W minionym sezonie Wojciech Lisiecki bronił barw Arge Speedway Wandy Kraków. Dołączył do zespołu krótko po kontuzji Ernesta Kozy, niemniej jednak pozostał już do końca rozgrywek. Zawodnika poprosiliśmy o podsumowanie sezonu i porozmawialiśmy z nim o planach na przyszłość.
Jak sam przyznaje, przed rozgrywkami myślał o startach na drugoligowych torach. Gdy nadarzyła się jednak okazja, postanowił z niej skorzystać. Z pewnością ze słabszych momentów nie może on być zadowolony. Były jednak również te jaśniejsze. – Na początku sezonu wyszła szansa jazdy w Krakowie. Można powiedzieć, że po pechu Ernesta, gdy złamał nogę. Nadarzyła się wówczas dla mnie szansa. Co prawda, bardziej skupiałem się na drugiej lidze, choć można powiedzieć, że tam poziom w tym roku był pierwszoligowy. To i tak zatem aż takiej dużej różnicy prawie by nie robiło. W zespole z Krakowa miałem lepsze mecze i gorsze. Być może więcej było tych drugich, bo punktowo, to tak nie do końca wychodziło. Można powiedzieć, że też sprzętowo troszeczkę odstawałem. Pozbierałem trochę pieniążków, zainwestowałem w jeden silnik. Wówczas jakieś lepsze wyniki zaczęły się pojawiać, począwszy od meczu w Gnieźnie. Przede wszystkim mój budżet nie jest tak bogaty na pierwszą ligę, choć na drugą też trzeba się przygotować. Tam może jednak mniej jest tych wydatków. Walczę dalej, nie poddaję się i mam nadzieję, że w przyszłym roku znajdę jakiś klub, gdzie będę mógł jeździć. Nie wiem, może też będzie to Wanda Kraków. Zobaczymy, zima jest długa. Na pewno chcę jeździć. Zrobię wszystko, żeby się „dosprzętowić” i aby to wszystko grało od początku sezonu – mówił w rozmowie z naszym portalem, Wojciech Lisiecki.
Druga liga w tym roku była dosyć mocna, a właśnie w szeregach tych drużyn będzie rywalizować krakowska Wanda w przyszłym sezonie. Jak się okazuje pierwsze sygnały wykazujące zainteresowanie z tego ośrodka już były. Do finalizacji jeszcze jednak daleka droga. – Były słowa zainteresowania ze strony działaczy z Krakowa – Prezesa, menedżera. Padły zapytania, czy będę jeździł. Nadchodzi zima, będziemy rozmawiać, co dalej. Jak na razie nie skupiam się na tym. Zimą będę myślał. Może ktoś się odezwie, może nie – zobaczymy – stwierdził.
Na początku października Lisiecki wziął udział w 46. Międzynarodowym Turnieju o Srebrną Łyżwę, który odbył się w niemieckiej Miśni. Reprezentant Polski zwyciężył w nim po biegu dodatkowym z Ronnym Weisem i Dominikiem Möserem. Często pojawia się on u naszych zachodnich sąsiadów na tego typu imprezach, choć nie można w tym wypadku mówić o próbie zarobku. Służy on jednak często swoją obecnością znajomym w Niemczech. – W Miśni jestem praktycznie na każdych zawodach. Jeśli chodzi o „układy”, to z tego nie ma pieniędzy. Przyjeżdża się po kosztach i nic nie zostaje, nawet na jakąś oponę. Tak naprawdę wracają się tylko koszty dojazdu. W tym turnieju, w którym wygrałem, też startowałem na starych oponach. Podczas każdej wizyty w tym miejscu, zawsze jadę na takich, po meczu w Polsce. Nie inwestuję w to, po prostu wolę przyjechać do Miśni i pojeździć z innymi zawodnikami. Co prawda nie są oni jacyś klasowi, choć niektórych nie znamy, a potrafią się zerwać i niejeden z ekstraligowych zawodników miałby problem. Może mu „wypalić” jeden bieg i trudno go wtedy złapać. Wolę jechać na takie zawody, niż siedzieć w domu, czy trenować w Polsce z drużyną. W nich jest również po prostu jakaś rywalizacja – zaznaczył.
Nasz rozmówca nadal nie wie, w której lidze zdecyduje się wystartować. Przyznaje jednak, że do podjęcia próby rywalizacji na torach Nice 1. Ligi Żużlowej musiałby dysponować określonymi środkami. Jeśli udałoby się je pozyskać, wówczas każdy scenariusz jest możliwy. – Jeśli byłbym pewny tego, że dysponowałbym budżetem około 100 tysięcy, to na pewno podciągnąłbym rękawy i zrobił wszystko, żeby wystartować. Wiem, że potrafię jeździć, tylko brakuje tego sprzętu. Może po wynikach też tego nieraz nie widać, próbuję wycisnąć coś z tego motocykla i „nadrobić sobą”, ale wszyscy dobrze wiemy, że sprzęt to jest 70% sukcesu. Gdybym wiedział, że będę miał taki budżet, choć będzie bardzo ciężko, chyba, że „spadnie z nieba” taka osoba, która chciałaby sfinansować takie coś, to na pewno podjąłbym rękawicę i walczył, bo wiem, że potrafię. Niektórzy znajomi i kibice również to wiedzą. Potrafię się ścigać, tylko mam braki sprzętowe. Na pewno dałbym z siebie wszystko – zapewnił swoich fanów.
Na koniec zapytaliśmy tego sympatycznego zawodnika o plany na najbliższą przyszłość. Wiemy, że zimą startuje on w różnego rodzaju galach lodowych, zarówno w kraju, jak i za granicą. – Co roku jeżdżę w Polsce i też w Niemczech u Ronny’ego Weissa. W tym zimowym sezonie będzie tam chyba pięć turniejów. Na pewno będę przyjeżdżał. W zeszłym roku mnie zabrakło, gdy kolidował jakiś termin i Gala Lodowa w Opolu była w tym samym dniu, co inne zawody w Niemczech. Wybrałem wówczas Opole. Wspieramy przede wszystkim nasze dzieci w Polsce. Zbieramy pieniążki, bo są to turnieje charytatywne. W takim wypadku wolę jechać do Opola, niż do Niemiec – zakończył, mówiąc o słusznych inicjatywach w zimowej przerwie, Wojciech Lisiecki.
inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!