W 2021 roku władze PGE Ekstraligi przedstawiły wielki plan rozwoju najlepszej ligi świata. Nazywając go Ekstraligą 3.0 postanowiły pokazać, że naprawdę idzie nowe. Skończyło się jednak... jak zawsze. Czy Ekstraliga 3.0 stała się historycznym flopem? Przyjrzyjmy się faktom.
PGE Ekstraliga – najlepsza żużlowa liga świata. Ile razy słyszeliśmy ten slogan? Spodziewam się, że możemy liczyć w tysiącach. I nie ma co udawać, z punktu widzenia sportowego są to najlepsze rozgrywki na świecie. „Pięknem” polskiego speedwaya dla szczególnie młodych fanów jest jednak szereg afer organizacyjnych, których nie powstydziła się polska piłka lat ’90.
Władze najwyższej klasy rozgrywkowej postanowiły więc choć spróbować zmienić ten obraz. W trakcie sezonu 2021 opublikowano plan Ekstraligi 3.0, projektu mającego na celu wprowadzić polski żużel na półkę wyżej. Sam pomysł był bardzo dobry. Postawienie na ogólny rozwój dyscypliny, minimalizacja liczby odwoływanych spotkań, wyjście do młodych kibiców, których teraz bardzo trudno przyciągnąć na stadion. Ale wyszło jak wyszło.
Spójrzmy więc na to, co władze PGE Ekstraligi planowały wraz z nowym projektem. Zacznijmy od tego, co miało najwięcej sensu, czyli systemu polskiego szkolenia. Stworzono piramidę szkoleniową, obejmującą rozwój młodych zawodników od pitbike’ów po kategorię 500cc. W tym miejscu trzeba przyznać, że zaczęło to w pewnym stopniu działać. Najlepsze kluby przyswoiły system, który w niedługim czasie powinien procentować. Do beczki miodu należy jednak dodać łyżkę dziegciu – kary finansowe. Kiedy kluby miały już obowiązek szkolenia, po portfelu dostały te, które… szkoliły najwięcej. Wystarczy przypomnieć historię Ostrovii Ostrów Wielkopolski, która nie kryła rozczarowania podejściem działaczy. Nawet z czegoś dobrego wyszło więc małe bagienko.
Drugim pomysłem, którego byłem i wciąż jestem wielkim zwolennikiem, stało się stworzenie ligi rezerw. Ekstraliga U-24 z założenia była idealną platformą doświadczalną dla najmocniejszych klubów w kraju. Polska młodzież otrzymała możliwość ścigania się za dobre pieniądze, a zagraniczne talenty w końcu miały możliwość zaprezentowania swoich umiejętności na tle kolegów. Pomysł świetny, wykonanie… cóż, co najmniej przyzwoite. W rozgrywkach zaprezentowało się co najmniej kilkunastu zawodników, którzy później całkiem nieźle dawali sobie radę w polskich ligach. No i oczywiście nie mówimy tu o Polakach, ale to historia na inny materiał. Tak czy inaczej, co najmniej część obcokrajowców zostanie u nas na dłużej i głęboko wierzę, że będzie podbijać niższe ligi.
Niestety Ekstraliga U-24 nie podoba się samym klubom, które, no masz ci los, muszą płacić zawodnikom! Rozumiem, że wysokość żużlowego żołdu za punkty w rozgrywkach towarzyskich jest za wysoka, ale czemu od razu zamykać całą ligę? Czemu po prostu nie pójdziemy w kierunku obniżenia stawek, nawet o połowę? I niestety, w ten sposób skończy się plan stania się absolutnym sercem światowego żużla. Bo przecież po co rozwijać nastoletnie inne niż te znad Wisły?
Ekstraliga U-24 jest też bezpośrednio powiązana z kolejnym założeniem Ekstraligi 3.0 – corocznym campem. Sam pomysł był co najmniej bardzo dobry. Niech na kilka dni do Polski przyjadą młodzi zawodnicy z całego świata, a my się przyjrzymy i włączymy co najmniej część do swoich rezerw. Pachniało to wręcz draftem NBA, ale z dowolnością wyboru. No i o ile pierwszy camp cieszył się sporym zainteresowaniem, tak kolejne… nie bardzo. Zawodników chętnych do pokazania się, a nie jeżdżących już w Ekstralidze U-24 było jak na lekarstwo, a ich poziom nie pozwalał na danie im szansy. Szkoda, bo z campu faktycznie można było zrobić coś w rodzaju draftu do wszystkich polskich klubów.
Przejdźmy teraz do podpunktu czysto organizacyjnego. Nie od dziś największym wrogiem speedwaya jest deszcz. Postanowiono więc, że kluby będą zobowiązane do posiadania plandeki chroniącej przed deszczem oraz odwodnienia liniowego, pozwalającego szybciej przygotować tor do jazdy. I tutaj, choć czasem plandeka i tak nie daje rady, wyszło całkiem nieźle. Odwoływanych spotkań jest coraz mniej, telewizja, będąca chlebodawcom klubów, może być zadowolona, a kibice nie muszą co chwilę zwracać biletów po odwołaniu spotkania. Tutaj spory plus.
Na koniec przechodzimy do digitalizacji żużlowego środowiska. 3,5 miliona złotych miało zostać przekazane na odpowiednie przygotowanie boksów zawodników, telemetrię, aplikację PGE Ekstraligi oraz wyjście do młodych kibiców. Skończyło się połowicznym „sukcesem”, bo część założeń udało się zrealizować. Mamy ładne boksy, które dla kibiców nic nie wnoszą. Mamy telemetrię, która nic nie wnosi, bo przecież maszyny także się mylą, prawda? Aplikacja także działa nieźle i jest „na czasie”, ale to jednak mały pikuś.
Przede wszystkim władze PGE Ekstraligi planowały wyjść do młodych kibiców. Kilka lat temu, poprzez serial Netflixa oraz niezłe gry komputerowe udało się to Formule 1. O konieczności zainteresowania młodzieży sportem mówi się też w piłce nożnej, koszykówce, krykiecie, baseballu i wielu innych dyscyplinach. Polski żużel nie chciał być gorszy. Plan był wielki – gra video na komputery i konsole, rozgrywki e-sportowe, dobra zabawa w sezonie ogórkowym. Wyszło z tego… wielkie nic. Zważając na to, że budżet przeznaczony przez PGE Ekstraligę był bardzo niewielki, doszło do zderzenia ze ścianą. Nie da się zrobić dobrej, angażującej młodych kibiców gry, bez odpowiedniego zaplecza finansowego. Skończyło się na tym, że niektóre kluby tworzą drużyny e-sportowe w grze nie mającej nawet licencji PZM/GKSŻ, a młodych na stadionach i przed telewizorami jest coraz mniej.
No dobrze, podsumujmy. Plany były wielkie – i dobrze. Część z nich nawet się przyjęła, jak Ekstraliga U-24. Część działa przyzwoicie, jak odwodnienia i plandeki. W ogólnym rozrachunku jednak projekt Ekstraligi 3.0 to kosmiczny niewypał. Z profesjonalizacją ciągle jest problem, „przejęcie” rynku międzynarodowego się nie udało, akcja promocyjna dla młodych kibiców nawet nie powstała, a system szkolenia wygenerował dodatkową aferę.
Czasem mam wrażenie, że polski żużel musi być taki, jaki jest. Nie wiem, czy to wina ludzi, prezesów czy może i kibiców, ale poważne zmiany i pełna profesjonalizacja to coś nieosiągalnego. Nie jesteśmy w stanie osiągnąć poziomu, który faktycznie pozwoliłby przyjąć z dumą i uśmiechem wyświechtany slogan – PGE Ekstraliga, najlepsza żużlowa liga świata. Bo do NBA czy NHL nadal nam daleko, jak z Buenos Aires do Jakucka.
U24 EkstraligaAby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!