Żużlowe środowisko w Polsce zaskoczyła informacja Betard Sparty Wrocław dotycząca Grega Hancocka, który dołączy do sztabu szkoleniowego ekipy z Dolnego Śląska. Amerykanin ma pomagać w budowaniu strategii klubu w aspekcie szkolenia, ale wydaje się, że wystarczy, aby po prostu... był.
Wiadomość, że Hancock wraca była co najmniej tak samo zaskakująca, jak wieść, że Hancock… kończy. Pamiętamy bowiem, że rutynowany Amerykanin miał ścigać się dla ROW-u Rybnik, ale ze względu na stan zdrowia swojej żony, zastrzegł sobie, że może w każdej chwili zakończyć przedwcześnie karierę (aczkolwiek słowo "przedwcześnie" w kontekście 50-letniego żużlowca brzmi ciekawie). Środowisko czarnego sportu wierzyło jednak, że Jankes wystartuje – gdziekolwiek, ale jeszcze pojawi się na światowych agrafkach. Niestety, czterokrotny IMŚ zawiesił "już" kevlar na kołku i przez pewien czas speedway zubożał po stracie kogoś takiego jak Herbie.
Hancock bez żużla długo nie wytrzymał. I bardzo dobrze, bo światowego speedwaya nie stać na to, aby ktoś taki jak "Grin" mógł na dobre odejść z tego sportu. Ta dyscyplina potrzebuje osobowości, które swoim doświadczeniem będą dzielić się wskazówkami z innymi.
I na taki krok zdecydowała się Betard Sparta Wrocław, której barw Hancock bronił dawno temu, jeszcze za czasów "Atlasa". Wówczas "wsławił" się pamiętnym nie dotarciem na meczu finałowy o mistrzostwo Polski w Tarnowie w 2004 roku. Osłabiona ekipa Marka Cieślaka długo broniła się bardzo dzielnie, wszak musiała radzić sobie nie tylko bez Grega, który spóźnił się na samolot, ale także bez kontuzjowanego Sławomira Drabika, który wtedy miał kapitalny sezon. Hancock we Wrocławiu był jeszcze długo "persona non grata", ale wiadomo – czas leczy rany.
Teraz Hancock wraca na Dolny Śląsk, aby pomagać sztabowi szkoleniowemu. Wydaje mi się, że Greg w Sparcie to znacznie więcej niż "tylko" udzielanie wskazówek. Hancock będzie wykorzystywany jako wizytówka klubu – ambasador i twarz wrocławskiej ekipy. Ktoś kto ma przyciągać zainteresowanie mediów i sponsorów, bo Greg to idealna postać do takich spraw. Amerykanin słynie ze swojego uśmiechu od ucha do ucha i dyplomatycznych sentencji. Ponadto kapitalnie czuje się przed kamerą i w szeroko pojętych mediach. Jest lubiany i niesamowicie szanowany. Wystarczy, że wejdzie do parku maszyn i… już robota zrobiona.
Greg nie musi nic robić. Oczywiście zawodnicy powinni garnąć się do niego po wskazówki, ale wydaje się, że Hancock samą obecnością rozpromieni aurę, jakiej ktoś inny nie dałby rady używając tysiąca słów. Jeżeli każda dyscyplina sportu miałaby wydelegować swojego ambasadora, to w przypadku speedwaya byłby to właśnie niespełna 51-latek, który z łatwością odnalazłby się w jakimkolwiek telewizyjnym show. Amerykański luz i sposób bycia to olbrzymie atuty Grega.
Dlatego uważam, że zatrudnienie Hancocka w Sparcie to przede wszystkim marketingowy strzał w dziesiątkę włodarzy klubu. Tym bardziej, że w drużynie są zawodnicy, którzy niejako są "wychowankami" Grega. Maciej Janowski u progu swojej kariery był w teamie Amerykanina, a Tai Woffinden jako junior jeździł z nim w parze w barwach Włókniarza Częstochowa, wielokrotnie ciesząc oczy kibiców pod Jasną Górą.
Nie spodziewam się, aby Greg brał odpowiedzialność za wyniki drużyny. Hancock ma być doradcą w sztabie szkoleniowym, ale nie zdziwię się jak więcej rad czerpać od niego będą osoby z działu marketingu aniżeli pionu trenerskiego…
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!