Josh Grajczonek powracając do Australii na czas europejskiej zimy nie ukrywa, że liczy na dodatkową liczbę startów. Mimo wszystko, rezygnuje jednak z udziału w styczniowym krajowym czempionacie, a powodem są daleko położone tory.
3 stycznia w Gillman rozpocznie się kilkudniowy maraton związany z australijskim ściganiem o tytuł najlepszego jeźdźca w tym kraju. Uczestnicy cyklu mają spotkać się również w Mildurze, Underze, Albury-Wodonga oraz w Kurri Kurri, gdzie zaplanowano finał na 12 stycznia. Na początku października wystartował proces zgłoszeniowy, który rozstrzygnie nam kwestię rozstawionych zawodników oraz tych, którym o udział w finałach przyjdzie ścigać się jeszcze w eliminacjach.
W krajowym ściganiu najprawdopodobniej zabraknie największej gwiazdy – Jason Doyle. Pod znakiem zapytania stoją z kolei występy Chrisa Holdera, który mistrzostwa może stracić przez swoje osobiste problemy. Dziś już wiemy, że z pewnością w czempionacie nie wystartują Jye Etheridge oraz Josh Grajczonek, który zdradza powody podjęcia takiej decyzji. – Mistrzostwa Australii wiążą się z pokonywaniem bardzo dalekich odległości, więc nie zamierzam brać w nich udziału. To kosztuje mnóstwo pieniędzy, a ja będę w domu tylko przez krótki czas, więc nie chcę rozstawać się z rodziną na dwa lub trzy tygodnie. To przerywa te dwa i pół lub trzy miesiące, które spędza się w Australii. Na pierwszą rundę w Adelaide to dla nas 30 godzin. Kurri Kurri to 25. Bardzo długa jazda i stres – podkreśla Josh Grajczonek.
Sezon w Australii to nie tylko krajowe mistrzostwa, ale także wiele towarzyskich imprez. Nowy nabytek Stali Rzeszów ścigał się dotychczas tylko w Brandon, gdzie rozegrano Indywidualne mistrzostwa stanu Queensland. Eliminacje przebrnął bardzo szybko z czterema zwycięstwami, zaś w finale czternaście punktów w rundzie zasadniczej stawiało go w roli faworyta w kluczowych biegach, lecz w najważniejszym wyścigu dnia zameldował się na mecie za trójką rywali. – Mam to szczęście, że są też tory, od których dzieli mnie tylko 40 minut jazdy: Woodstock w Townsville i Pioneer Park w Ayr. To teraz fenomenalny stadion. Jeden gość sprzedał go i zlikwidował. Potem jednak odkupił go od banku i włożył w niego mnóstwo pieniędzy. Ostatnio miał tam pierwsze zawody i przyszło na nie jakieś 4.500 – 6.000 ludzi. To pokazuje, że chłopacy chcą jeździć u siebie w kraju. Miałem już pytania od kilku osób, gdzie dostaną silniki i kto je sprzedaje. Myślę, że to dobrze dla nas na północy. W ciągu ostatnich kilku lat nie było czegoś takiego. Nie chodzi o to, że zostaliśmy zapomniani, ale na południu odbywa się pełno zawodów. Stamtąd pochodzą sprawie wszyscy jeżdżący chłopacy. Dla mnie, Nicka Morrisa i Jake'a Allena, którzy są z Queensland to długa droga i mnóstwo jazdy samochodem – dodaje na łamach speedwaygp.com.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!