28 maja mija czwarta rocznica śmierci Krystiana Rempały. Utalentowany tarnowianin powinien wkraczać właśnie w wiek seniora i ze zniecierpliwieniem oczekiwać na inaugurację PGE Ekstraligi lub eWinner 1. Ligi Żużlowej.
Krystian Rempała odszedł z tego świata za wcześnie. Miał ledwie osiemnaście lat i cała przyszłość – sportowa, ale i nie tylko była przed nim. Wszystko jednak zmieniło się w meczu 6. kolejki PGE Ekstraligi w 2016 roku na torze w Rybniku. Obecny tuner sprzętu żużlowego nie ukrywa, że tragedia ta zachwiała jego wiarę w Boga, o czym opowiada na łamach onet.pl. – Przestałem wierzyć. Gdyby Bóg istniał, nie dopuściłby do tej tragedii. Tym bardziej że po wypadku tyle tysięcy ludzi prosiło go, żeby jeszcze nie zabierał Krystiana. Było przecież takie wsparcie, było tyle mszy, tyle modlitw do Boga, żeby zostawił go na tym świecie. A jednak tego nie zrobił. Stąd pojawiły się wątpliwości, czy jest sens wierzyć w Boga. Gdy wcześniej przejeżdżałem obok kościoła czy koło krzyża, to zawsze się przeżegnałem. A od tragedii tego nie robię. Nieraz ręka sama zaczyna robić znak krzyża, ale mówię wtedy: „Nie, zabrał mi przecież syna”. Dlatego, gdy mam jakąś sprawę, zwracam się do Krystiana, a nie do Boga.
Syn Jacka Rempały brał udział w koszmarnym wypadku, po którym momentalnie został przetransportowany do szpitala. Pojawił się obrzęk, trzeba było operować krwiak na mózgu, rokowania były złe. – Bardzo wierzyliśmy, że odzyska przytomność i wyjdzie z tego. Cały czas czuwaliśmy przy nim. Lekarze powtarzali, że jeśli przeżyje pierwszą noc, to będzie szansa, że się wybudzi. To nam dawało nadzieję. Były momenty, że dawał nam jakieś znaki, że nas słyszy. Ale pod koniec tygodnia czułem, że Krystian nie przeżyje. To było tak mocne uderzenie głową o tor, że szanse były minimalne.
Dziennikarz prowadzący wywiad zahaczył również o wątek Kacpra Woryny, którego na wejściu w pierwszy wiraż pociągnęło na przyczepniejszym fragmencie toru i wpadł on w kolegę z Tarnowa. – Mam do niego żal. Wiadomo, że żużel to ryzyko, ale uważam, że powinien trochę się inaczej zachować. Jakiś czas przed wypadkiem miał problem z ręką, a przed tą tragedią startował i w piątek, i w sobotę. A trzeciego dnia pojechał w Rybniku i wiadomo, co się stało. Na ten wypadek złożyło się za dużo niekorzystnych wydarzeń. I ten tor w Rybniku, i ta ręka Woryny. Nie wiemy, czy wyrwało mu motocykl, czy go puścił. Ja też sobie zarzucałem, że może coś dałoby się inaczej zrobić, żeby uniknąć tej tragedii. Dlaczego takie, a nie inne przełożenie, dlaczego taki zestaw startowy. Co by było, gdyby ruszał z innego pola startowego? Dlaczego podstawiłem mu motocykl na czas? Pewnie do końca życia będziemy o to pytać.
Zaraz po tragedii jaka spotkała rodzinę Rempałów, starali się oni odciąć od czarnego sportu. I choć Marcin oraz Tomasz ścigali się nadal, Jacek chciał odejść nieco w cień, choć później sam zdecydował się na powrót na tor. Teraz nadal obecny jest na wielu stadionach, choć w charakterze mechanika czy też tunera. – Współpracuję z zawodnikami, szykuje dla nich silniki, ale po tej tragedii miałem dość tego sportu. Tyle że nie mogłem się nagle przebranżowić i odejść. Do dzisiaj mam satysfakcję z tej pracy, zwłaszcza gdy zawodnik, z którym współpracuję, uzyskuje dobre wyniki. Tak samo było z Krystianem, któremu poświęcałem się całkowicie, a praca z nim była przyjemnością. Bo jest się dobrym tunerem, gdy ma się zawodnika, który potrafi przekazać uwagi mechanikowi. I na odwrót. A Krystian był takim żużlowcem, który po wyjeździe na tor momentalnie wiedział, co trzeba zrobić, żeby wyciągnąć z silnika wszystko, co najlepsze. Nieraz byłem zaskoczony jego wiedzą. Zdarzało się, że chciałem coś zrobić, a on na to: „Nie, tato, proszę mi założyć taką a taką zębatkę”. I potem wygrywał bieg. On już w wieku 14 lat tak czuł motocykl, jak ja po dwóch sezonach.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!