Cykl Speedway Euro Championship od samego początku składa się z czterech finałowych rund. Mówi się, że ważna jest inauguracja, bo ustala pozycję wyjściową do ataku lub obrony. Równie istotne jest jednak to, co stanie się potem.
Statystyki pokazują, że zwycięzca pierwszej rundy jeszcze nigdy nie sięgnął po złoto Indywidualnych Mistrzostw Europy. A jak jest w przypadku drugiej rundy? Co wnosi do całego cyklu? Warto się o tym przekonać, ponieważ w sezonie 2019 po raz pierwszy w historii odbędzie się ona w Polsce, a konkretnie na torze w Toruniu.
W przeszłości Motoarena dwukrotnie gościła już stawkę Speedway Euro Championship, ale zawsze w ramach inauguracji sezonu. Tym razem zmieniła swoją pozycję w kalendarzu. Od czasu przejęcia Indywidualnych Mistrzostw Europy przez firmę One Sport, druga runda odbywała się dwukrotnie w rosyjskim Togliatti (2013-2014) i niemieckim Gustrow (2017-2018). Poza tym, po razie zawodnicy ścigali się w niemieckim Landshut (2015) i łotewskim Daugavpils (2016). Jedynym zawodnikiem, który dwukrotnie wygrywał drugą rundę jest Emil Sajfutdinow. Rosjanin dokonał tego w sezonach 2013 i 2015. Poza tym, na najwyższym stopniu podium drugich rund, stawali jeszcze Nicki Pedersen (2014), Grigorij Łaguta (2016), Artiom Łaguta (2017) i Robert Lambert (2018).
Okazuje się, że w pierwszych dwóch latach funkcjonowania Speedway Euro Championship (2013-2014), drugą rundę wygrywał ten sam zawodnik, który najpierw triumfował na inaugurację. Zmieniło się to w 2015 roku, ale na najwyższym stopniu podium ponownie stanął żużlowiec ze ścisłej czołówki pierwszej rundy. Wygrał wtedy Emil Sajfutdinow, który w premierowej rundzie uplasował się na trzecim miejscu. Prawidłowość przełamał w 2016 roku Grigorij Łaguta. Rosjanin wygrał drugi finał SEC, pomimo tego, że na inaugurację nie pojawił się na starcie. Na przeszkodzie stanęła mu kontuzja. Od tamtego czasu, drugą rundę wygrywali zawodnicy, którzy na otwarcie zmagań plasowali się daleko za ścisłą czołówką. W 2017 roku triumfował Artiom Łaguta, który w premierowej rundzie zajął dziewiąte miejsce, a przed rokiem najlepszy okazał się Robert Lambert, z odległą jedenastą pozycją w pierwszej odsłonie zmagań.
– Nawet po nieco słabszej pierwszej rundzie nadal jest szansa na dobry wynik. Wszystko zależy od tego, ile punktów zdobyli zawodnicy z czołówki i jak dużą przewagę udało im się wypracować – twierdzi Tomasz Bajerski, trener Power Duck Iveston PSŻ Poznań i ekspert telewizyjny.
To tylko potwierdza, że nawet po nieudanym początku, szybko można przebić się na szczyt i walczyć o korzystny wynik w klasyfikacji generalnej. Okazuje się jednak, że ostrożność powinni zachować zawodnicy, którzy na inaugurację byli zdecydowanym numerem jeden.
O ile w latach 2013-2014 przekładało się to na zwycięstwo w drugiej rundzie, a w sezonie 2015 pozwoliło stanąć na drugim stopniu podium, to w ostatnich rozgrywkach nie stanowiło żadnego handicapu. W 2016 roku Martin Vaculik wygrał pierwszą rundę w Gustrow, a w drugiej odsłonie zmagań w Daugavpils uplasował się na odległym 15. miejscu. Podobnie Jarosław Hampel, który po zwycięstwie na inaugurację w Gnieźnie w 2018 roku, zajął dopiero ósme miejsce w kolejnej rundzie w Gustrow. Nie bierzemy pod uwagę sezonu 2017, w którym pierwszą rundę wygrał jadący z dziką kartą Hampel. Nie był on wówczas stałym uczestnikiem cyklu i przez to nie pojawił się na starcie w kolejnych rundach. Niezależnie od sytuacji, liczy się zatem odpowiednie podejście i koncentracja, bo układ pozycji potrafi zmieniać się w zawrotnym tempie.
– Do każdych zawodów trzeba podchodzić z pozytywnym nastawieniem i wykazywać swoje zaangażowanie. Jeżeli w pierwszej rundzie zawodnik wypracował korzystny wynik, to nadal musi być zmobilizowany do ciężkiej pracy. Nie powinien spocząć na laurach, bo wszystko może się diametralnie zmienić. Z drugiej strony, jeżeli zawodnik zaliczył nienajlepsze wejście w rozgrywki, to nie wolno mu się załamywać. Powinien zakodować w swojej głowie, że wciąż może odrobić straty i stanąć na podium, a nawet sięgnąć po mistrzostwo. Liczy się odpowiednia motywacja – tłumaczy Tomasz Gaszyński, wieloletni manager Tomasza Golloba.
Statystyki pokazują, że zwycięstwo w drugiej rundzie SEC nie jest gwarantem złotego medalu Indywidualnych Mistrzostw Europy, ale z reguły przekłada się na korzystny wynik w klasyfikacji generalnej. W ciągu sześciu lat istnienia cyklu Speedway Euro Championship, tylko raz zdarzyło się, by triumfator drugiej rundy został na koniec sezonu Indywidualnym Mistrzem Europy. Dokonał tego Emil Sajfutdinow w 2015 roku. To jednak nie powinien być powód do zmartwień, ponieważ trzykrotnie byliśmy świadkami sytuacji, w której zwycięzca drugiej rundy sięgał po jakikolwiek inny medal Indywidualnych Mistrzostw Europy. W tym gronie najlepiej poradził sobie Artiom Łaguta, który w 2017 roku zdobył srebro, natomiast Nicki Pedersen w 2014 roku i Robert Lambert w 2018 roku zawiesili na swojej szyi brąz.
Jedynymi zawodnikami, którym nie udało się zdobyć medalu, po wcześniejszym zwycięstwie w drugiej rundzie, są Emil Sajfutdinow i Grigorij Łaguta. Oba przypadki trudno jednak traktować jako miarodajne, ponieważ przywołani Rosjanie nie mogli zaprezentować się na przestrzeni wszystkich rund danego sezonu. W 2013 roku Sajfutdinow zaczął zmagania od dwóch turniejowych zwycięstw, ale potem przytrafiła mu się kontuzja, która wyeliminowała go z rywalizacji do końca rozgrywek. W klasyfikacji generalnej zajął ostatecznie dziewiąte miejsce. Z kolei kontuzjowany „Grisza” opuścił pierwszą rundę Speedway Euro Championship w sezonie 2016, ale potem osiągał tak dobre wyniki, że do podium cyklu zabrakło mu tylko jednego punktu, a do złota trzech. Można założyć, że pełna pula startów pozwoliłaby im stanąć na podium Indywidualnych Mistrzostw Europy, a może nawet na jego najwyższym stopniu. – Zawsze trzeba czekać do ostatniej rundy, bo dopiero tam wszystko się rozstrzyga – przekonuje Bajerski.
To jednak nie zmienia faktu, że w drugiej rundzie Speedway Euro Championship opłaca się stanąć na tak zwanym „pudle”. Jeżeli spojrzymy na zawodników, którzy meldowali się w czołowej trójce, a przy okazji nie jechali z jednorazową dziką kartą, a jako stali uczestnicy cyklu nie opuścili po drodze ani jednej rundy, to na piętnaście takich przypadków, trzynastu zawodników zajmowało miejsca w czołowej czwórce klasyfikacji generalnej na koniec sezonu. Jedenastu spośród nich, sięgało po medal Indywidualnych Mistrzostw Europy, z czego cztery razy po złoto, trzy razy po srebro i cztery razy po brąz. Tylko w sezonach 2013 i 2016 zdarzyło się, by na podium drugiej rundy SEC nie było późniejszego Mistrza Europy.
Jest jednak pewne pocieszenie dla tych, którym druga runda SEC nie ułoży się po myśli. W sezonie 2016 po medale Mistrzostw Europy sięgnęli Nicki Pedersen, Vaclav Milik i Krzysztof Kasprzak, pomimo tego, że w drugiej odsłonie zmagań zajmowali miejsca dwunaste, szóste i trzynaste. Można zatem nie odegrać większej roli na tym etapie rywalizacji, a potem walczyć o najcenniejsze trofea. Podobnie było z Jarosławem Hampelem w sezonie 2018. Polak zdobył srebro Indywidualnych Mistrzostw Europy, chociaż w drugiej rundzie SEC na torze w Gustrow, zajął ósme miejsce. To jednak tylko pojedyncze przypadki. Przyglądając się pozostałym medalistom Speedway Euro Championship, zauważymy, że w drugiej rundzie zmagań, żaden z nich nie schodził poniżej piątego miejsca.
– W żużlu liczy się przede wszystkim dobra i równa jazda. Niekoniecznie trzeba wygrywać poszczególne turnieje, żeby walczyć o najwyższe pozycje. Warto zbierać punkty i wjeżdżać do wielkiego finału. Najlepiej koncentrować się na każdej rundzie i starać się unikać błędów. Widzę jednak, że zawodnicy podchodzą do tego bardzo profesjonalnie. Na każdym kroku intensywnie trenują, a potem relacjonują to w mediach społecznościowych. Przygotowanie fizyczne jest na naprawdę wysokim poziomie, ale na stadionie liczy się też to, kto jako pierwszy dopasuje sprzęt do nawierzchni – ocenia Tomasz Bajerski.
Z powyższych rozważań wypływa jeden oczywisty wniosek. Druga runda Speedway Euro Championship jeszcze o niczym nie decyduje, ale warto pokazać się w niej z jak najlepszej strony. Zwykle oznacza to korzystny wynik w klasyfikacji generalnej na koniec sezonu. To odpowiedni moment, żeby zaatakować, nawet jeżeli na inaugurację nie wszystko ułożyło się zgodnie z planem.
Źródło: inf. prasowa
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!