Przed Państwem druga część naszego wywiadu z Dawidem Rempałą, juniorem tarnowskich „Jaskółek”. W niej przypomnimy ostatnie występy sezonu, zdobycie złota DMPJ w Gorzowie Wielkopolskim oraz porozmawiamy o planach na kolejny rok.
Pierwsza część rozmowy naszego portalu z Dawidem Rempałą jest dostępna TUTAJ.
Stanisław Wrona, speedwaynews.pl: W połowie września dwa występy, kończące sezon. Pierwszy to Turniej Zaplecza Kadry Juniorów w Krakowie, gdzie w drugi dzień pojawiłeś się na liście startowej. Ostatecznie zdobyłeś 5 punktów, pokonując takich zawodników, jak Wiktor Trofimow, Szymon Szlauderbach, Jakub Miśkowiak, Kamil Kiełbasa i Mateusz Bartkowiak – po jego defekcie. Jak wspominasz ten występ?
Dawid Rempała, zawodnik Grupa Azoty Unii Tarnów: – Fajnie było pojechać w tych zawodach, bo było to przetarcie z zawodnikami – nie ukrywajmy – lepszymi ode mnie. To jest już coś. Udało mi się z niektórymi wygrać, więc miło wspominam ten turniej. Zawsze ten tor w Krakowie był dla mnie sentymentalny. To tam zaczynaliśmy tę przygodę z trenerem Januszem. Dobrze, że udało mi się wystąpić w tym turnieju. O tym, że w nim jadę, dowiedziałem się jednak dopiero pięć godzin wcześniej.
Można zażartować, że to „w normie”. W Krośnie, po eliminacjach do finału Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostw Polski w lipcu, również mówiłeś, że dowiedziałeś się rano o występie.
– Dokładnie. Przed zawodami w Krośnie również dowiedziałem się o starcie dopiero rano. Wszystko wyglądało zatem tak samo (śmiech). Miałem właśnie dwa takie przypadki.
Byłem na wspomnianych zawodach w Krakowie i zauważyłem, że w biegach, w których wyszedł Ci start, przywoziłeś wspomnianych rywali za plecami. W tych, gdy moment startowy był natomiast słabszy, przyjeżdżałeś już wyraźnie dalej. Czym było to spowodowane? Czy wolałeś po prostu te biegi przegrane spod taśmy już odpuścić i nie nadwyrężać się np. z powodu wcześniejszej kontuzji?
– W tych zawodach jechałem na drugim silniku. Nie chciałem bowiem „tyrać” tego lepszego, ponieważ kolejnego dnia mieliśmy finał Drużynowych Mistrzostw Polski Juniorów. Po wygraniu startów, wiadomo, że pojechałem do przodu, nie myśląc o niczym. Gdy wyjścia spot taśmy były już gorsze, to już nawet nie chciałem się tam pchać. Ten tor był dziurawy. W sumie tylko „Mati” (Mateusz Cierniak – przyp. red.) przejeżdżał po nim, jak tylko chciał. Poza nim każdy miał problemy z tym torem.
Dzień po tym turnieju były Twoje ostatnie zawody w sezonie. Niemniej jednak chyba zapamiętane na najdłużej. Złoto DMPJ w Gorzowie Wielkopolskim, a wcześniej upadek i dwa biegi wygrane podwójnie z rywalami. Twoje punkty były z pewnością bardzo ważne i przyczyniłeś się do tego złota w znaczny sposób.
– Takie coś pamięta się później do końca życia. Fakt, że jest się Drużynowym Mistrzem Polski Juniorów. Fajnie było jechać z chłopakami na te zawody, bo gdy miałem dwa miesiące wcześniej kontuzję, w ogóle nie myślałem o tym, czy w nich wystąpię. Wówczas nie pokazywałem sobą czegoś takiego, na co liczyłem. W pierwszym biegu zanotowałem upadek, bo za bardzo się napaliłem. Nie znałem wcześniej tego toru. Nagle zbliżył się do mnie „płot” i położyłem motor. Później przywiozłem chyba zero, bo jechałem już na drugim motorze – tym, co na „Kadrze” dzień wcześniej. Ten główny nieco „uległ zmianie” (śmiech). Nie doszliśmy do ładu z ustawieniami, bo jechałem na tym drugim tak, jak w Krakowie, a trzeba było jechać dużo „niżej”. Był wtedy ze mną wujek Marcin, bo tata niestety musiał wcześniej wyjechać za granicę. Podobna sytuacja miała miejsce wcześniej w Krakowie. Dziękuję mu za to, że ze mną pojechał. W kolejnych biegach dobraliśmy już ustawienia i było w porządku. W trzecim biegu, przeciw Stali Gorzów, przywiozłem ładnie za sobą Alana Szczotkę, a w ostatnim pokonałem Przemka Gierę na trasie. Wszystko było w porządku. Te zawody zostaną zapamiętana naprawdę do końca życia. Gdy przyjechaliśmy, to już na torze trener Paweł Baran mówił nam, że fajnie byłoby o coś powalczyć. W sumie przez cały sezon nam powtarzał, żebyśmy się nie napalali, bo wygrywa się w finałach, a nie w rundach eliminacyjnych.
Czy po tym upadku w pierwszym biegu nic Ci nie było? Czy pojawiło się ryzyko wycofania z zawodów, przez co zapewne Grupa Azoty Unia Tarnów nie osiągnęłaby tego sukcesu?
– Nie było żadnego ryzyka, tylko lekkie potłuczenia i zdarta skóra (śmiech). Poza tym wszystko było w porządku. Zszedłem z toru, później oglądałem to w telewizji i wyglądało to tak, jakbym obraził się na motocykl. Bolała mnie po prostu ręka i nie mogłem go pociągnąć. Później jednak przyszliśmy do parkingu, brat mi ją wymasował i na kolejne wyścigi było już ok.
Czy choć przez chwilę zakładaliście jednak złoto? Niedawno sam Mateusz mówił mi, że pojawiły się rozmowy o medalu. Zdobycie złota był to już jednak niebywały sukces.
– Przed zawodami chodziliśmy po parkingu i śmialiśmy się oraz żartowaliśmy, że fajnie byłoby zgarnąć to złoto. Wiedzieliśmy, że byliśmy w stanie powalczyć na pewno o brązowy medal. Wcześniej wygrywaliśmy już z drużynami, które tam startowały. Zdawaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy w stanie to zrobić. Złoto tak naprawdę tylko przechodziło nieco przez myśl – dobrze byłoby je zdobyć. To już jednak jest coś. Ostatecznie nam to wyszło (śmiech).
Na koniec dedykacja dla kuzyna Krystiana. To chyba też taki symboliczny moment, że mogliście poświęcić ten sukces zawodnikowi, o którym wszyscy cały czas pamiętają.
– Jechaliśmy z taką myślą, że gdyby nawet nam nie wyszło, to i tak weszliśmy do tego finału dla Krystiana. On zawsze jest przy nas i dlatego zadedykowaliśmy ten sukces właśnie jemu.
Byłeś jeszcze obecny 14 października na II Memoriale Krystiana, o którym wspomnieliśmy wcześniej. Czy ta inicjatywa Ci się podoba i czy chciałbyś pojawić się na liście startowej w kolejnym takim turnieju? W tym zabrakło Cię, ponieważ 16 lat kończysz w grudniu tego roku.
– W tym turnieju pojawiłem się jako mechanik mojego przyjaciela, Patryka Zielińskiego. Jest to na pewno fajna inicjatywa, organizowanie tych zawodów na cześć Krystiana. Był to jednak młody chłopak, a już i tak miał duże osiągnięcia. Dlatego fajnie, że powstał taki turniej. Z pewnością chciałbym w przyszłym roku pojechać w nim właśnie dla Krystiana.
Numer, którym się „podpisujesz” to DR158. Wyjaśnisz nam genezę tego?
– D.R. są to oczywiście moje inicjały. 15. dnia jednego z miesięcy są urodziny mojego taty, natomiast ósmego dnia w innym miesiącu urodziła się moja mama. Stąd zatem pochodzi ta kombinacja.
Jakie przygotowania planujesz przed przyszłym sezonem? W końcu teraz czekają Cię już nie tylko występy młodzieżowe, ale i również ligowe ściganie.
– Przygotowuję się trzy razy w tygodniu na siłowni. Polecam wszystkim serdecznie – Forma Tarnów (uśmiech). Staram się jeszcze być na basenie, chociaż raz na tydzień. Myślę, że to wystarczy, tym bardziej, że od stycznia dojdą nam treningi drużyny, więc myślę, że będę przygotowany dobrze do sezonu. Jeśli chodzi o sprzęt, to będę posiadał cztery kompletne motocykle, na wysokim poziomie. Silniki będą przygotowywane przez wujka Jacka, więc myślę, że będzie wszystko w porządku. Tak, jak ma być.
Czy to będzie bardziej intensywne, w porównaniu do zakończonego sezonu?
– Tak, z pewnością. Przygotowania będą intensywniejsze, ponieważ – nie oszukujmy się – tamtej zimy nie potraktowałem jeszcze tak „na serio”. Nie miałem wówczas licencji i nie przykładałem się do tego mocniej. Przed kolejnym sezonem mam treningi z trenerem i staram się, żeby było jak najlepiej. Wiem, że to ode mnie i od Mateusza może strasznie dużo zależeć w kolejnym roku – właśnie od nas, juniorów.
Jak oceniasz skład Unii na sezon 2019? „Jaskółki” nie mają za zadanie walki o awans, jednak zestawienie rutyny (Peter Ljung) z młodszymi zawodnikami (Arturowie – Mroczka i Czaja, Wiktor Kułakow i Daniel Kaczmarek) może okazać się całkiem ciekawą, mocną „mieszanką”.
– Nie jesteśmy nastawieni na awans, jednak przy tym składzie nie będzie niespodzianką, jeśli to się uda. To jest w sumie mocny skład, bo Artur Mroczka dobrze pokazywał się w Ekstralidze. Wiktorowi również wyszło kilka biegów, w których jechał. Artur Czaja dobrze prezentował się u nas, choćby na wspomnianym memoriale. Pokazał, że potrafi jeździć w Tarnowie. Peter Ljung to jest już naprawdę wyższy poziom. Daniel Kaczmarek z kolei to młodzieżowy mistrz Polski, jakby nie patrzeć. Dodatkowo dochodzimy my, juniorzy, myślę więc, że na pewno jesteśmy w stanie powalczyć o play-offy.
Czy stawiasz sobie jakieś indywidualne cele na sezon 2019?
– Takim głównym celem będzie na pewno przejechanie tego sezonu bez większych kontuzji. Najlepiej w ogóle bez żadnych (uśmiech). Chcę prezentować się z jak najlepszej strony i pokazać całej Polsce, że jesteśmy mocną para juniorską. To jest w sumie moje marzenie, żeby właśnie z Mateuszem udowodnić to, że nie zostaliśmy tymi mistrzami Polski z przypadku.
Czy na koniec chciałbyś komuś podziękować za sezon 2018?
– Za ten ubiegły sezon z pewnością chciałbym podziękować tacie, ponieważ zawsze był przy mnie. Jeździł wszędzie, pielęgnował wszystkie sprawy, związane ze sprzętem. Ogólnie bardzo mu dziękuję. Słowa te należą się również bratu Adrianowi, bo również zawsze mi pomagał. On również był na każdych zawodach, jak i na treningach. Nawet, gdy miał szkołę i sprawdziany, to się zwalniał, tylko po to, aby ze mną jechać. Zawsze chciał być przy mnie, by mi pomagać. Dziękuję mamie za to, że pozwoliła mi w końcu jeździć. Z tym były początkowo problemy (uśmiech). Podziękowania należą się Panu Mariuszowi Mamali, bo bez niego nie zacząłbym jeździć. Od niego dostałem motocykle, na których mogłem startować w zawodach, a rok wcześniej jeździć jeszcze jako szkółkowicz u trenera Janusza Kołodzieja. Jemu właśnie dziękuję szczególnie, bo bez niego nie byłoby mnie w tym miejscu, w którym jestem. Podziękowania kieruję również do wszystkich sponsorów, z Grupą Azoty na czele, za to, że zawsze przy mnie byli, za ich pomoc i współpracę we wszystkim. Wiadomo, że bez nich byłoby ciężko. Słowa wdzięczności za sezon 2019 należą się też Unii Tarnów. Dziękuję również dziadkom i ogólnie każdemu, kto zawsze był ze mną. Na koniec chciałem podziękować kibicom za ich ciągły doping i wsparcie w każdych zawodach. To właśnie głównie dla nich jeździmy na żużlu.
Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia w sezonie 2019.
– Również dziękuję i mam nadzieję, że przyszły sezon będzie dobry i pojawią się okazje, aby cieszyć się z niego w wywiadach.
źródło: inf. własna.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!