Jednym z zawodników, którzy parafowali kontrakt na starty w 2. Lidze Żużlowej jest Dawid Stachyra. W Rzeszowie na papierze „Davidoff” wydaje się być opcją rezerwową, lecz z optymizmem patrzy on na swój powrót do ligowego ścigania.
Dawid Stachyra tak naprawdę nie zniknął ze środowiska żużlowego i nie zjechał z żużlowych torów. W ubiegłym sezonie pojawił się w obsadzie jednego z przedsezonowych turniejów w Neustadt-Donau, lecz ostatecznie na torze go nie ujrzeliśmy. Na sezon 2019 parafował kontrakt ze Stalą Rzeszów, lecz jak wiemy, ostatecznie umowa ta została rozwiązana, a młodszego z klanu oglądaliśmy na szklanym ekranie. Brak jakiegokolwiek wyjazdu na tor sprawił, że musiał on odnowić swój certyfikat i we wrześniu to uczynił.
– Licencję odnowiłem jesienią tego roku. Motywem przewodnim tej decyzji była rzecz jasna chęć wznowienia jazdy. Dojrzewałem do niej bardzo długo. Szczerze mówiąc myślałem już o tym przed rokiem, ale wszyscy wiemy jak się potoczyły losy rzeszowskiej Stali. Przez ostatnie lata mojej kariery wszystko się układało nie po drodze. Gdzie nie pójdę, to staję na wielką minę i nawet gdyby przed sezonem 2019 doszło do czegokolwiek, to byłby to kolejny gwóźdź do trumny. Może więc paradoksalnie nawet lepiej, że tak się wydarzyło? – mówi na łamach klubowego serwisu Dawid Stachyra.
W kadrze Rzeszowskiego Towarzystwa Żużlowego na sezon 2020 znaleźli się m.in. Patryk Rolnicki, Adam Ellis, Patrick Hansen czy także Edward Mazur. Co o tym składzie sądzi jeden z jej członków? – Chłopaków znam wszystkich, jednych lepiej, innych słabiej, ale z każdym z nich miałem okazję spotkać się na żużlowych stadionach. Co do siły składu, dzisiaj trudno jest dywagować na temat nazwisk, bo wszyscy wiemy, że większość corocznych zimowych dyskusji nie ma przełożenia na wiosnę. Były drużyny, które przed sezonem miały spadać z ligi, a potem wybroniły się nawet przed barażami. Żużel jest taką dyscypliną, w odróżnieniu od innych sportów zespołowych, że tutaj nie ma miejsca na pomyłki i każdy jadąc dla drużyny, jedzie też dla samego siebie. Jako całość jest to oczywiście zespół, który ma przed sobą wspólny cel, ale wewnątrz teamu jest siedem indywidualności. Inaczej jest dla przykładu w piłce nożnej, gdzie słaby mecz jednego zawodnika może zostać ukryty, bo albo trener go zmieni, albo nawet z tym jednym słabszym danego dnia drużyna jest w stanie wygrać mecz.
– Być na zawodach, a jechać w nich to coś całkowicie innego. Za tym drugim tęsknię bardzo. Szesnaście lat jazdy robi swoje i nie ma co ukrywać, że ten głód jazdy i chęć powrotu na tor są ogromne. Teraz mogę się przyznać, że czekałem na rozwój wydarzeń w Rzeszowie. Bardzo się cieszę, że żużel wraca na Hetmańską. Nie wyobrażałem sobie mojego miasta, w którym się urodziłem i wychowałem bez dyscypliny, która odkąd pamiętam ciągnęła sportowo miasto za uszy do góry.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!