Zasłużyć sobie na miano legendy klubu, będąc jego obcokrajowcem to wielka sztuka. Bohater tej opowieści w trakcie swojej kariery został jednak ikoną dwóch ośrodków żużlowych w naszym kraju. Dla tych młodszych kibiców speedwaya postać Ryana Sullivana może wydać się nieco mniej lub nawet absolutnie nieznana. Ci starsi pamiętają jednak, że był asem nad asami – aniołem w skórze lwa.
Lata 2003-2006 to jak dotąd najlepszy okres w historii Włókniarza w XXI wieku. Ekipa dowodzona przez Andrzeja Jurczyńskiego, menadżera Jacka Gajewskiego, który opiekował się Sullivanem, a później Jacka Krzystyniaka zdobyła w tym czasie złoto, dwa brązowe oraz srebrny medal mistrzostw Polski. Za każdym razem liderem częstochowian był Australijczyk, który jeszcze w 2005 roku znalazł się w trójce najlepszych zawodników ekstraligi. Wówczas zajął drugie miejsce ze średnią 2,429, niewiele ustępując Gollobowi (2,440) oraz wyprzedzając Nickiego Pedersena (2,235).
Zwłaszcza 2003 rok na zawsze zostanie zapamiętany przez kibiców Włókniarza. Pamiętny mecz o złoto z Apatorem Adriana Toruń jest traktowany w Częstochowie niczym legenda opowiada przy stole w rodzinnym gronie. Coś co nie zdarza się zbyt często, a wraz z upływem lat zyskuje na wadze. I trudno się dziwić, skoro naszpikowany gwiazdami zespół z Torunia miał wygrać ligę w cuglach. Rickardsson, Crump, Protasiewicz, do tego Tomasz Bajerski i Wiesław Jaguś. Włókniarz miałby im się przeciwstawić?
Do dziś krążą głosy o tym jaka frekwencja była na stadionie tego dnia – 21 września 2003 roku. Niektórzy nawet mówią o 30 tysiącach, co w obecnych realiach ligowych jest czymś niewyobrażalnym. Już kilka godzin przed meczem na obiekcie przy Olsztyńskiej były tłumy. Postanowiono zorganizować nawet pokaz artystyczny, aby ci, którzy przyszli najwcześniej nie narzekali na nudę.
Sullivan, widząc nazwiska po drugiej stronie barykady, z pewnością też chciał coś udowodnić sobie i innym. Był to dla niego słodko-gorzki sezon w Grand Prix, w którym co prawda wygrał dwie rundy – obie w Szwecji – w Aweście oraz Goeteborgu, ale w klasyfikacji generalnej zajął dopiero dziewiąte miejsce. Tymczasem Crump i Rickardsson zaciekle walczyli o mistrzostwo świata, lecz ostatecznie nie dogonili Nickiego Pedersena.
Mecz, którego stawką było mistrzostwo Polski, był okazją dla Sullivana, aby utrzeć nosa jego rywalom. I tak też się stało. Natchniony Włókniarz wygrał 49:41, a Australijczyk zdobył 12 punktów plus bonus. Tylko w jednym biegu przyjechał za plecami przeciwnika. Wielkiej fety nie było końca. Sullivan został mocno wyściskany przez ówczesnego prezesa klubu – Mariana Maślankę. „Saletra” wreszcie mógł cieszyć się z mistrzostwa, którego bliski był zdobycia siedem lat wcześniej w barwach Apatora, a które „zabrał” mu Włókniarz…
Uchronił klub przed spadkiem, zdobył z nim mistrzostwo – Sullivan zapisał się w historii Włókniarza na stałe i zatęsknił za powrotem do Torunia. Z Częstochową pożegnał się godnie – zawieszając na szyi srebro DMP. Już w trakcie rozgrywek głośno mówiło się, że to ostatni sezon Ryana pod Jasną Górą.
W 2007 roku Sullivan faktycznie wrócił do ówczesnego Unibaxu. To już był zupełnie inny Ryan niż ten, który odchodził z Grodu Kopernika – o wiele bardziej doświadczony, utytułowany, niebędący jednak już uczestnikiem cyklu Grand Prix, skonfliktowany z reprezentacją Australii. Ale to wciąż był zawodnik, na którego w lidze można było liczyć. Mimo, że już do końca swojej kariery ani razu nie znalazł się w trójce najskuteczniejszych żużlowców ekstraligi, to niejednokrotnie dzięki jego postawie torunianie wygrywali ważne mecze, a on sam przedłużał swoją medalową passę.
Zatrzymajmy się jednak na chwilę w 2007 roku. Koniec końców musiał przyjeść ten moment. 29 kwietnia i spotkanie Włókniarza z Unibaxem. Powrót Sullivana do miejsca, w którym spędził sześć lat, do klubu, z którym zdobył cztery medale DMP, w barwach którego dwukrotnie został najlepszym żużlowcem ekstraligi, a po drodze sięgnął po swój największy indywidualny sukces – brązowy medal Indywidualnych Mistrzostw Świata. Niezwykle wymownym momentem była prezentacja. Kiedy nadszedł moment, aby wyczytać nazwisko Sullivana, spiker zawiesił głos i poprosił kibiców o powstanie, aby owacją na stojącą przywitać i jednocześnie podziękować Australijczykowi za to wszystko, co zrobił dla Włókniarza. Wzruszająca chwila. Na stadionie nie było słychać ani jednego gwizdu, ani jednego głosu sprzeciwu. Coś co dzisiaj zdarza się niezwykle rzadko.
Sullivan w tamtym meczu zdobył 12 punktów plus bonus. Tylko w pierwszym biegu dał się pokonać 1:5 parze Sebastian Ułamek i Lee Richardson. Dalej był już niedościgniony, a jego ekipa wygrała pewnie 54:39. W 2008 roku Sullivanowi wreszcie udało się zdobyć to, na co czekał z Toruniem wiele lat, a czego nie było mu dane w 1996 roku. Unibax w finale DMP trafił na Unię Leszno. Już na stadionie im. Alfreda Smoczyka goście pokazali swoją moc, wygrywając 49:41. Sullivan zdobył 11 „oczek” i bonus. W rewanżu torunianie kontrolowali przebieg wydarzeń, triumfując tym razem 47:43. „Saletra” dorzucił cenne dziewięć punktów z bonusem i mógł świętować pierwszy z Toruniem, a drugi w karierze tytuł DMP.
W dalszych latach Sullivan zdobył jeszcze z Unibaxem srebro oraz dwa brązowe medale. Pamiętamy jak po zakończeniu kariery, wznowił ją po ośmiu miesiącach przerwy w 2013 roku, aby pomóc dostać się toruńskiej ekipie do fazy play-off. Kibice „Aniołów” oszaleli na wieść o powrocie swojego idola. 38-latek w jednym ze spotkań – z Unią Leszno zdobył dziewięć punktów z bonusem i walnie przyczynił się do tego, że Unibax wygrał mecz 51:39 i następnie awansował do strefy medalowej.
Sullivan w swojej karierze zdobył dziesięć medali DMP. Cztery razy stawał na podium z Włókniarzem (złoto, srebro i dwa razy brąz) oraz sześciokrotnie z Apatorem (złoto, trzy razy srebro, dwa razy brąz). Jest legendą obu klubów. Solidny ligowiec w cieniu Golloba, Crumpa, Rickardssona, Pedersena czy Hancocka. Ale chyba każdy klub chciałby mieć kogoś takiego u siebie. Warto przypominać takie persony.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!