Józef Pilch, były wojewoda Małopolski, prezes honorowy Speedway Wandy Kraków. Przez wiele lat związany z klubem żużlowym z Nowej Huty, doskonale poznał struktury, które w końcowym efekcie doprowadziły do jego upadku. Czy winnym jest więc tylko i wyłącznie jego prezes, na którego spłynęła cała krytyka co do początku końca Wandy?
W pierwszej części wywiadu, z którą można się zapoznać TUTAJ. omówiona została przede wszystkim kwestia finansów i poszukiwania sponsorów. Zapraszamy teraz na drugą część, w której poruszono wątki winnych za sytuację klubu i ewentualnej reaktywacji.
Magdalena Magdziarz (speedwaynews.pl): – Powiedział pan kiedyś, że żużel, jak feniks, musi spalić się, by na nowo się odrodzić. Jakie kroki należy podjąć wobec tego feniksa, jeśli się odrodzi, aby ponownie nie doprowadzić do jego upadku?
Józef Pilch (były wojewoda małopolski i prezes honorowy Speedway Wandy Kraków): – Potrzebny jest sponsor strategiczny. Obojętnie kto założy ten klub, musi mieć świadomość, że potrzeba około 1,5 miliona złotych, aby mogła zaistnieć sekcja. Trzeba promować żużel w Krakowie, ale nie za wszelką cenę. Promocja musi być bardzo szeroko rozwinięta. Żużel jest potrzebny w naszym mieście. Temu „feniksowi” głowa wystaje nieco ponad powierzchnią, trzeba mu więc pomóc, wyciągnąć go. Sprzęt jest, można z poprzedniej spółki przenieść to wszystko do nowo powstałej sekcji. Natomiast problemem byli i będą sponsorzy. Jeśli za zapleczem nie będzie stał silny sponsor – nic się nie uda.
– Czy pana zdaniem, winnym jest tylko prezes? Jego najbardziej obwinia się w mediach. Rzeczywiście popełnił on aż tyle błędów?
– Wina leży pośrodku wszystkiego. W pewnych momentach odpowiadałem mu, że ja sam nie mam już siły na załatwianie wszystkiego. Kiedy jest się na „szczycie", łatwiej zdobyć sponsora. Jeśli jest się zwykłym obywatelem, o wiele trudniej kogokolwiek zachęcić. Żeby jednak zdobyć tego sponsora z prawdziwego zdarzenia, musi być nim osoba, która jest miłośnikiem sportu żużlowego, bo przeznacza na ten cel swoje własne pieniądze. Na żużlu się nie zarabia. Może co najwyżej w Ekstralidze. Wracając do prezesa – kto mu tak naprawdę pomagał? Na nim spoczywała odpowiedzialność za odbiór toru, zepsutą polewaczkę, wydrukowanie biletów, zapłacenie komisarzowi toru etc. Nie było osób, między którymi można było podzielić te wszystkie obowiązki. Być może to wina prezesa, że nie zorganizował sobie grupy ludzi. Może wziął na siebie za dużo? Nie chcę go bronić, ale nikt mu nie pomagał, albo on nie chciał tej pomocy… Mogę winić go tylko za jedno. Jeśli powołało się spółkę, powinno się siedzieć przy menadżerce, przy sponsorach i zachęcać ich do pomocy. No właśnie. Gdzie ich na tę kawę zaprosić? Przecież nie było nawet na to warunków. Jednak nie można mu odebrać serca do tej działalności i na pewno nie było to bezpośrednią przyczyną takiej sytuacji klubowej. Cała jego rodzina zaangażowała się w pracę w klubie. Ojciec jeździł na traktorze i przygotowywał tor do meczów, bracia stali na bramkach, wpuszczali kibiców.
– Krzysztof Cegielski wspomniał na łamach jednego z portali, że jego sprzęt, wypożyczony Wandzie, nie został mu zwrócony do tej pory. Ma on jeszcze szansę go odzyskać?
– O to trzeba pytać już pana prezesa klubu.
– Czy na drodze do odbudowania klubu nie będzie stała jego mało chlubna reputacja?
– Czy tylko ten klub ma taką niechlubną reputację? W Rzeszowie chociażby nie działo się dobrze. Ile to klubów znanych upadło, by się później podnieść.
– Tak, ale to o Wandzie wyraża się wyjątkowo nieprzychylnie w mediach.
– Grono ludzi było nieprzychylnych Wandzie. Dlaczego? Prezes był buntownikiem. Nie podobało mu się wiele rzeczy, które robił PZM. Widząc, że polskie kluby żużlowe mają problemy finansowe, dołożyli oni jeszcze komisarza torowego, za którego trzeba było zapłacić i wiele innych kwestii, na które kluby nie było stać. Myślę, że tę reputację można szybko naprawić. Słyszę czasami, że ja coś obiecywałem jakiemuś zawodnikowi, co jest wierutnym kłamstwem. Wiem, że zawodnicy są wymagający, chcą jak najwięcej zarobić. Kiedy jednak potrzebowaliśmy zrobić punkty, które były nam potrzebne w lidze, to tacy chętni już nie byli. W decydujących momentach najeżdżali na taśmę na przykład.
– Publiczne wypowiedzi zawodników Wandy też dołożyły swoją cegiełkę do takiej, a nie innej reputacji klubu.
– A potem dzwonili, że chcą wrócić do Wandy. Mówili, że chętnie zostaną, tylko wypłaćcie nam pieniądze. Nie patrzyli na to, że klub ma trudności finansowe, trzeba poczekać na przelew. Sponsor zapłaci dzisiaj, a może za dwa tygodnie, kiedy będzie miał ochotę. Wielu żużlowców oczerniało jednak prezesa Sadzikowskiego i klub.
– Zawodników obowiązuje przecież zakaz negatywnego wypowiadania się o klubie, wynikający z podpisanej umowy.
– No to dostaną karę pieniężną i co z tego? Będą oczerniać dalej. Jeśli dzisiaj przyszedłby jakiś wielki sponsor i klub stanąłby na nogi, to myśli pani, że nie zadzwoniliby czołowi zawodnicy z chęcią jazdy w Wandzie? Nie będą już pamiętać o tym, co wcześniej się działo. Tacy są ludzie. Życzę tym wszystkim, którzy kiedykolwiek będą chcieli odrodzić Wandę dobrych sponsorów. Bez tej gwarancji nic się nie uda. Sponsor ma prawo odejść w każdym momencie i na to klub powinien być zawsze przygotowany. My nie byliśmy. Mieliśmy raz sytuację, że sponsor zwodził nas do samego końca. Jeszcze w lutym obiecywał, że dostaniemy od niego pieniądze i nagle w połowie marca oznajmił, że niestety nam nie udzieli sponsoringu. Nie będę zdradzał, kto to był, mowa jednak była o sporych pieniądzach. Klub wcześniej zgłosił drużynę, zakontraktował solidnych zawodników no i co dalej?
– Jak prezes starał się wybrnąć z tej sytuacji?
– Pierwszym, co zrobił, było wykonanie telefonu do mnie. Trzeba było więc od nowa kombinować, szukać kolejnego sponsora. Dlatego też nie można osiąść na laurach. Trzeba być w ciągłej gotowości i być przygotowanym na to, że ktoś może się wycofać. Sponsorzy muszą mieć gdzie się spotkać, nawiązać kontakty. Oni przecież też robią interesy ze sobą. Tak we wszystkich klubach się robi. Na Wandę wpadało się tylko na chwilę i z powrotem do domu. Wanda bardzo traciła wizerunkowo. Nie ma znaczenia czy prezesem jest pan Sadzikowski, czy klub ma zaległości, czy nie. Wiele klubów ma zaległości. A o nich się nie pisze, tylko o Wandzie. Jeśli czegoś nie robi się do końca prawidłowo, to w końcu musi huknąć. I huknęło. Musimy sobie powiedzieć prawdę w oczy. Być może potrzeba więcej takich pasjonatów jak ja czy rodzina Sadzikowskich, którzy wspólnie postawią Wandę na nogi. Ja jeden sobie nie poradziłem.
– Niemniej potrzebna w Krakowie jest też szkółka żużlowa, by móc szkolić najmłodszych adeptów.
– Jeździła u nas szkółka pana Janusza Kołodzieja. Wie pani, ile zażądał sobie od nas pieniędzy za to? Prezes powiedział wtedy do mnie: Panie Józefie, rany boskie! Przecież oni uczyli się u nas jeździć, dostawali tor za darmo. I ja mam jeszcze za to jemu płacić? Tak więc wygląda szkółka. Wielu rodziców nie stać na zakup motocykla i finansowanie pozostałego sprzętu i ubioru. Każdy trening dużo kosztuje, musi być odpowiednio zabezpieczony: karetka, bandy, przygotować odpowiednio tor do treningu, paliwo. W przyszłym roku kończy się atest wszystkich band. Kto je kupi? Może miasto? Na tym właśnie polega sport w Nowej Hucie. Wszyscy myślą, że jest tak łatwo i pięknie. Za tą całą otoczką sportowych emocji przechodzimy jednak szybko do rzeczywistości. Trzeba za to wszystko zapłacić. Co z tego, że wygraliśmy mecz i cieszymy się krótko z wyniku, jak trzeba zaraz usiąść do kalkulatora i podsumować zyski i koszty a te drugie zawsze przerastały te pierwsze. Wychodzi wtedy szybko, jak dużo pieniędzy nam brakuje. Trzeba było szukać kolejnego sponsora. Przykładowo w Lublinie mogą pozwolić sobie na opłacenie wszystkiego z samych biletów i drobnych sponsorów. Powtórzę, gdyby na stadion przy Bulwarowej przychodziło 8-9 tysięcy kibiców jak w Lublinie, Wanda byłaby czołową drużyną 1. ligi z zamiarami wejścia do Ekstraligi.
– Znaleźlibyśmy się w zupełnie innej rzeczywistości…
– A przychodziło co najwyżej 2 tysiące kibiców. Co to jest? Jak ten klub miał się utrzymać? Potrzeba nam było od 6 do 8 tysięcy kibiców, by klub mógł istnieć.
– Myśli pan, że będzie to możliwe?
– Jeśli Zmarzlik jeździłby na Wandzie. Apeluje do wszystkich kibiców z prośbą – nie miejcie do nas pretensji. Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy. Feniks upadł, miejmy nadzieję, że się odrodzi. Życzę wszystkim kibicom z całego serca, by żużel powrócił do Krakowa. Niech ponownie zaryczą silniki motocykli na stadionie Wandy w Nowej Hucie.
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!