Dakota North, optymistycznie nastawiony do świata człowiek z australijskiego miasteczka Shepparton, z wolna przechadzał się po koronie rybnickiego stadionu. Fani speedwaya regularnie zaglądający na trybuny przy Gliwickiej 72, nasączyli Dakotę sympatią, bo podskórnie czuli, że Australijczyk emanuje pozytywną energią.
Widząc jego łagodne usposobienie, kibice ROW-u gotowi byliby przyznać, że Dakota North prezentuje się niczym richtig śląski synek. Dak zaskarbił sobie sympatię fanów autentycznością. Rozdawał autografy, promieniał radością, a gdy zakotwiczył już w rybnickim parku maszyn, jął rozmyślać. – Fani żużla w Rybniku są prawdziwie zakochani w żużlu. Los ich drużyny nie jest im obojętny, lecz nade wszystko dostrzegają ludzkie pierwiastki drzemiące w zespole. Poświęcam im czas, bo lubię, gdy ktoś szanuje moją pasję i hobby – prawił spoglądając sentymentalnie za horyzont. – Speedway jest bardzo osobliwy. W tym sporcie trzeba się zakochać po same uszy jeżeli marzysz o odniesieniu sukcesu. Potem na poły z radością, na poły z duszą na ramieniu wyruszasz na podbój Europy, choć zdajesz sobie sprawę, że oprócz tytanicznej pracy, potrzebujesz jeszcze oceanu szczęścia, aby zaznaczyć swoją obecność na mapie żużla. To wymaga kociej zwinności, determinacji i niezwykłej odporności na stres – podkreślił rezolutnie Dak.
North, który przemierzył wiele mil po rozmaitych brytyjskich torach i śmigał w Mildenhall, Newcastle, Peterborough, Somerset, Ipswich, King’s Lynn, Birmingham, Swindon oraz Poole, podał przykład zawodnika, któremu się udało. Chłopaka, który będąc nastolatkiem, marzył o wielkim sukcesie i tytule indywidualnego mistrza świata – Chrisa Holdera. – Spójrz, rozumiem Chrisa, że w tej chwili traktuje speedway jako pracę. Skoro w tak młodym wieku sięgnął po złoty medal w Speedway Grand Prix i zdobył najcenniejszy medal, to po cóż ma się starać? Ludzie często zarzucają mu brak ambicji, ale co ma robić alpinista, który wspiął się na najtrudniejszą ścianę na planecie? Brak wyjątkowej motywacji jest jak najbardziej zrozumiały. Oczywiście, że są przykłady wyjątkowo ambitnych zawodników takich jak Crumpie, który po pierwszym złocie w 2004 roku, rozsmakował się i sięgnął po kolejne triumfy, ale nie każdy z nas pielęgnuje w sobie taką dozę głodu na sukces. Najwybitniejsi żużlowcy nigdy nie odczuwają przesytu – zauważył Dak.
North sporo poświęcił, aby kroczyć śladami taty – Roda Northa, który przed laty ścigał się na żużlu dla Stoke Potters. I dla ojczulka zawiesił karierę sportową, bo Dak – ten niemalże richtig śląski synek – rozumie, że choć sam wdrapywał się coraz wyżej i zaczął zwiedzać coraz wyższe partie żużlowego masywu, poprzestał na podziwianiu orogenezy. Dakota jest wrażliwym człowiekiem… – Tata wymaga opieki po poważnym wypadku jakiemu uległ pracując w kamieniołomach. Drżałem o jego życie, bo tata musiał poddać się 12-godzinnej operacji. Nie mogę zostawić go bez grama pomocy, więc wracam do Australii – rzekł po bardzo udanym sezonie 2015 kiedy zdobył drużynowe mistrzostwo Elite League z ekipą Poole Pirates. Wówczas Dak sięgnął po prymat na Wyspach Brytyjskich jeżdżąc wespół z Chrisem Holderem, Davey Wattem, Paulem Starke, Kacprem Gomólskim, Maciejem Janowskim, Joshem Grajczonkiem, Kylem Newmanem.
– Rodzina zawsze pozostaje na pierwszym miejscu – wyszeptał wówczas „Rosco” – Alun Rossiter, który widział miejsce dla Dakoty w barwach Rudzików w 2016 roku. „Rosco” sam jest tatą i mężem, więc rozumie, że podwaliny egzystencji są istotne. Kariera sportowa stoi na drugim miejscu. A może inaczej: kiedy stworzone są bardzo solidne fundamenty i rodzina jest w stanie poświęcić się dla osoby posiadającej talent do sportu, wówczas można marzyć o wspinaczce na szczyty. Tak też czynił Holder dopóki fortuna mu sprzyjała.
96 turniejów Grand Prix, 5 wygranych turniejów (Cardiff’2010 i 2012, Goeteborg’2011, Leszno’2012 i Melbourne’2016), 553 wyścigi, 145 wygranych wyścigów, 24 finały, 910 punktów… Imponujący dorobek Chrisa. 24 kwietnia 2010 roku w debiucie na leszczyńskim „Smoku”, Holder zainkasował 8 punktów. Niemniej jednak marszruta do występu w Lesznie nie była usłana różami…
Chris Holder promieniał ze szczęścia, gdy w 2009 roku stał na podium Grand Prix Challenge w Coventry. Uświadomił sobie wtedy, że warto było przemierzać promem dystans pomiędzy stałym lądem a Isle of Wight. Czasem relaksujące, a czasem męczące trzy kwadranse rejsu przez cieśninę Solent… Chris mógł przez moment poczuć się jak Rzymianin, który dopływał do brzegów Albionu. Rzut oka na wyjątkowe formacje skalne The Needles, bo Isle of Wight potrafi zauroczyć. Można w okamgnieniu zakochać się w królewskiej rezydencji Osborne House, ogrodzie botanicznym w Ventnor i muzeum dinozaurów. W 1970 roku na festiwal muzyczny na Isle of Wight przybyło 600 tysięcy miłośników bardzo dobrej nuty, a na scenie pojawili się Jimi Hendrix, The Who, Procol Harum, Miles Davis i The Doors… Wypada odurzyć się czosnkiem w fenomenalnej The Garlic Farm (smakuje równie porywająco jak pojedynek Chrisa Holdera z Emilem Sajfutdinowem w ósmym wyścigu GP Wielkiej Brytanii w Cardiff 25 sierpnia 2012 roku), a potem poszaleć na 385 metrowym torze. Przed laty Chris Holder jeździł w jednym zespole wraz z Krzysztofem Stojanowskim, Jasonem Bunyanem, Glenem Philipsem, Corym Gathercolem, Chrisem Johnsonem i Andrew Barghem. Holder był przeszczęśliwy zdobywając cenne punkty dla ekipy prowadzonej przez Martina Newnhmana. Pamiętne play – offy Premier League w 2007 roku, gdy ekipa Isle of Wight Islanders walczyła z Rye House Rockets.
2 października 2007 roku w pierwszym meczu półfinałowym Isle of Wight prowadziło po 14 wyścigach 45 – 39. Holder i Stojanowski byli najlepszymi zawodnikami ekipy gospodarzy. Menedżer wstawił ich do ostatniego wyścigu i ku osłupieniu widzów Stefan Ekberg i Steve Boxall przywieźli Holdera i Stojanowskiego na 5 – 1. Mecz zakończył się nikłym zwycięstwem Islanders: 46 – 44. W rewanżu Holder błyszczał, zdobył 12 oczek w 5 startach, wygrał 4 wyścigi, raz leżał, ale chłopcy Lena Silvera: Tai Woffinden, Chris Neath, Adam Roynon i Tommy Allen rozbili ekipę Isle of Wight 61 – 29. Mówi się trudno… Istotne, że w barwach Isle of Wight Islanders, Holder zbierał bezcenne doświadczenie. Dwa sezony spędzone na Isle of Wight (2006 – 2007) były piekielnie ważne dla dalszego rozwoju. W 2007 roku Chris Holder i Jason Bunyan zdobyli mistrzostwo par Premier League. Pięć lat później Holder został indywidualnym mistrzem świata…
Z Isle of Wight droga wiodła do Poole, co było naturalną konsekwencją ścieżki rozwoju. Kiedy Chris miał 9 lat, otrzymał plastron piratów z Poole. Taki sam plastron dostał również starszy brat Chrisa – James, gdyż Craig Boyce – człowiek, który podarował plastrony, nie chciał, aby rodzeństwo się poróżniło… Chłopcy z żalem rozstawali się z plastronami kiedy trzeba było pójść w kimono… „Boycey”, najskuteczniejszy żużlowiec w historii Poole Pirates (4498 punktów) i brązowy medalista IMŚ z Vojens’1994 jest przyjacielem domu Holderów. – Mam chyba 20 000 autografów Craiga Boyce’a, dlatego gdy dziś widzę młodych fanów speedwaya, staram się zadbać o to, aby nikt nie poczuł się urażony i chcę spełniać każdą prośbę o autograf – twierdzi Chris.
Przyjacielem domu Holderów jest również Mick Poole, który przed laty uległ poważnemu wypadkowi na długim torze w Wagga Wagga (rodzinnym mieście legendy australijskiego i światowego tenisa – Tony’ego Roche’a), a następnie pożyczył Chrisowi Holderowi motocykl. Na sprzęcie Micka Poole’a, Chris wygrał mistrzostwa Australii do lat 21 w 2005 roku rozegrane na torze w Tamworth. To był przełomowy moment. Australijska federacja motocyklowa opłaciła przelot Holdera na Wyspy Brytyjskie, a Mick Poole i Jason Crump pomogli Holderowi podczas pierwszych ślizgów w Anglii. Mick zaaranżował bazę u rodziny Warrenów w Whittlesey, więc Chris nie musiał martwić się o wikt i opierunek.
– 18 września 2009 roku zmieniło się moje życie. Wiedziałem, że GP Challenge w Coventry to najważniejsze zawody w sezonie 2009. Zdobyłem 14 punktów, choć byłem trochę rozczarowany, że przegrałem wyścig dodatkowy z Zorro. Stoczyłem z nim wiele zaciętych pojedynków w Premier League. Kapelusze z głów przed Zorro, bo nikt nie wierzył w jego awans, a on przyjechał do Coventry i wygrał GP Challenge. Miałem silnik przygotowany przez Petera Johnsa, a Boycey pomagał mi w parku maszyn. Chcę być ośmy w 2010 roku w Grand Prix, bo nie zamierzam już przechodzić przez katusze eliminacji! Fascynujące, że będę mógł ścigać się z moim idolem i człowiekiem, który bardzo mi pomógł: Jasonem Philipem Crumpem – mówił Holder po zawodach w Coventry. Plan wypełnił, bo zarówno w 2010 jak i w 2011 roku zajął ósme miejsce w cyklu Grand Prix…
Sparta Wrocław i mozolna wspinaczka po szczeblach kariery. Spore pokłady cierpliwości, wsłuchiwanie się w rady Jasona Crumpa i Marka Cieślaka, a potem stopniowy rozkwit w Toruniu. Holder wydawał się podążać za maksymą rzymskiego filozofa – Epikteta z Hierapolis, który przed wiekami rzekł: – Jest tylko jeden sposób, aby osiągnąć szczęście: nie przejmować się tym, na co nie mamy wpływu.
Holder wykonał katorżniczą pracę w sezonie 2012. Zdobył czwarty tytuł indywidualnego mistrza Australii. Przyleciał do Europy, pojeździł na desce snowboardowej w Alpach, zdobył Elite Shield z Poole, po czym wsiadł w samolot, wrócił na półkulę południową, a 31 marca wystartował na Western Springs Stadium w Auckland. Podczas FIM Buckley Systems New Zealand Speedway GP, Holder zdobył 4 punkty i cieszył się narodzinami syna Maxa. Wrócił do Europy i niesiony ojcowską energią sięgnął po triumf w Lesznie. 28 kwietnia 2012 roku w wielkim finale na „Smoku” Chris pokonał Tomasza Golloba, Jarka Hampela i Andreasa Jonssona. 12 maja otarł się o finał u Vojteśky 11 w Pradze. W drugim półfinale GP w Pradze, Holder przyjechał na trzecim miejscu za plecami Nickiego Pedersena i Tomasza Golloba. 26 maja na Ullevi Stadium w Goeteborgu Chris awansował do finału. Decydującą rozgrywkę wygrał Freddie Lindgren, drugi był Greg Hancock, trzeci Chris Holder, a czwarty Tomas Jonasson. 9 czerwca na Parken w Kopenhadze Holder odpadł w pierwszym półfinale ulegając Gregowi Hancockowi, Freddiemu Lindgrenowi i Nickiemu Pedersenowi. 23 czerwca na gorzowskim „Jancarzu” Holder przebił się do finału, w którym fenomenalnie walczył o jak najwyższą lokatę. Wygrał Martin Vaculik przed Chrisem, Bartoszem Zmarzlikiem i Tomaszem Gollobem. 28 lipca Chris nie mógł odnaleźć się na torze w chorwackim Gorican, gdzie uzbierał zaledwie 6 oczek. 11 sierpnia we włoskim Terenzano Holder zawędrował do fazy półfinałowej. W drugim półfinale uległ Martinovi Vaculikowi i Gregowi Hancockowi. 25 sierpnia Holder odbudował się wygraną w Cardiff. Po porywającym występie pokonał w finale Krzysztofa Kasprzaka, Antonio Lindbaecka i Freddie Lindgrena. Chris zgarnął 23 oczka, nabrał wiatru w żagle, a jedyny punkcik zgubił w drugim wyścigu GP Wielkiej Brytanii na rzecz Nickiego Pedersena. 8 września w szwedzkiej Malilli Holder znów pokazał klasę. W finale lepszym okazał się jedynie Tomasz Gollob, a Chris dorzucił do dorobku bezcenne 17 punktów. 22 września w Vojens Holderowi nie udało się awansować do finału. W drugim półfinale Chris przyjechał jako trzeci na metę za plecami Emila Sajfutdinowa i Michaela Jepsena Jensena. Australijczyk wytrzymał presję oczekiwań w Toruniu. Tata Mick i mama Karen byli wzruszeni na MotoArenie… Jason Philip Crump wspierał Holdera w trudnych chwilach, gdy na manewr prowokacji zdecydował się będący w grze o tytuł Nicki Pedersen. Crumpie zręcznie wyciszał Holdera, aby młodszy rodak nie wdał się w wojnę nerwów z duńskim rutyniarzem… Cel został osiągnięty! Holder został piątym indywidualnym mistrzem świata rodem z Australii po Lionelu Van Praagu, Blueyem Wilkinsonie, Jacku Youngu i Jasonie Crumpie.
6 października 2012 roku pozostanie bardzo sentymentalną datą. To pierwsza rocznica śmierci dziadka Jasona Crumpa – Neila Streeta, genialnego człowieka, który wniósł wiele pozytywów do australijskiego i światowego żużla. Neil włóczył się po australijskich bezdrożach, odwiedzał żużlowe tory, przekazywał wiedzę młodym adeptom, a między wierszami często powtarzał: – Spójrz na Chrisa Holdera. Jak on czuje motocykl! Gdy tylko nabędzie doświadczenia, wdrapie się na szczyt żużlowej piramidy. Zabierze mu to kilka lat, ale będzie zawodnikiem bijącym się o mistrzostwo świata. To zjawisko zakrawające na pozaziemskie – Chris Holder został indywidualnym mistrzem świata w pierwszą rocznicę śmierci Neila Streeta… – Mam być szczery? Nie wiedziałem o tym splocie dat. Czas płynie tak szybko… Gdy przygotowywałem się do ostatniego turnieju Grand Prix’2012, nie miałem pojęcia, że wypada on w dniu tak ważnym dla australijskiego żużla. To niezwykłe – zdobyć złoty medal IMŚ w pierwszą rocznicę śmierci tak wspaniałego człowieka – wspomina Chris.
Neil pomagał każdemu Australijczykowi, który przejawiał zainteresowanie speedwayem. „Streetie” był szalenie wrażliwym człowiekiem. Płynął z niego niegasnący optymizm. Przenigdy nie ociągał się z udzielaniem wskazówek. Gdy tylko zauważył niedociągnięcie czy coś nie podobało mu się w jeździe zawodnika, podchodził doń i cierpliwie tłumaczył.
Neil mawiał: – Wybierz tą ścieżkę, jedź nisko z gazem, zmień dyszę. Mogło go nie być na zawodach, a i tak czuło się, że on sprawuje nad nami opiekę. Wyciągał wnioski i przekazywał nam swoje spostrzeżenia. Myślę, że wszyscy szanowali go za styl w jakim dzielił się swoim doświadczeniem. Pomimo gigantycznej wiedzy, „Streetie” nie pouczał nas i nie patrzył na nas z góry – podkreśla indywidualny wicemistrz świata juniorów w 2008 i 2009 roku.
Wielu analityków i ekspertów łamie sobie głowę nad sekretem szkolenia żużlowców w Down Under. Dlaczego pojawia się tylu znakomitych australijskich żużlowców? Wydaje się, że czynnik geograficzny odgrywa w tym wypadku ogromną rolę. Gigantyczna odległość od domu wymusza zaradność. Trzeba się poświęcić, opuszczając rodzinny dom w młodym wieku i przenosząc się na Wyspy Brytyjskie. Nie ma innej drogi pragnąc odnieść sukces. Zwycięstwo w wyścigu sprawia, że australijski żużlowiec dostrzega słońce za horyzontem. Szalona eskapada ma sens w przypadku, gdy notuje się coraz lepsze wyniki sportowe… Warto stawać na rzęsach…
– W Australii wychodzimy przed dom, idziemy do sąsiada, zjeżdżamy na rowerze ulicą, wyglądamy co jest za rogiem i odczuwamy swobodę oraz wolność. Mamy kontakt z kumplami i przyjaciółmi. Nagle przenosimy się na drugą półkulę i lądujemy w świecie, który wydaje nam się szalenie obcy. Pamiętam pierwsze chwile po wylądowaniu w Anglii. Pomyślałem sobie: albo utonę albo nauczę się pływać. Udało się, zacisnąłem zęby, zacząłem myśleć pozytywnie. Wiedziałem, że nie mogę liczyć na to, że skręcę w najbliższą przecznicę i pożalę się mamie czy tacie. Owszem, czasami dopadały mnie czarne myśli, chciałem rzucić wszystko i wrócić do domu, ale szybko uświadomiłem sobie, że taka opcja nie wchodziła w grę. Nie mogłem wypłakać się babci na ramieniu. Taka przeprowadzka jest wielkim wyrzeczeniem w każdej dyscyplinie sportu, nie tylko w speedwayu. Pod względem mentalnym, przenosiny z Australii na Wyspy Brytyjskie są bardzo trudnym wyzwaniem dla 16 czy 17 latka. To trochę tak jak przyspieszony kurs nauki języka. Nie jest łatwo odnaleźć się w nowym świecie, ale może odległość od ojczyzny sprawia, że szybko stajemy na nogach i jesteśmy twardzielami na torze. Przyznaję, jesteśmy odporni psychicznie, nie załamujemy się z byle powodu. Trasa z Europy do Australii nie skróciła się choćby o milimetr. Kiedy wygrywam wyścig, zapominam o przeszkodach. Tęsknota za ojczyzną ma wówczas nieco łagodniejszy wymiar – twierdzi Chris.
Holder wie ile kosztuje pościg za marzeniami. Miał 15 lat, gdy z wypiekami na twarzy oglądał GP Australii z trybun Telstra Stadium w Sydney w październiku 2002 roku. – Nie zapomnę jakim przeżyciem było obejrzenie treningu przed Grand Prix Australii. Wciąż doskonale pamiętam przebieg zawodów. Wybraliśmy się na Grand Prix w gronie rodzinnym. Było też kilku naszych przyjaciół oraz kilka osób z klubu, w którym wówczas jeździłem. To było niezwykłe wydarzenie dla całego australijskiego środowiska żużlowego. Frekwencja była bardzo dobra, bo zawody obejrzało 32 tysiące widzów – przyznaje Holder.
26 października 2002 roku Chris znalazł się w gronie szczęśliwców. Mick Poole sprawił, że Holder mógł wejść do parku maszyn podczas treningu przed GP Australii. – Przyglądałem się dokładnie wszystkim boksom. Obejrzałem sobie z bliska motocykle wszystkich 24 uczestników. Otwierałem szeroko oczy z zachwytu, a kiedy motocykle zawarczały podczas treningu, poczułem się jakbym otrzymał najpiękniejszy prezent na święta. Pomyślałem: ach, więc tak smakuje wielka międzynarodowa impreza – wspomina chłopak z Appin w stanie Nowa Południowa Walia.
Sydney – stolica Nowej Południowej Walii – gościł najlepszych żużlowców świata w 2002 roku. Z kolei sportowa stolica Australii – Melbourne – otworzyło podwoje Etihad Stadium dla czcigodnych ryzykantów szlaki w latach: 2015-2017. Chris ścigał się nad rzeką Yarra ze zmiennym szczęściem. W 2015 roku występ zakończył się katastrofą (zainkasował zaledwie 2 punkty). Z kolei w 2016 roku Holder błyszczał wygrywając GP w wielkim stylu. – Sezon 2016 oceniam jako bardzo solidny. Bardzo podbudowało mnie podium w pierwszej rundzie. Już zaczynałem zapominać jak smakuje skok na pudło… Ścigałem się przyzwoicie. Zawaliłem tylko dwa turnieje: w Cardiff i w Malilli. Gdyby nie te dwie wpadki, powalczyłbym o medal w klasyfikacji generalnej… Podsumowując: potrzebowałem odbić się od dna. Byłem bardzo oszczędny w kwestii sprzętowej. Zakupiłem zaledwie dwa nowe silniki przed startem sezonu 2016, nie cudowałem i pojawiły się zadowalające wyniki… W 2015 roku kontuzje omijały mnie szerokim łukiem, ale walczyłem o powrót do idealnej formy. Pracowałem nad kondycją. Próbowałem zaufać ponownie swojemu ciału, które sporo wycierpiało w lipcu 2013 roku kiedy doznałem poważnego urazu na torze w Coventry… – wspomina Holder.
A co Chris sądzi o lokalizacji, która najczęściej przewija się w kuluarowych rozmowach dotyczących wskrzeszenia GP w krainie Down Under – torze Gillman? – Uważam, że Gillman jest chyba najlepszym australijskim torem do speedwaya. To tor najbardziej ceniony przez zawodników. Za Gillman przemawia również tradycja. Klub funkcjonuje już od dawna. Geometria toru Gillman gwarantuje znakomite ściganie. Podejrzewam, że z punktu widzenia wygody kibiców i żużlowców oraz logistyki tor jest idealnie położony, bo leży zaledwie 10 minut jazdy samochodem od centrum Adelajdy. Mam nadzieję, że za czasów mojej aktywności sportowej, Gillman otrzyma prawa do organizacji turnieju o GP Australii – marzy Holder.
4 lutego 2012 roku Chris wybrał się na zawody do Undera Park w stanie Victoria. Jeździł w turnieju par wraz z Jacksonem Milnem. Holder zgodził się na start, chociaż organizatorzy nie pokryli nawet w całości kosztów dojazdu. Postąpił tak, bo nie zapomniał o ludziach dobrej woli, którzy pomagali mu w okresie, gdy był nastolatkiem. – To dla mnie bardzo naturalne zachowanie. Głęboko wierzę w to, że ludziom warto pomagać. Zostałem tak wychowany, że ludziom należy pomagać, jeśli tylko mogę coś dla nich zrobić. Wiem ile dobrego zrobili dla mnie entuzjaści speedwaya kiedy byłem małolatem. To ludzie, którzy kochają żużel, więc jak mógłbym o nich zapomnieć? Znam wartość przyjaźni, dlatego nie waham się ani przez chwilę, jeśli tylko pojawia się zaproszenie od zapaleńców – przyznaje Chris.
Holder miał wyjątkowe szczęście, bo złoty medal za tytuł mistrza świata’2012 odbierał w Monte Carlo z rąk absolutnej legendy speedwaya: 22 – krotnego mistrza świata (4 razy solowo, 7 w parach i 11 w drużynie) Duńczyka Hansa Nielsena. – To szczególne uczucie, gdy wychodzisz na scenę i odbierasz złoty krążek z rąk legendarnego żużlowca jakim bez wątpienia jest Hans Nielsen. W dzieciństwie obejrzałem na taśmach video wiele zawodów z udziałem Hansa Nielsena. Hans Nielsen to idol mojego taty – Micka. Dla mnie Hans Nielsen i Tony Rickardsson to dwie największe legendy żużla. W Monte – Carlo przeżyłem coś niewiarygodnego. Na jednej scenie z Hansem Nielsenem… Oczyma wyobraźni widzę mojego tatę, który nie mógłby spokojnie usiedzieć gdyby widział jak ściskam dłoń czterokrotnego indywidualnego mistrza świata. Scena to jedno, ale kiedy uświadomiłem sobie, że w klubie Jimmy’z, w którym odbyła się potańcówka dla zaproszonych gości, siedziałem z Hansem przy jednym stoliku, sączyliśmy znakomite trunki i rozmawialiśmy o speedwayu, to dotarło do mnie, że chyba śnię… – Chris delikatnie „odleciał” wspominając galę FIM w księstwie Monako. To nie była Jawa Hansa Nielsena, nie był to też sen…
Jak szybko można zawędrować z nieba do piekła? Błyskawicznie… Chris zna gorycz porażki. – Szczerze mówiąc, do sezonu 2012 włącznie, wszystko w moim życiu układało się wręcz idealnie. Moje życie nie obfitowało w dramaty, urazy, kłopoty. Było tak słodko… Żeglowałem przy pełnym wietrze. Wprost nie mogłem uwierzyć, że to co dzieje się wokół mnie jest realnym światem… Było zbyt pięknie, więc coś musiało się schrzanić. Podróżowaliśmy z Darcym na zawody, ścigaliśmy się, bawiliśmy. Cudo. Kilka miesięcy po zdobyciu mistrzostwa świata w 2012 roku, dopadały mnie czarne myśli, gdy siedziałem na lotnisku czy zakładałem kevlar. Podświadomie czułem, że spada mi poziom motywacji. Mówiłem sam do siebie: osiągnąłem szczyt, coś o czym marzyłem od lat, więc czego jeszcze mogę dokonać na torze? Straciłem żądzę zwycięstw, a kryzys pogłębił się po solidnym karambolu w lipcu 2013 roku. Metalowe części, które włożono w moją stopę nie chciały zatroszczyć się o mój komfort i samopoczucie… Ponadto doszły dolegliwości związane z urazem nadgarstka, we znaki dawała mi się szyja i kłopoty zaczęły się piętrzyć. Moje życie osobiste legło w gruzach, walczyłem o kontakt z ukochanym synem, ale nic mnie tak nie zdołowało jak koszmarny wypadek Darcy’ego w Zielonej Górze w sierpniu 2015 roku. Po jego dramatycznym upadku przestałem wątpić w sens życia… – wyznaje Chris.
Holder jest troskliwym mężczyzną. Nie mógł pozbierać myśli siedząc przy łóżku Darcy’ego Warda w zielonogórskim szpitalu. – Pomyślałem sobie: przecież to równie dobrze mogło mnie dopaść. Starałem się być jak najlepszym ojcem, a potomstwo jest pięknym, lecz zarazem trudnym wyzwaniem. Troska o Maxa nie pozwalała mi zasnąć. Po tragedii Darcy’ego, pragnąłem, aby sezon 2015 dobiegł jak najszybciej końca. W Melbourne podczas GP Australii nie mogłem uwolnić się od stresu. Byłem kłębkiem nerwów. Nie potrafiłem przepędzić myśli z głowy. Widok Darcy’ego zapadł mi tak mocno w pamięć, że na torze uszło ze mnie powietrze. Z racji, że nasza przyjaźń jest czymś niezwykle trwałym, ludzie wiecznie wypytywali mnie o stan zdrowia Darcy’ego… Tego było zbyt dużo jak na jedną głowę… Rozmyślałem czy nie rzucić tego wszystkiego. Skoro mój najlepszy przyjaciel tak bardzo ucierpiał i nie może cieszyć się normalnym życiem, to po co ryzykować puszczając sprzęgło? Gdy swoje „odchorowałem”, pomyślałem, że muszę postarać się o jak najlepszy wynik dla Darcy’ego, bo on chciałby być w miejscu, w którym ja przebywam. Dałby się pokroić za kolejny występ w GP, więc nie mogę go zawieść… To stanowiło dla mnie zastrzyk energii i zbudowało we mnie motywację na nowo. Zarzucałem sobie, że jestem zbyt leniwy w chwilach zwątpienia. Nie szukałem nowych rozwiązań, nie starałem się, ale poprzez rozmowy z Darcym nabrałem przekonania, że warto raz jeszcze spiąć się i spróbować! Poczułem ulgę kiedy wygrałem zawody w Melbourne w 2016 roku… – wyznaje Chris.
Kiedy sportowiec jest w dołku, przeważnie zadręcza się myślami jak to jest, że wkłada multum wysiłku w trening i powrót do czasów świetności, a wyników próżno szukać… Wylewasz hektolitry potu, a podium jak nie widać, tak nie widać… – Męczyłem się próbując odnaleźć perfekcyjną formę. Kiedy wreszcie wszystko zatrybiło jak należy na Etihad Stadium, chciałem jeździć na motocyklu i kręcić kółka w nieskończoność aż do ostatniej kropli metanolu! Wrzeszczałem jak opętany z radości pod kaskiem, chciałem wykrzyczeć z siebie cały stres po triumfie w Melbourne… Gdybym mógł, ścigałbym się całą wieczność i mógłbym zrobić tego wieczoru 100 okrążeń na torze w Melbourne. Na trybunach byli moi przyjaciele, w parku maszyn był Darcy, poczułem dziką ulgę, że wreszcie się odblokowałem. To była eksplozja radości! Zaryzykuję stwierdzenie, że przez moment zwycięstwo w Melbourne w październiku 2016 roku smakowało ciut lepiej niż tytuł mistrzowski jaki wywalczyłem cztery lata wcześniej… – przyznaje rezolutnie Chris.
22 października 2016 roku Holder zainkasował 17 punktów. Pięć indywidualnych zwycięstw biegowych robi wrażenie. W finale Australijczyk pokonał Taia Woffindena, Bartosza Zmarzlika i Antonio Lindbaecka. Jedynym niesmakiem jaki głęboko dotknął Chrisa była dyskwalifikacja Grega Hancocka przez tercet: Krister Gardell (sędzia), Armando Castagna (prezydent jury) i Brendon Gledhill (reprezentujący federację Motorcycling Australia). – Nasze wypłaty zależą od zdobytych punktów. Spojrzałem na Grega, a jego wzrok pytał: co do diabła się dzieje? Jak można obarczać winą Grega i sugerować, że oddał mi punkt w dziewiątym wyścigu? Śmieszne. W czerwcu podejrzewano mnie i Grega, że ustawiliśmy przebieg półfinału podczas GP w Horsens, gdy Greg uderzył w bandę. Rzekomo celowo… W półfinale nikt nikomu nie podaruje choćby dwóch cali toru – to oczywiste. Speedway to sport indywidualny. Jesteśmy kumplami poza torem, ale gdy zakładamy kask i puszczamy sprzęgło każdy chce wygrać wyścig – powiedział Chris, który w klasyfikacji generalnej GP’2016 zgromadził 126 punktów, a trzeci Bartosz Zmarzlik uzbierał 128 oczek.
Zamieszanie, dąsy, niedomówienia wokół dyskwalifikacji Grega osłodził Chrisowi udany debiut brata. W dwunastym wyścigu zdolny stolarz i równie uzdolniony żużlowiec: Jack Holder przywiózł 2 punkty. Piotr Pawlicki został wykluczony za dotknięcie taśmy, wyścig wygrał Michael Jepsen Jensen, a najmłodszy z braci Holderów przywiózł za plecami Andreasa Jonssona i Chrisa Harrisa. W osiemnastym wyścigu Jack upadł na tor, ale i tak debiut należy uznać za udany…
Nie samym żużlem człowiek żyje. Chris Holder jest wielkim fanem supercrossu. Ryan Villopoto, Chad Reed, Ryan Dungey, James Stewart, Ricky Carmichael, Heath Voss, Kevin Windham, Mike LaRocco, Jeremy McGrath… Wielcy mistrzowie… – Bardzo lubię wszystko co hałasuje. Supercross jest odlotowy, lecz uwielbiam też motocross i Moto GP. Podczas sezonu, kiedy czekam na mecz w PGE Ekstralidze, włączam telewizor i śledzę na żywo to, co dzieje się w Moto GP. (19 maja 2012 roku Chris Holder i Greg Hancock zostali zaproszeni przez Monster Energy, aby przyjrzeć się kuchni wyścigów Moto GP. Obaj zawodnicy pojawili się na paddocku podczas GP Francji na legendarnym francuskim torze Le Mans). Z kolei GP w motocrossie i zawody AMA Supercross śledzę dzięki internetowi – wyznaje zawodnik, który dla Poole Pirates zdobył aż 3069 punktów, co plasuje go na szóstym miejscu wśród najskuteczniejszych żużlowców Piratów.
Odwieczne pytanie, które dręczy miłośników ewolucji na motocyklach crossowych – co bardziej kręci i wierci dziurę w podbrzuszu: klasyczny motocross czy freestyle motocross? Antonio Cairoli, Jeffrey Herlings, Matthias Walkner, Stefan Everts, Tim Gajser czy jednak Levi Sherwood, Josh Sheehan, Jackson Strong, Maikel Melero, Andre Villa? – Freestyle jest niezwykły i zapiera dech w piersiach, ale bardziej pasjonuję się motocrossem. Wyścig jest esencją sportu. Poświęcenie i zaangażowanie ludzi, którzy uprawiają motocross oraz trud związany z katorżniczym treningiem, to coś, co budzi mój najwyższy szacunek. To potwornie ciężki kawałek chleba. Myślę, że nie przesadzę jeśli powiem, że sportowcy uprawiający zawodowo motocross są najbardziej wytrenowanymi atletami na świecie. Żaden inny sport nie wymaga tak żelaznej kondycji i nienagannego przygotowania pod względem fizycznym. Ryan Villopoto (czterokrotny mistrz świata w supercrossie) i Antonio Cairoli (dziewięciokrotny mistrz świata w motocrossie) to moi idole. Cairoli potrafił podnieść się po śmierci mamy, która odeszła w 2011 roku. To tylko dowód na to, że każdy kto jeździ na motocyklu wie, że nie wszystko zależy od przygotowania fizycznego. Każdy z nas ma dwie ręce i dwie nogi, ale o sukcesie decyduje to co znajduje się pomiędzy uszami, czyli głowa. Czaszka musi sprawnie działać. Trzeba umieć radzić sobie ze stresem i z nieprzewidywalnymi sytuacjami. Każdy kto zostaje mistrzem świata jest kimś wyjątkowym. Włoch Toni Cairoli udowodnił, że nawet tak bolesny moment jak śmierć mamy, nie jest w stanie go powstrzymać w walce o mistrzostwo świata. Być może odejście tak kochanej osoby stało się dodatkowym bodźcem do tego, aby pojechać na maksa? – zastanawia się Chris Holder.
Dziesięciokrotny indywidualny mistrz Australii – Leigh Scott Adams – pomagał Holderowi, gdy Chris uległ kontuzji zimą 2011 roku. Kangury lubią się wspierać. Peter Johns przez wiele lat przygotowywał silniki dla Adamsa, a kiedy Leigh zakończył starty na szlace, Johns zaczął zajmować się szafami Chrisa i dowiózł go do mistrzowskiego tytułu… – To szczera prawda o australijskim żużlu. Leigh Adams to jeden z najwybitniejszych żużlowców w historii speedwaya, który nie został indywidualnym mistrzem świata. Zachwyca mnie to, że wygrał tyle prestiżowych zawodów i to nie raz, tylko czynił to cyklicznie (choćby Zlatą Prilbę Pardubic). Pamiętam jaką radość sprawił mu srebrny medal IMŚ w 2007 roku. Tyle lat ciężkiej pracy, masę podróży, wyrzeczeń. Leigh zadzwonił do mnie po turnieju GP w Toruniu w październiku 2012 roku. Był bardzo szczęśliwy, że udało mi się sięgnąć po złoty medal. Byłem w siódmym niebie. Spojrzałem na telefon i pomyślałem: ale odlot, że Leigh do mnie zadzwonił. To wzór profesjonalizmu dla wielu żużlowców, a już na pewno dla dorastających Australijczyków. Jeśli marzysz o tym, aby być perfekcyjnym żużlowcem i imponować eleganckim stylem jazdy, Leigh Adams jest najlepszym przykładem dla młodzieży – podkreśla Holder.
Jack Young był jedynym Australijczykiem, któremu udało się obronić tytuł indywidualnego mistrza świata (sezon 1952). Sztuka ta nie udała się takim fachowcom jak Lionel van Praag, Bluey Wilkinson, Jason Crump, Chris Holder i Jason Kevin Doyle. Co intrygujące, Jack Young zdobył tytuł mistrza świata w 1951 roku jeżdżąc w ówczesnej drugiej lidze angielskiej w ekipie Edinburgh Monarchs. – Przyznaję, że to czego dokonał Jack Young jest niezwykłe. Chylę czoła przed Youngiem… Jednak we współczesnym speedwayu kalendarz startów wydłużył się tak bardzo, że nie opłacałoby mi się wsiadać na statek, którym Jack podróżował, bo nie zdążyłbym wrócić do Europy przed startem kolejnego sezonu. Pięć tygodni na wodzie… Jakim wyzwaniem było utrzymanie się w żelaznej kondycji fizycznej… – Chris popadł w zadumę.
Tysiące mil, zarwane noce, kontuzje, które zamiast załamywać psychicznie, wyzwalają gigantyczną energię i wzmagają chęć powrotu na tor. Szpitale, ludzie mówiący w niezrozumiałym narzeczu, lotnisko, warsztat, hotel, wieczny wyścig z czasem. Chris Holder stworzył swój drugi dom w Europie, aby podsycać żar i nie pozwolić umrzeć życiowej pasji – jeździe na motocyklu.
Niezłomni są ci Australijczycy. W 2008 roku Holder gościł na Red Bull X – Fighters w Warszawie. Na Stadionie Dziesięciolecia podziwiał popisy Ronnie Rennera i Travisa Pastrany. Szalony rodak Holdera – Jackson Strong, pochodzący z Lockhart (Nowa Południowa Walia), w którym mieszka 837 osób, gościł w Poznaniu podczas Red Bull X – Fighters w 2011 roku. Jackson Strong jest pierwszym człowiekiem na świecie, który wykonał frontflipa (salto w przód). Mieszka na farmie. W wieku 17 lat poleciał na tournee do Ameryki Południowej. Przemierzył Chile, Paragwaj, Argentynę, Kolumbię. Zachwycił Latynosów swoimi trikami, ale Jackson nie lubi stać w miejscu, więc za namową przyjaciela Briana Deegana, przeniósł się na pół roku do Temecula w Kalifornii. Długo trenował, aby wykonać salto w przód. – To wbrew fizyce, ale podoba mi się to, że musiałem wykonać 90 prób, zanim dopiąłem swego. Człowiek naprawdę żyje tylko wtedy kiedy frunie w powietrzu na motocyklu. Lubię wpaść do piekła na kieliszek wystrzałowego trunku… – wyznaje Jackson Strong. Swego czasu na jego farmie mieszkała Emma McFerran. Emma to dziewczyna z Melbourne, która porzuciła wielkomiejskie życie i przeniosła się na odludzie. Koledzy wołają na nią „Hazard”… – Bywało, że złamałam nadgarstek, połamałam kilka żeber, przebiłam płuco, ale mimo to wracałam do podniebnych ewolucji. Jackson Strong mawia, że mam większe jaja niż mój brat! – Emma śmiała się leżąc na szpitalnym łóżku. Trudno w to uwierzyć, ale w listopadzie 2012 roku, miesiąc po zdobyciu przez Chrisa Holdera złota w IMŚ, Emma „Hazard” McFerran wykonała backflipa na farmie Jacksona Stronga. Jest pierwszą Australijką, która wykonała tą ewolucję…
Chris nazbyt ceni życie, aby wykonać backflipa czy tsunami po perfekcyjnym najeździe na rampę. Podziwia gwiazdy fmx, ale wystarczy mu rola obserwatora. Zresztą, jego życie pełne jest pocałunków śmierci, lazyboya, fal tsunami, underflipów i potrójnych salt, więc po co kusić los? Śmiem twierdzić, że Chris Holder powrócił do życia w świecie sportu po takich turbulencjach, że ruler backflip Sherwooda i flair poplątany z 360-tką Pages nie zrobiłby na nim większego wrażenia niż własne doświadczenia. Życie jest uroczą plątaniną zdarzeń, istnym labiryntem osobliwych zjawisk… W mądrych księgach napisane jest i pasuje to jak ulał to sytuacji znanych z żużlowego toru: Kiedy szczęście stoi przed nami, wydaje się tak wielkie, że sięga stropu nieba. Ażeby przejść przez nasz próg, robi się tak małe, że często już go nie dostrzegamy. – To słowa królowej Rumunii – Carmen Sylva, które napisała na długo przed odpaleniem pierwszego bike’a na torze w Braila… Jedno jest pewne: Chris Holder potrafi owo szczęście dostrzec.
Tomasz Lorek
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!