Fogo Unia Leszno przegrała w Częstochowie w niedzielny wieczór i tym samym zanotowała dopiero drugą w tym roku stratę dwóch punktów ligowych. Początek meczu jednak wskazywał na to, że to „Byki” wywiozą spod Jasnej Góry triumf.
Początek spotkania dla obu ekip był dość nerwowy. W pierwszej odsłonie inauguracyjnego wyścigu niedługo po starcie upadł Tobiasz Musielak. Jedni widzieli tam kontakt z Januszem Kołodziejem i powtórkę w czteroosobowym zestawieniu, inni dopatrywali się wykluczenia gospodarza. Sędzia Krzysztof Meyze podjął decyzję o zapaleniu niebieskiego światełka, oznaczającego iż w powtórce Musielaka nie zobaczyliśmy. W niej z kolei w taśmę wjechał Janusz Kołodziej i momentalnie na torze pojawił się Bartosz Smektała.
„Smyk” już na próbie toru wydawał się być szybkim zawodnikiem i na tle Jarosława Hampela wypadał znacznie bardziej okazale. Udowodnił to w dwóch pierwszych biegach, gdy wygrał ze sporą przewagą i o ile w biegu młodzieżowym miał prawo to uczynić, o tyle pokonanie Leona Madsena w Częstochowie łatwą sztuczką nie jest. – Chciałbym podziękować mojej drużynie, ale niestety dziś się nie udało wygrać. Jednak nic się nie dzieje, po prostu drużyna Włókniarza była lepsza. Jeśli spotkamy się w play-offach, będzie na pewno lepiej – obiecuję to kibicom z Leszna. Ja od początku wstrzeliłem się z ustawieniami i dlatego byłem na początku szybki – przyznał młody reprezentant Polski.
Przed meczem chyba mało kto wskazywał, że Smektała może być liderem swojej ekipy. W całym meczu zdarzyła mu się tylko jedna wpadka, gdy w jedenastym biegu jadąc jako rezerwa zwykła za Kołodzieja, oglądał plecy duetu Tobiasz Musielak – Fredrik Lindgren. W dwóch pozostałych biegach uległ tylko Madsenowi i Miedzińskiemu. – Później ta moja jazda nie była płynna, trzeba było robić zmiany i to było widać m.in. po gospodarzach. Ta końcówka była zdecydowanie dla nich. Nasza drużyna współpracowała w parkingu, ale nie udało się wygrać. To jest jednak tylko sport, czasem tak bywa – słusznie zauważa junior.
Rozczarowania po meczu nie ukrywał szkoleniowiec Fogo Unii – Piotr Baron. Nie ma mu się jednak co dziwić, jego drużyna po pierwszej serii startów prowadziła już 15:9 i mogła bezpiecznie kontrolować przebieg spotkania. Jeszcze do biegów nominowanych przyjezdni podchodzili z zaliczką czterech punktów, by dwa razy przegrać podwójnie najważniejsze wyścigi. – Gospodarze jechali naprawdę doskonale. Popełniliśmy zbyt dużo błędów, aby wygrać. Końcówka nie należała do nas. Musimy z tego wyciągnąć wnioski i brać się do pracy – dodał z kolei Baron.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!