W wieku 45 lat zadebiutował w oficjalnych zawodach. Dariusz Karwacki, bo o nim mowa, występem w niedzielnym turnieju „Poczuj speedway – nie dopalacze” wypełnił związkowe kryteria i podtrzymał swoją licencję żużlową na sezon 2019. A na przyszły rok planuje kolejne starty i treningi.
O „Kazku Pędzącym Wietrze”, bo tak chciałby być określany, po raz pierwszy głośno zrobiło się jesienią 2017 roku. Dokładnie 19 października amatorsko trenujący zawodnik po 27 latach od swojego pierwszego podejścia pomyślnie przebrnął przez egzamin na licencję „Ż”! Wiosną następnego roku słuch zaginął o nim jednak całkowicie. Tylko jeden organizowany przez amatorów turniej charytatywny na rzecz „Kazka” mógł wskazywać, że coś z jego zdrowiem jest nie tak. Teraz, gdy udało się doprowadzić ciało do ładu, sam zawodnik opowiada o tym otwarcie. – Prawdą jest, że zimą tego roku, dokładnie 9 marca miałem wypadek w pracy. Zakończyło się to przykrą kontuzją, która wyeliminowała mnie z prawie całego sezonu. Przy pomocy wspaniałych lekarzy z Klinikum Nürnberg Süd, lekarzy i fizjoterapeutów z 10. Wojskowego Szpitala Klinicznego w Bydgoszczy oraz Bożej energii udało się postawić mnie na nogi i zrehabilitować w dość szybkim tempie. Dzięki temu znów mogę wspinać się po swoje marzenia – mówi Dariusz Karwacki w rozmowie z portalem speedwaynews.pl.
Kolejnym krokiem do tych marzeń było podtrzymanie licencji „Ż”. Każdy zawodnik musi bowiem ukończyć w ciągu roku przynajmniej pięć wyścigów w oficjalnych zawodach. W przeciwnym razie jego żużlowe prawo jazdy wygasa, co oznacza ponowne podejście do egzaminu. Dzięki uprzejmości PSŻ-u Poznań, „Kazek Pędzący Wiatr” wystartował w organizowanym 30 września turnieju na Golęcinie. Choć nie zdobył w tych zawodach żadnego punktu i dojeżdżał do mety daleko za rywalami, to on okazał się głównym zwycięzcą zmagań. Jego radość, gdy po raz piąty przekroczył linię mety, była ogromna. – Planem na te zawody była dobra zabawa i przedłużenie ważności mojej licencji. Bardzo się cieszę, że osiągnąłem wszystkie zamierzone cele – stwierdza krótko.
Gdyby nie wypadek z marca, z pewnością niedzielny turniej nie byłby pierwszym w karierze „Kazka”. Można powiedzieć, że jego wejście w prawdziwe ściganie po prostu opóźniło się o rok. Plan na przyszły sezon zakłada częste występy i rozwój umiejętności już od wiosny. O ile, oczywiście, zdrowie na to pozwoli. – Żużel jest taką dyscypliną, w której trzeba jak najwięcej jeździć. Każde przejechane kółko i każdy trening są na wagę złota. Zatem – praca, praca i jeszcze raz praca! – podkreśla 45-latek.
W pewien sposób szlak dla amatorów z licencją wytycza już Tomasz Dutka. On także starty z profesjonalistami rozpoczął stosunkowo późno. W ubiegłym sezonie pojawiał się nawet w składzie drugoligowego Kolejarza Rawicz, natomiast w tym roku można go było znaleźć chociażby w turniejach Indywidualnych Mistrzostw Włoch. Nasz rozmówca także rozważa kierunek zagraniczny. – To jest wszystko uzależnione od wielu czynników. Finanse, czas wolny na dojazd i powrót, zaproszenie od organizatora, i tak dalej. Jak najbardziej różnorakie przygody i nowe doświadczenia mnie interesują. W żużlu nie ma dwóch takich samych nawierzchni. Geometria w tej chwili nie stanowi problemu, jakoś sobie z tym radzę. Jednak dobieranie ustawień czy technika jazdy to inna bajka. Szlifowanie tych umiejętności, żeby radzić sobie w różnych warunkach torowych, jest mi potrzebne. A zbieranie doświadczenia na innych torach, także poza granicami naszego kraju, może przynieść zamierzone efekty.
Nie jest żadną tajemnicą, że speedway to sport drogi w uprawianiu i wymagający sporego wsparcia osób trzecich. Żużlowcy-amatorzy z reguły finansują swoje występy z własnych oszczędności i ich zaplecze jest siłą rzeczy mniejsze, niż w przypadku profesjonalistów. Nie inaczej jest w przypadku „Kazka”, który w Poznaniu pomiędzy busami innych zawodników zaparkował… zwykły samochód osobowy z doczepką i jednym motocyklem. – Samemu niewiele da się osiągnąć, więc trzeba mieć jakiś team, co w minimalnej wersji oznacza mechanika. Przydałby się jeszcze ktoś nazywany menadżerem, kto pomaga w wyszukiwaniu różnych imprez. U mnie robi to Czarek Kozanecki z Ostrowa. On jest na łączach internetowych, surfuje w poszukiwaniu możliwości jazdy i wysyła oferty startowe. Natomiast tu na zawodach był ze mną mój mechanik, Karol Adrych. Pomagał mi jeszcze Paweł, który jest również żużlowcem-amatorem, i wspólnymi siłami żeśmy ogarnęli temat. Przynajmniej w moim przypadku chociaż jeden mechanik jest niezbędny. Bez tego zawodnik niewiele może zdziałać – opowiada „Pędzący Wiatr”.
Choć z powodu kontuzji „Kazek” stracił niemal cały 2018 rok, jego sen nadal się spełnia. Czego więc życzy sobie na następny sezon? – Na pewno zdrowia, bo to się zawsze przydaje. Oby wszystko toczyło się w zamierzonym kierunku, czyli na szczyt moich marzeń. A tym szczytem jest nauczyć się tak jeździć i panować nad motocyklem, aby wywalczyć sobie miejsce w składzie na taki prawdziwy mecz ligowy. Żeby za jakiś czas – dwa, trzy czy pięć lat – po treningu pan trener powiedział do mnie takie wymarzone słowa: „Kazek, szykuj się na niedzielę, jedziesz w meczu” – kończy Dariusz Karwacki.
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!