Trwa długie wyczekiwanie upragnionego sezonu żużlowego. Ponownie umilamy naszym czytelnikom czas oczekiwania na początek rozgrywek, przypominając znakomite spotkania sprzed lat – zarówno z najnowszej historii Ekstraligi, jak i sprzed kilku, a nawet kilkunastu sezonów. W dziewiętnastym odcinku serii przypominamy trzymający w napięciu mecz 11. kolejki PGE Ekstraligi z 2015 roku pomiędzy Stalą Rzeszów a Klubem Sportowym Toruń.
Mecz dla jednych jak i drugich miał duży ciężar gatunkowy. Ekipa z Rzeszowa potrzebowała punktów, by oddalić się od miejsca grożącego spadkiem z ligi, natomiast ekipa toruńska przyjechała wówczas na Podkarpacie po trzy punkty, które bardzo przybliżyłyby tę drużynę do fazy play-off.
Sam mecz nie rozpoczął się zgodnie z planem, został opóźniony o kilkadziesiąt minut z powodu stanu toru, który nie pozwalał na bezpieczną jazdę po porannych opadach deszczu. Sędzia zawodów zarządził więc zbronowanie, a następnie ubicie nawierzchni tak, by nadawała się ona do jazdy.
W końcu po długich pracach torowych zawodnicy wyjechali do pierwszego wyścigu, w którym najlepiej ze startu ruszyła para toruńska i Mirosław Jabłoński. Do wjazdu w drugi łuk pierwszego okrążenia trwała walka o drugą pozycję. Wygrał ją Adrian Miedziński, który wykorzystał błąd zawodnika Stali, który wyjeżdżając szerzej stracił także miejsce na rzecz Grega Hancocka. Okrążenie później przez nikogo nieatakowany rzeszowianin upadł na tor. Chwilę wcześniej złapał bardzo dużo przyczepności i musiał ratować się w jak najlepszy możliwy sposób. Każdy był w tamtej chwili pewny, że sędzia zawodów wykluczy Mirosława Jabłońskiego. Tak też się stało, jednak nikt nie przypuszczał, że zostanie on ukarany czerwoną kartką, co wiązało się z wykluczeniem zawodnika gospodarzy do końca zawodów. W powtórce pierwszej gonitwy Holder i Miedziński nie dali żadnych szans Gregowi Hancockowi co sprawiło, że od mocnego otwarcia rozpoczęli goście z Torunia.
Upadek Mirosława Jabłońskiego (N) w pierwszym podejściu do 1. biegu (slajd: nSport+)
W biegu trzecim swój cios wyprowadziła ekipa „Żurawi”. Para Kenni Larsen i Dawid Lampart pokonała Grigorija Łagutę i Kacpra Gomólskiego w stosunku 4:2, co sprawiło, że przewaga gości z Torunia wynosiła już tylko dwa punkty. W biegu numer cztery doszło do kolejnego tego dnia skandalu. Ze startu kapitalnie wyszli gospodarze i gdy wydawało się że już nic im tych punktów nie zabierze, doszło do bardzo dziwnej sytuacji. Jason Doyle, który jechał na ostatniej pozycji zaatakował z krawężnika swojego partnera z pary, Oskara Fajfera. Młodzieżowiec zespołu z Torunia upadł na tor i przez dłuższą chwilę się z niego nie podnosił. Gdy wszyscy przypuszczali, że to Jason Doyle będzie wykluczony za wjechanie w tor jazdy kolegi, sędzia podjął decyzję – Oskar Fajfer wykluczony z powtórki wyścigu, a także do końca zawodów.
Oskar Fajfer po upadku w czwartej gonitwie (slajd: nSport+)
Po tym werdykcie do budki telefonicznej by porozmawiać z sędzia udał się manager torunian, Jacek Gajewski. Rozmowy z arbitrem niczego jednak nie dały i decyzja została podtrzymana. Zawodnicy wyjechali więc do powtórki wyścigu czwartego, jednak i ona nie trwała długo. Po starcie sytuacja układała się na 4:2 dla Rzeszowa, lecz na wejściu w drugi łuk upadek zanotował Krystian Rempała. Po tym incydencie znów bardzo mocno eksploatowana była budka telefoniczna, z której można było połączyć się z arbitrem. Tym razem przyszedł tam Jacek Gajewski w towarzystwie Oskara Fajfera. Młodzieżowiec KS Toruń tłumaczył arbitrowi, że nie mógł zejść z toru z powodu wypadnięcia barku, jednak jak w poprzednim przypadku Piotr Lis był nieugięty i nie zmienił swojej decyzji. Trzecie podejście do czwartego wyścigu wreszcie przebiegło zgodnie z planem, jednak nie przyniosło wielu emocji, ponieważ Peter Kildemand o ponad pół prostej wygrał rywalizacje z Jasonem Doyle'em.
Jacek Gajewski był zdzwiony i zły z powodu decyzji arbitra (slajd: nSport+)
W piątym wyścigu doszło do fantastycznej rywalizacji o pierwsze miejsce. Ze startu najszybciej ruszył Adrian Miedziński, jednak przez cały dystans wyścigu musiał bronić się przed atakami Kenniego Larsena. Niestety dla niego, nie udało mu się to i Duńczyk minął krajowego lidera ekipy z Grodu Kopernika na przeciwległej prostej czwartego okrążenia. Na trzecim miejscu do mety dojechał Dawid Lampart. Tym sposobem gospodarze wygrali bieg i po raz pierwszy w tym meczu wyszli na prowadzenie. Szósty wyścig przyniósł rezultat remisowy, a siódmy wygrała ekipa toruńska w stosunku 4:2. Zwycięzcą tego biegu został Paweł Przedpełski, który tego dnia zmagał się z dużymi problemami zdrowotnymi i po zwycięstwie w siódmej gonitwie dnia nie pojawił się już na torze. Wynik na półmetku brzmiał więc 20:21.
Piękny atak Petera Kildemanda na Chrisa Holdera (slajd: nSport+)
W ósmej odsłonie dnia znów doszło do fantastycznej rywalizacji o pierwszą pozycję. Najlepiej ze startu ruszył Chris Holder, jednak szybki tego dnia Peter Kildemand nie zamierzał zadowolić się drugą pozycją i wściekle atakował Australijczyka. Plan Duńczyka powiódł się na początku czwartego okrążenia, gdy kapitalną szarżą po zewnętrznej minął Holdera i uratował dla ekipy Stali Rzeszów biegowy remis. Remisowo ułożył się również bieg dziewiąty, w którym osamotniony Greg Hancock poradził sobie z parą Grigorij Łaguta-Kacper Gomólski. W kolejnej gonitwie podwójne zwycięstwo odnieśli zawodnicy z Rzeszowa, jednak sędzia nakazał powtórzyć bieg. Przez niemal cały mecz nierówno pracowała taśma maszyny startowej. Spory handicap mieli zwłaszcza zawodnicy na zewnętrznych polach, skąd taśma szła w górę szybciej, jednak sędzia zawodów dopiero w dziesiątym wyścigu zauważył nieprawidłowości związane z jej ruchem i nakazał powtórkę tego biegu. Nim powtórka się odbyła na torze trwała kilkuminutowa przerwa na doprowadzenie maszyny startowej do stanu używalności. W powtórce biegu dziesiątego nie było już tak kolorowo dla „Żurawi”, jak w pierwszej odsłonie, gdyż na dystansie z Dawidem Lampartem poradził sobie Jason Doyle. Gospodarze wygrali 4:2.
Nierówna praca maszyny startowej (slajd: nSport+)
Bieg jedenasty zakończył się remisem 3:3 po zwycięstwie Petera Kildemanda nad parą Miedziński-Łaguta. W kolejnej gonitwie bardzo cenne zwycięstwo odniósł Dawid Lampart, który w bezpośrednim pojedynku okazał się lepszy od Chrisa Holdera, a że na trzecim miejscu ten bieg skończył Artur Czaja, przewaga gospodarzy wzrosła do trzech punktów. Wiadomym więc było to, że wyścig trzynasty będzie pełen emocji i jego wynik może zaważyć o losach meczu i punktu bonusowego. Był to absolutny koncert żużlowców Stali Rzeszów, a konkretnie Kenniego Larsena i Grega Hancocka, którzy nie dali żadnych szans Gomólskiemu i Doyle’owi. Wynik na tablicy wyników pokazywał 42:35 dla Rzeszowian i tylko cud mógł sprawić że torunianie wywiozą zwycięstwo ze stolicy Podkarpacia. W biegu czternastym najlepiej z pod taśmy ruszyli goście z Torunia, jednak duże błędy na trasie popełniał Kacper Gomólski co skrzętnie wykorzystał Greg Hancock, który minął popularnego „Gingera” i zapewnił Stali Rzeszów meczowe zwycięstwo.
Greg Hancock (C) mijający Kacpra Gomólskiego (B). 2:4 zapewniło meczowy triumf rzeszowianom (slajd: nSport+)
W biegu piętnastym rozstrzygała się sprawa punktu bonusowego. Sprawy torunian skomplikowały się, gdy Grigorij Łaguta przewrócił Kenniego Larsena. Duńczyk jechał w tym meczu z niewyleczoną kontuzją nogi, dlatego widok upadku żużlowca przeraził kibiców, którzy tamtej niedzieli zebrali się na stadionie przy ulicy Hetmańskiej. Duńczyk wstał na szczęście o własnych siłach i mógł w spokoju przygotowywać się do powtórki, w której razem z Peterem Kildemandem mieli przywieźć podwójne zwycięstwo i zapewnić trzy punkty meczowe ekipie Stali. Udało się – Duńczycy stanęli na wysokości zadania i bez najmniejszych problemów pokonali osamotnionego Adriana Miedzińskiego. Stal Rzeszów pokonała KS Toruń 49:40 i zrobiła wielki krok w stronę pozostania w PGE Ekstralidze na rok 2016, jednak jak się później okazało, mimo utrzymania Stal wystartowała w rozgrywkach pierwszej ligi z powodu braku środków na jazdę w najlepszej lidze świata.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!