Po bardzo dobrym rozpoczęciu sezonu eWinner Apatorowi Toruń przytrafiło się słabsze spotkanie. Na swoim stadionie faworyzowani torunianie polegli w pojedynku z Eltrox Włókniarzem Częstochowa i przegrali 41:49. Jednym z kluczowych momentów było wykluczenie Adriana Miedzińskiego, z którym żużlowiec Apatora zupełnie się nie zgadza.
Pierwsze mecze sezonu wlały sporo nadziei w serce toruńskich kibiców. eWinner Apator zanotował dwa efektowne zwycięstwa na swoim stadionie oraz pokazał się z dobrej strony na meczu w Lesznie. Wydawało się, że zwycięstwo z rozczarowującym Eltrox Włókniarzem Częstochowa powinno być łatwym zadaniem, ale przyjezdni zaskoczyli znakomitą dyspozycją. – Nie możemy być zadowoleni z takiego spotkania. Mieliśmy u siebie nie przegrać, ale nie jest powiedziane, że w Częstochowie nie powalczymy o zwycięstwo – podkreśla w rozmowie z klubowymi mediami Miedziński. – Nie chcę na nic zganiać, ale pogoda też nam nie pomogła, choć i tak myślałem, że opadów będzie więcej. No po prostu zabrakło nam punktów – wyjaśnia Miedziński.
Przełomowym momentem było wykluczenie żużlowca Apatora w 12. wyścigu dnia. W powtórce częstochowianie wyprowadzili podwójny cios w stronę gospodarzy. Miedziński nie zgadza się z decyzją arbitra. – Szkoda mojego wykluczenia. Wyścig tak się ułożył. Ja byłem z przodu, a nie mam przecież lusterek. Przede mną podniosło Jonasa Jeppesena, a ja musiałem ująć gazu i przeskakiwałem w bok. Trochę zabrakło, by wyjechać z przodu na prowadzenie. Nie wiem, czy coś by to zmieniło – mówi Adrian Miedziński.
Apator mógł przedłużyć nadzieje na zwycięstwo lub przed ostatnim wyścigiem, ale Miedziński nie zdołał zapunktować z bardzo trudnej pozycji. – Miałem zero z czwartego pola, a ono nie było łatwe. Nawet Leon Madsen nie przywiózł stamtąd punktów, a ja jechałem z niego po równaniu i polaniu. Zrobiłem zmiany, by spróbować lepiej wyjechać ze startu, ale później goście ustawili się w parę i nie mogłem już niczego zrobić – tłumaczy 35-latek.
Czego zabrakło drużynie z Torunia? Trudno powiedzieć. Miedziński uważa, że „Lwy” były po prostu za dobre. – Rywale byli dziś po prostu szybcy. Leon Madsen jest tutaj świetny, na Grand Prix nie zgubił punktu, jeździł na silnikach od Flemminga Graversena. Postaramy się zrewanżować, ale teraz trzeba skoncentrować się na kolejnych meczach. Nikogo nie można punktować, bo tak działa ten sport – ktoś jedzie lepiej, a ktoś gorzej – zaznacza zawodnik „Aniołów”.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!