretekst, aby zadać sobie pytanie, na które ciężko znaleźć odpowiedź od wielu lat. Mianowicie dlaczego na siłę, za wszelką cenę próbujemy porównać speedway do futbolu? Chyba w żadnym innym kraju nie dochodzi do tego typu zestawień, abstrahując od dyscyplin. My jednak lubimy wbijać sobie szpileczki. A to, że w żużlu jest tyle klubów, ile niedługo może być w samej ekstraklasie piłkarskiej, a to że zawodników jest tylu, że wszędzie pojawiają się te same nazwiska, zaś z drugiej strony słyszymy, że frekwencja na meczach „piłki kopanej” nie ma się w żaden sposób do tej, która widoczna jest w PGE Ekstralidze.
Niech obie dyscypliny żyją swoim życiem. Żużel nigdy nie będzie piłką nożną i tutaj nie ma nawet sensu szerzej dyskutować. Futbol globalnie jest numerem jeden, podczas gdy speedway to sport prowincjonalny. Futbol w Polsce, mimo niezbyt wysokiego poziomu, także jest na pierwszym miejscu – czy komuś to się podoba czy nie, podczas gdy speedway pod względem marketingowym nie musi się niczego wstydzić. I być może tutaj niektórych boli ten aspekt, że „czarny sport” taki niszowy, a mimo to robi furorę w kraju nad Wisłą. Ale z drugiej strony dlaczego mamy przejmować się tym, że w innych państwach żużel nie jest „numero uno”? Oczywiście każdy kibic „czarnego sportu” chciałby ekspansji żużla wszędzie, gdzie tylko się da, ale tutaj znowu wracamy do wcześniejszej tezy – speedway nigdy nie będzie futbolem, ponieważ to sport o zupełnie innej specyfice, droższy, bardziej elitarny. Czy Anglicy przejmują się tym, że w innych europejskich nacjach wyścigi psów są mniej popularne? Niekoniecznie. Amerykanom frajdę sprawia pójście na mecz futbolu amerykańskiego, bez zastanawiania się dlaczego w Polsce lub w Niemczech ten sport kuleje. Dlaczego? Bo każdy kraj ma swoje tradycje, coś co wyróżnia go od innych. Być może powinniśmy zaprzestać stołować się rosołem w niedzielę, skoro w innych krajach nie jest to potrawa popularna albo w ogóle nieznana?
Plebiscyt na Najlepszego Sportowca 2019 roku nie był plebiscytem międzynarodowym, a krajowym. Kibice żużlowi, zbudowani sukcesem Zmarzlika, masowo oddawali na niego głosy. Nikt przecież nie zabronił kibicom piłkarskim zagłosować na Lewandowskiego. Cofnijmy się do czasów Adama Małysza, Justyny Kowalczyk lub Kamila Stocha. W tych przypadkach głównie decydowało to, że sporty zimowe pojawiają się w programie igrzysk olimpijskich. Nie oznaczało to jednak, że skoki lub biegi narciarskie były czy są ochoczo oglądane na całym świecie.
Zostaliśmy zepsuci przez komercję i marketing, nie doceniając tych mniej medialnych przedstawicieli, którzy jednak przeszli ciężką drogę do sukcesu. Warto przypomnieć, że w 1973 roku sportowcem roku został… kolarz – Ryszard Szurkowski. Za jego plecami uplasował się… również kolarz – Stanisław Szozda. Trzecie miejsce? Jerzy Szczakiel, który zaczarował „Kocioł Czarownic” jako pierwszy żużlowy mistrz świata. „Dopiero” na piątej lokacie uplasował się legendarny piłkarz Kazimierz Deyna. Rok później król strzelców piłkarskich mistrzostw świata – Grzegorz Lato zajął dopiero czwarte miejsce! Nie znalazł się nawet na podium, które uzupełnił przedstawiciel dziesięcioboju – Ryszard Skowronek, złoty medalista mistrzostw Europy.
Możemy jedynie wyobrazić sobie podobny scenariusz w obecnie panujących realiach. Lewandowski (czego życzylibyśmy sobie) zostaje królem strzelców tegorocznych mistrzostw Europy, na których Polska dochodzi do półfinału. Kapitan naszej kadry nie wchodzi nawet na podium plebiscytu. W mediach społecznościowych rozpętałoby się istne pandemonium.
Nie potrafimy cieszyć się z nadmiaru bogactwa. Wolelibyśmy, aby poza kilkoma topowymi dyscyplinami, reszta dogorywała. Zapominamy, że sport to nie tylko piłka nożna, siatkówka i koszykówka. Powinniśmy cieszyć się, że żyjemy w kraju, w którym nie brakuje sportowej różnorodności. Skoro sam Robert Lewandowski potrafił z klasą zachować się wobec Bartosza Zmarzlika, to dlaczego nie potrafią uczynić tego kibice? Jaki jest sens licytować się kto dał więcej Polsce, skoro obaj rozsławili nasz kraj w 2019 roku, ponieważ obaj mają swój elektorat w różnych zakątkach globu.
Na koniec małe postscriptum w formie ciekawostki, która powinna dać wiele do zrozumienia. Otóż w 2018 roku dziennikarze francuskiego l’Equipe za najlepszego sportowca świata uznali austriackiego alpejczyka Marcela Hirschera, który wyprzedził takie tuzy jak Novak Djoković oraz Lewis Hamilton. Czwarte miejsce przypadło dziesięcioboiście Kevinowi Mayerowi, a dopiero piątą pozycję zajął piłkarz, który wówczas poprowadził „Trójkolorowych” do złota na mundialu, strzelając gola w finale – Kylian Mbappe. Coś czuję, że w Polsce uznanoby to za zaściankowość i groteskę…
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!