Wszędzie poza Rosją klasyczny żużel popularnością bije na głowę zimową odmianę. Istnieją jednak ludzie, którzy robią naprawdę dużo dla popularyzacji ice racingu.
Należy do nich Anton Tieriebienin, kibic z Szadryńska, dzięki któremu możemy oglądać internetowe transmisje z zawodów nie tylko z Rosji, a przy tym założyciel i administrator Facebookowej grupy Ice Gladiators FC – prężnego źródła informacji o ice racingu. Postanowiliśmy porozmawiać z Antonem o sytuacji dyscypliny, transmisjach oraz mistrzostwach Europy 2020, które odbędą się w Polsce.
Joanna Krystyna Radosz (speedwaynews.pl): Jak zacząłeś przygodę z ice racingiem?
Anton Tieriebienin: Kiedy miałem 16 lat, dowiedziałem się, że mój kolega z ławki chodzi na stadion i trenuje ice racing. Raz poszedłem z nim i już nie mogłem przestać na to patrzeć. Chodziłem więc na jego zawody, żeby mu kibicować. Teraz mój kolega jest mechanikiem w klubie Torpedo z Szadryńska, a ja mam siedemnastoletni staż kibica i ze wszystkich sił staram się promować ten niebezpieczny, drogi i jakże widowiskowy sport.
– A sam chciałbyś spróbować swoich sił na torze?
– Żeby zostać profesjonalnym ice racerem, trzeba zacząć treningi w wieku jakichś piętnastu lat. Chciałem popróbować, ale żona mi nie pozwala, mówi, że będzie się za bardzo martwić (śmiech).
– Letnia odmiana żużla też cię interesuje?
– Klasyczny żużel nie jest tak rozwinięty u nas na Uralu jak wyścigi na lodzie. Mamy tylko kilku amatorów, którzy trenują sami dla siebie i nie biorą udziału w zawodach. Natomiast oglądam cykl Grand Prix, interesuję się wynikami czołowych zawodników. W tym roku walka na torze była zacięta zarówno zimą, jak i latem.
– Jakie są różnice między letnią i zimową odmianą żużla?
– Ogromne. To zupełnie inny sprzęt i praca zupełnie innych mięśni. Różni się też tor. W ice racingu pod koniec zawodów tworzą się ogromne koleiny i zawodnicy muszą starannie wybierać sposoby pokonywania łuków. Za to jeśli chodzi o podobieństwa, to w przeciwieństwie do motocrossu, gdzie można wyjść z opresji, w żużlu i ice racingu nie ma miejsca na błąd. Wszystko dzieje się bardzo szybko i nawet jeden niewłaściwy ruch może kosztować utratę zdrowia. Natomiast co do kibiców, to ice racing w Rosji kojarzy się z zimnem, a żużel z upałem i kurzem. W Rosji nie ma krytych stadionów. W Szadryńsku podczas zawodów trzy lata temu były -34 stopnie, turniej trwał trzy godziny, ale pełny stadion oklaskiwał zawodników do końca.
– Jesteś tą osobą, dzięki której rosyjscy i zagraniczni kibice mogą oglądać internetowe relacje z ice racingu. Skąd w ogóle wziął się ten pomysł?
– Było tak. Cztery lata temu moi przyjaciele, którzy mieszkają w Togliatti (1200 kilometrów od Szadryńska), powiedzieli, że chętnie obejrzeliby zawody u nas. Z kilkoma innymi kibicami zrobiliśmy testową relację na kanale na Youtube. Przez kolejny tydzień odbieraliśmy wiadomości od kibiców z różnych rosyjskich miast z pytaniami, czy takich transmisji będzie więcej. Zrobiliśmy to. Przez pierwszy sezon pokazywaliśmy wyłącznie wyścigi, w fatalnej jakości, z drżącymi rękami. Potem czekaliśmy na informacje z lodowych mistrzostw świata i okazało się, że nie ma żadnych wiadomości na Facebooku na temat ice racingu, więc zrobiliśmy grupę, na której takie informacje przekazywaliśmy. Grupa szybko zyskała popularność. Już w kolejnym sezonie kupiliśmy powerbanki, stabilizator i nowy telefon z o wiele lepszą jakością obrazu. Podczas drugich zawodów w ramach mistrzostw świata naszą relację obejrzało ponad sto tysięcy osób. Jeden z zawodników podszedł do nas i powiedział, że jego przyjaciel z Brazylii też oglądał. Internet to najlepszy wynalazek ludzkości; dzięki niemu nasz wielki świat staje się trochę mniejszy. W taki sposób pomysł, żeby robić relacje dla przyjaciół, przerodził się w coś większego.
– Ile robisz kilometrów w sezonie i skąd w ogóle bierzesz środki na takie drogie hobby?
– W Rosji zawody odbywają się przeważnie w czterech miastach: Togliatti, Szadryńsku, Kamieńsku Uralskim i Ufie. Odległość między Szadryńskiem i Kamieńskiem wynosi 200 kilometrów, więc nie omijamy żadnych zawodów w tych miastach. Ufa leży od nas 400 kilometrów, Togliatti 1200. Najbardziej szalona rzecz, jaką zrobiliśmy, to kiedy w piątek wieczorem postanowiliśmy jechać na rundę mistrzostw świata do Togliatti. Jechaliśmy nocą, kilka godzin pospaliśmy i dotarliśmy na stadion. Zawody minęły błyskiem, a w niedzielę po ich zakończeniu ruszyliśmy do domu. Dojechaliśmy o 7:45 w poniedziałek, a na ósmą szliśmy do pracy. Zazwyczaj bierzemy za sobą dodatkowych pasażerów, dzięki czemu przejazd wychodzi trochę taniej. Działacze idą nam na rękę i dają bezpłatne zaproszenia na zawody. Poza tym, oczywiście, w każdym mieście mamy przyjaciół i już stało się tradycją, że po zawodach zostajemy u nich na noc, żeby porozmawiać o sporcie i trochę odpocząć. A środki, jak to środki na hobby, biorę z pracy, pracuję zaś jako programista. W końcu taką mam pasję: jeżdżenie na ice racing, wymyślanie nowych metod promocji tego sportu i próby wcielania ich w życie.
– Co na to żona? Też jest kibicką?
– Moja żona, Tatiana, też kocha ten sport. Początkowo byliśmy zwykłymi kibicami. A kiedy stworzyłem grupę na Facebooku, coraz więcej czasu spędzałem na szukaniu informacji i opracowywaniu ich tak, żeby to nie była sucha statystyka, żeby pokazać, że zawodnicy to też ludzie… Wieczorami coraz częściej siedziałem przed komputerem, co trochę denerwowało moją żonę. Ale potem przychodziliśmy na stadion i podchodzili do nas ludzie z podziękowaniami za naszą pracę. Kiedy dostajemy dyplomy od władz klubów za promocję wyścigów na lodzie, Tatiana cała kwitnie. Oboje bardzo przejmujemy się zawodnikami i całą dyscypliną. To dla mnie bardzo ważne, żeby moje hobby podobało się też mojej drugiej połówce.
– Co zatem daje ci zagłębienie się w świat ice racingu?
– O tym chciałbym opowiedzieć trochę szerzej. Kiedy byliśmy z Tatianą zwykłymi kibicami, widzieliśmy jedynie wierzchołek góry lodowej, czyli same zawody. Nie zawsze rozumieliśmy, dlaczego ktoś jedzie szybko, a komu innemu nie wychodzi. A gdy zaczęliśmy się zagłębiać w ten sport i zaglądać za kulisy, dotarło do nas, że sportowcy to tacy sami ludzie jak my, tylko trochę bardziej "szaleni". Niektórzy mają rodziny i przed startem myślą o zdrowiu dziecka albo rodziców. Niektórzy całą noc jechali na zawody, nie wyspali się i dlatego "przysypiają na starcie". Im bardziej się w to zagłębiasz, tym bardziej się dziwisz, co przechodzą zawodnicy po to, by zwyciężyć. Jednym z naszych celów jest właśnie to, żeby pokazać kulisy zawodów, by kibice lepiej rozumieli, dlaczego ten czy inny zawodnik jeździ wolniej albo szybciej.
– Po tym, co zamieszczasz na grupie, widać, że kumplujesz się z wieloma zawodnikami. Którego z nich uważasz za najsympatyczniejszego?
– Z Tatianą znamy osobiście wszystkich ice racerów, ale żeby tak kogoś wyróżnić… Powiedzmy, Ove Ledstroma. To młody szwedzki zawodnik. Obok legendarnego Pera-Olofa Sereniusa był pierwszym ice racerem, który przystał na propozycję zagoszczenia na naszej antenie. Kibice zadawali pytania przez internet, Szwedzi odpowiadali, a potem wyprawiliśmy kolację. Dwie godziny minęły jak z bicza strzelił. Dzisiaj to już tradycja, że zapraszamy na kolację zagranicznych zawodników, którzy przylatują do Rosji na zawody. Byli u nas już przede wszystkim Szwedzi: Martin Haarahiltunen, Jimmy Hornel, Ove i Ulf Ledstromowie oraz Niklas Svensson. Za to latem my polecieliśmy do Skandynawii, gdzie spotkaliśmy się z bardzo ciepłym przywitaniem zarówno zawodników, jak i kibiców.
– A z innych zagranicznych zawodników?
– Lubimy wszystkich. Ale mogę opowiedzieć o szczególnym przypadku, Rammim Syscie z Finlandii. Na razie nie jest to zawodnik zbyt znany na świecie, ale raz udało mu się wziąć udział w drużynowych mistrzostwach świata w Szadryńsku. Starał się jak mógł i za każdym razem, gdy wyjeżdżał na tor, pozdrawiał publiczność, machał do kibiców, robił show. Po zawodach stanęła do niego cała kolejka po autograf. W tamtym sezonie fiński zespół zajął ostatnie miejsce. Rammi się nie przejął. Poszedł do sklepu, kupił czekoladowe medale i przyszedł z nimi do organizatorów, po czym bardzo poważnie zapytał: „Czy moglibyście nam wręczyć te medale za ostatnie miejsce? Tak się staraliśmy". To była przezabawna sytuacja i chyba najbardziej szalona rzecz, jaką widziałem na lodzie.
– Masz też w zapasie inne niecodzienne historyjki z lodowych aren?
– Często zdarzają się wesołe momenty. Na przykład pewnego razu w Togliatti rozmawialiśmy z grupą ludzi, którzy opowiedzieli nam o małżeństwie zajmującym się promocją ice racingu. Dowiedzieliśmy się z żoną dużo nowego na swój temat. Wyobraź sobie miny tych ludzi, kiedy im wyjaśniliśmy, że to my jesteśmy tym małżeństwem. Inna taka sytuacja zdarzyła się w Inzell, kiedy staliśmy przy wejściu na stadion razem z dziewięciokrotnym mistrzem świata, Dmitrijem Chomicewiczem. Grupa kibiców zauważyła nas i podeszła, żeby poprosić o wspólne zdjęcie z Tatianą i ze mną. Dimy nie rozpoznali. Śmiał się potem, że my jesteśmy prawdziwymi gwiazdami, a tacy jak on to tylko zwykli sportowcy.
Zdarzają się jednak i poważne historie. Dwa lata temu na Mistrzostwach Europy na ostatnim łuku upadło dwóch zawodników. Wyniki wyścigu zostały zaliczone. Jednym z tych, którzy upadli, był Eduard Krysow, który tego dnia został srebrnym medalistą imprezy. Po upadku wyszedł na podium, potem zrobił sobie zdjęcia z wszystkimi kibicami, którzy tego chcieli, a zaraz potem pojechał do szpitala, gdzie zdiagnozowano u niego skomplikowane złamanie w okolicy kręgosłupa. W szpitalu został przez kolejne dwa miesiące.
– Z tego, co opowiadasz, wyłania się obraz niesamowicie barwnej dyscypliny. Aż szkoda, że tak mało ludzi poza Rosją interesuje się ice racingiem. Jak to zmienić?
– Poważne pytanie. Żeby dyscyplina stała się popularna w jakimś kraju, potrzebne są dobre wyniki. Nikt nie chce oglądać porażek. Nasi menedżerowie to doskonale rozumieją. Już kolejny rok zagraniczne zespoły przyjeżdżają na obozy przygotowawcze do Rosji na zaproszenie naszych działaczy, którzy ściągają najlepszych zachodnich zawodników do udziału w rosyjskich drużynowych zawodach. Byłoby też dobrze zorganizować na Zachodzie jakiś turniej wyłącznie dla nie-Rosjan. Na przykład Puchar Skandynawii. By uczynić zawody bardziej emocjonującymi, FIM w zeszłym roku przyjął nowe zasady drużynowych mistrzostw świata. O ile wcześniej o wszystkim decydowała suma punktów zebranych podczas dwudniowych zawodów, to teraz pojawił się finał z udziałem dwóch najsilniejszych zespołów. To z niego wyłaniany jest mistrz. Podobnie w mistrzostwach Europy: czterech najlepszych zawodników po dwudniowych zawodach mierzy się o medale w finałowym wyścigu. Na przeoranym oponami lodzie, przy zmęczeniu po wielu wcześniejszych biegach może się zdarzyć absolutnie wszystko. Takie zabiegi regulaminowe z pewnością dodają dyscyplinie widowiskowości.– U nas w Polsce klasyczny żużel ma ogromną widownię, a znów zimowa odmiana jest interesująca tylko dla nielicznych. Jak zachęciłbyś kibiców letniego żużla do zainteresowania się ice racingiem?
– Cóż, zasady obu dyscyplin są dość podobne, więc nie trzeba się ich uczyć na nowo. A zainteresowanie ice racingiem pozwala wypełnić pustkę w okresie między sezonami. Jestem przekonany, że w Polsce ice racing by się przyjął. Problem tylko w lodzie, ponieważ żeby były wyniki, potrzebne są treningi. Organizacja zawodów na stadionie to jedno, ale oprócz tego trzeba organizować treningi, a to droga zabawa – i bez wpływów z biletów. Jeżeli pojawią się poważne kluby, które zechcą zająć się i tą dyscypliną, na pewno sytuacja się poprawi. Na przykład w Rosji Mega Łada Togliatti ma i letnią, i zimową drużynę, a ice racerzy latem uprawiają motocross albo klasyczny żużel, by utrzymać formę.
– W marcu w Polsce odbędą się mistrzostwa Europy w ice racingu. Wybieracie się z Tatianą na te zawody do Tomaszowa Mazowieckiego?
– Zawsze powtarzamy, że chcemy zaliczyć jak najwięcej zawodów w sezonie, więc jeśli pojawi się taka możliwość, to oczywiście.
– Jak zaprosiłbyś na tę imprezę polskich kibiców?
– Jestem przekonany, że obok takich zawodów nie da się przejść obojętnie. W ice racingu każdy znajdzie coś dla siebie: ktoś zachwyci się kolcami w oponach, kto inny doceni widowiskowość i lodowe odłamki pryskające spod kół, kogoś jeszcze urzekną podobieństwa do żużla: zapach metanolu i ryk silników. To piękna walka i dramatyczne upadki, ale żeby zrozumieć, żeby poczuć tę dyscyplinę, trzeba przyjść na stadion i zobaczyć na żywo. Podobnie jak w przypadku klasycznego żużla, żadna kamera nie odda pełni tych wrażeń.
– Pięknie powiedziane. Zatem zapraszamy. A tobie, Tatianie i całemu ice racingowi czego życzyć na nowy sezon?
– Zdrowia, czystej i pięknej walki, żadnych upadków i żadnych kontuzji. I niech wygra najlepszy!
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!