O tym, że Speed Car Motor Lublin prosperuje świetnie, mówi się naprawdę wiele. Trafione i przemyślane ruchy transferowe, kreatywne prowadzenie social mediów, a także przyszłościowe myślenie sprawiają, że w Lublinie nie ma do czego się przyczepić.
Jednakże niewiele mówi się o osobach, które nie są w centrum kamer i fleszy. W każdym mieście jest pełno takich funkcyjnych postaci, lecz w kozim grodzie wyróżnia się szczególnie jedno grono. Mowa tu o Lubelskiej Rodzinie Żużlowej. Jest to wolontariat, który zrzesza zapalonych kibiców lubelskiej drużyny.
Wolontariat działa prężnie już dwa lata. Może nie jest to powalający wynik, ale weźmy pod uwagę to, że Koziołki powróciły do ścigania po rocznej przerwie i klub musiał budować wszystko od podstaw. Zarząd świetnie wykorzystał fakt, że w Lublinie mają tak mocno oddanych kibiców. – W gronie lubelskiego żużlowego środowiska jest wiele osób, które chciałyby się dobrowolnie angażować na rzecz naszego klubu. Chcieliśmy wykorzystać ten fakt, aby klubowe działania były jeszcze skuteczniejsze – mówi Piotr Więckowski podczas rozmowy z korespondentem speedwaynews.pl.
Co ciekawe, stworzenie Lubelskiej Rodziny Żużlowej nie było pomysłem nikogo z zarządu klubu. – Z inicjatywą wyszedł ks. Mirosław Ładniak, który jest mocno związany z naszym klubem. Jako fan naszej drużyny zauważył potrzebę stworzenia wolontariatu działającego na rzecz Speed Car Motoru Lublin. Przedstawił nam swoją wizję, jak taki projekt miałby wyglądać, a on bardzo nam się spodobał – dodaje.
Jak tłumaczy wiceprezes Speed Car Motoru Lublin głównym celem utworzenia Lubelskiej Rodziny Żużlowej było zrzeszenie grupy ludzi, którzy żyją na co dzień czarnym sportem i chcieliby poświęcić swój czas i chęci na inicjatywę, jaką jest wspieranie organizacji meczów. Piotr Więckowski podkreśla także, że wszyscy członkowie wolontariatu są częścią klubu. – Pamiętajmy, że drużynę nie tworzy tylko zarząd wraz z zawodnikami, ale i wszystkie osoby, które uczestniczą we wszelakich działaniach klubu. Wszystkim zależy na końcowym wyniku drużyny, dzięki czemu każdy daje z siebie 110%. Cieszymy się, że zataczamy coraz większe kręgi, bo nasz klub staje się coraz silniejszy.
Ze względu na wielkie zainteresowanie żużlem w Lublinie, przez ostatnie dwa sezony wolontariusze mieli ręce pełne roboty. – Wiadomo, jak wielki problem powstał w związku z wchodzeniem kibiców na stadion. Członkowie LRŻ pełnili funkcję osób, które informowały kibiców, gdzie są najmniejsze kolejki. Poza tym pomagali przy sczytywaniu karnetów oraz biletów.
Piotr Więckowski (z prawej) w towarzystwie Mateusza Zająca
W tym roku zadania Lubelskiej Rodziny Żużlowej ulegną zmianie. – W sezonie 2020 będziemy mieli spore zamieszanie spowodowane powstaniem numerowanych miejsc. Chciałbym, aby wolontariusze wspierali działania porządku na stadionie. Po pierwsze, jeśli chodzi o napełnianie stadionu, a po drugie, jeśli chodzi o pomoc związaną ze wskazywaniem danych miejsc – tłumaczy.
Piotr Więckowski nie ukrywa, że działania LRŻ to duże odciążenie finansowe dla lubelskiego klubu. – Na pewno dzięki wolontariuszom mamy mniejsze wydatki związane z organizowaniem meczów. Jesteśmy im bardzo wdzięczni za to, że wkładają w swoją pracę całe serce i poświęcają swój cenny czas. W ramach podziękowania za ich ciężką pracę, wraz z pomocą sponsorów (w tamtym roku HANESCO), staramy się organizować wspólne wyjazdy na pozadomowe rozgrywki, a także urządzać spotkania podsumowujące sezon, gdzie wolontariusze mają okazję poznać nowych zawodników lubelskiej drużyny wcześniej niż inni kibice – puentuje.
O tym, co Lubelska Rodzina Żużlowa zmieniła w życiu wolontariuszy, najlepszych wspomnieniach, a także o atmosferze, jaka panuje w zespole wolontariatu, porozmawialiśmy z niektórymi uczestnikami tego projektu.
Kuba Czarko – członek Lubelskiej Rodziny Żużlowej: Decyzja o dołączeniu do LRŻ była podparta wieloma czynnikami. Od ponad 15 lat jestem kibicem czynnie biorącym udział w prawie wszystkich imprezach żużlowych w Lublinie. Począwszy od zawodów ligowych, indywidualnych, meczów reprezentacji, na zawodach młodzieżowych kończąc. Od momentu zabrania mnie jeszcze jako dziecko przez tatę na zawody, zacząłem żyć tym sportem na całego. Dlatego, gdy dowiedziałem się o możliwości dołączenia do wolontariatu, nie wahałem się z decyzją o wysłaniu zgłoszenia. Do podjęcia takiego kroku zmotywowała mnie możliwość poznania nowych ludzi, spojrzenie na żużel i wszystko z nim związane z drugiej strony oraz okazja do spotkania się z zawodnikami, którzy są moimi idolami. Kiedy otrzymałem informację o przyjęciu mnie do LRŻ, byłem bardzo szczęśliwy. Można powiedzieć, że jedno z moich marzeń zaczęło się spełniać. Oprócz szczęścia było też jeszcze większe wypatrywanie początku sezonu, ponieważ miałem w sobie niesamowicie dużo energii do działania. Możliwości, jakie dała mi praca w LRŻ, pozwoliły inaczej spojrzeć na ten sport.
Zacząłem mocniej doceniać ludzi pracujących przy całej imprezie. W głównej mierze dlatego, że sam byłem jedną z nich. To duże wyróżnienie, ale również obowiązek, który zawsze spełniałem z uśmiechem na twarzy. W dodatku zacząłem spędzać więcej czasu przy okazji organizacji zawodów, co sprawiło, że mogłem dłużej przebywać w tak ulubionym dla mnie środowisku, co niedane by mi było, gdybym był tylko kibicem. Ciężko jednoznacznie określić jakie wydarzenie wspominam najlepiej, ponieważ było ich tyle, że ciężko byłoby mi je wszystkie wymienić. Wszystkie były wyjątkowe i z chęcią wracam do nich wspomnieniami. Był to m.in. wspólny wyjazd na mecz wyjazdowy do Częstochowy, nasze spotkania po meczu w gronie wolontariuszy na stadionie, gdzie rozmawialiśmy na temat niedawno zakończonego meczu, czy też na inne, czasami nawet niezwiązane z żużlem kwestie. Nie do zapomnienia będzie także impreza zorganizowana z końcem sezonu 2019, gdzie mogliśmy po rywalizować między sobą i zawodnikami na torze kartingowym. LRŻ to nie tylko rodzina z nazwy. Ze wszystkimi osobami, które tworzą ten projekt, utrzymuję dobry kontakt. Dzięki temu projektowi poznałem także wielu ciekawych ludzi, którzy teraz są moimi dobrymi znajomymi. Podczas naszej pracy, świetnie się dogadujemy i uzupełniamy w miarę swoich możliwości. Spotykamy się także poza meczami i spędzamy razem niezapomniany czas. Rola wolontariusza i zadania, które zostały mi powierzone, spowodowały we mnie zmianę co do kibicowania. Zacząłem patrzeć na każdy bieg pod innym kątem. Dodatkowo ostudziłem nieco swoje emocje podczas oglądania, co poskutkowało większym obiektywizmem podczas oglądania zawodów.
Hania Kot – członkini Lubelskiej Rodziny Żużlowej: Moja pasja do żużla narodziła się w pierwszym sezonie działalności LRŻ. Dołączając do tej inicjatywy, tak naprawdę nie byłam uprzednio na żadnym meczu, a do wysłania zgłoszenia namówiła mnie przyjaciółka. Dość szybko ta spontaniczna decyzja okazała się, nie wyolbrzymiając jedną z lepszych w moim życiu. Działanie jako wolontariuszka dało mi ogromne możliwości na poznawanie tego sportu z każdej strony. Pokochałam atmosferę trybun ze szczególnym uwzględnieniem "speedway euphorii". Jednakże każdy mecz nie kończył się dla mnie po ostatnim biegu. Lubelska Rodzina Żużlowa pozwoliła mi na osobiste poznanie zawodników, zrobienia z nimi zdjęcia i przybicia przysłowiowej piątki. Oczywiście dotyczyło to nie tylko naszej drużyny, ale wszystkich "plątających" się po parku maszyn zawodników. Jeśli miałabym wybrać jedną rzecz, która najbardziej mi zapadła w pamięci, to miałabym nie lada problem. Nie raz zdarzyło mi się uronić łzę przy zwycięstwie, ale także po przegranym meczu, w którym nasi zawodnicy naprawdę dawali z siebie maksimum możliwości. Bardzo dobrze wspominam wyjazd na ekstraligowy mecz do Częstochowy, który pozwolił nam jeszcze mocniej zacisnąć więzi. Teraz jednak doszło do mnie, że wybrałabym właśnie nowe przyjaźnie, które naprawdę w ciągu dwóch lat zdołały się znacząco utrwalić i zacieśnić. Jak już mówiłam – naprawdę ciężki wybór. Nasz wolontariat to faktycznie jest rodzina. Nie spotykamy się tylko podczas meczów. Zapraszamy się wzajemnie na urodziny, spotkania itp. Wiem, że mogę polegać na tych osobach.
Klaudia Frączek – członkini Lubelskiej Rodziny Żużlowej: Moje zainteresowanie żużlem wróciło, gdy lubelski klub walczył na drugoligowych torach. Po zakończeniu sezonu postanowiłam dołączyć do Lubelskiej Rodziny Żużlowej. Najbardziej przemawiającym powodem była możliwość poznania grupy ludzi, interesującej się tym sportem, z którą będę miała okazję wspólnie pokibicować, a przy okazji zrobić coś dobrego. Na informację o naborze do LRŻ trafiłam dość przypadkowo. Wcześniej miałam do czynienia z wolontariatem, ale nigdy nie była to pomoc przy zawodach sportowych. Postanowiłam jednak spróbować swoich sił. Lubelska Rodzina Żużlowa zmieniła na pewno to, że poznałam wielu wspaniałych ludzi. Odliczanie czasu do meczu stwarzało jeszcze większe emocje. Dzięki temu projektowi pasja z dzieciństwa zdecydowanie powróciła. Najlepszymi wspomnieniami z LRŻ są na pewno emocje związane z meczami naszej kochanej drużyny. Najbardziej zapadło mi w pamięci kilka zawodów. Na pewno spotkanie z ROW'em Rybnik o awans do PGE Ekstraligii, Częstochową, kiedy ostatni bieg przesądził o remisie. Udało mi się również uczestniczyć w kilku spotkaniach wyjazdowych, z których najbardziej pozytywnie wspominam mecz na Motoarenie w Toruniu. Jeśli chodzi o skład naszego wolontariatu, to śmiało mogę powiedzieć, że tworzy go ekipa świetnych ludzi. Relacje w zespole są wręcz rodzinne. Otwartość na innych, umiejętność współpracy, wkład i zaangażowanie, jakie wnoszą, w to, co robią, jest niesamowity. Poza sezonem także utrzymujemy kontakt i spotykamy się, aby spędzić razem trochę czasu. Myślę, że poniekąd jesteśmy jedną wielką rodziną. Jeśli się coś dzieje wiemy, że możemy liczyć na pomoc czy wsparcie drugiej osoby.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!