Józef Pilch, były wojewoda Małopolski, prezes honorowy Speedway Wandy Kraków. Przez wiele lat związany z klubem żużlowym z Nowej Huty, doskonale poznał struktury, które w końcowym efekcie doprowadziły do jego upadku. Czy winnym jest więc tylko i wyłącznie jego prezes, na którego spłynęła cała krytyka co do początku końca Wandy?
W pierwszej części wywiadu omówiono przede wszystkim kwestię finansów i poszukiwania sponsorów. Na drugą część, w której poruszone zostaną wątki winnych za sytuację klubu i ewentualnej reaktywacji, zapraszamy w sobotę.
Magdalena Magdziarz (speedwaynews.pl): – Jeśli chodzi o Wandę, miało być tak pięknie, były nawet zamiary na Ekstraligę. Teraz, po 10 latach klub wycofał się z rozgrywek po wielu problemach. Jaki był najpoważniejszy błąd?
Józef Pilch (były wojewoda małopolski i prezes honorowy Speedway Wandy Kraków): – Parę spraw zadecydowało o tym, że Wanda znalazła się w takiej, a nie innej sytuacji. Spędziłem w speedwayu przeszło 13 lat. Budowaliśmy żużlową Wandę od początku. Szybko powołano spółkę – przez prezesa Pawła Sadzikowskiego i kilku działaczy sekcji żużlowej. Nie miałem jednak wpływu na tę spółkę, ponieważ nie byłem członkiem, tylko właśnie honorowym prezesem Speedway Wandy Kraków. To oni założyli spółkę i działali w niej. Jazda w 2. lidze, potem wejście do 1. ligi i stworzenie mocnej drużyny na miano tych rozgrywek. Marzyło się nam również wejście do wspomnianej przez panią Ekstraligi. Potem jednak wszystko zaczęło iść nie po naszej myśli.
– Co nie zagrało?
– Przede wszystkim odeszli sponsorzy, zwłaszcza główny sponsor, jakim był Instal Kraków. Jego prezes jest wspaniałym człowiekiem. Bardzo dużo pomagał w Krakowie. Przekazywał fundusze na kulturę i na sport. Właśnie z tego powodu, że pomagał, zaczęto go oczerniać. Taka jest kolej rzeczy. W momencie, w którym zaczęły pojawiać się artykuły atakujące pana prezesa, swoją drogą mijające się z prawdą i wręcz szkalujące jego osobę i firmę, stwierdził, że nie będzie już nikomu więcej pomagać. Nasze drogi rozeszły się więc w atmosferze przyjaźni i szacunku. Szukaliśmy innych sponsorów. Rozpoczęły się rozmowy z prezesem ARGE, który chciał nam pomóc, chociaż nigdy wcześniej nie inwestował w żużel, raczej w kulturę. Było dobrze i nagle również ten prezes dostał po nosie od ludzi nieprzychylnych dla klubu i speedwaya. Sprzedał wszystkie stacje ARGE i stwierdził, że nie interesuje go już sport żużlowy. Nie miałem wpływu na to, co się działo. Jeśli cokolwiek mógłbym pomóc, to bym pomógł. Starałem się więc nikomu nie przeszkadzać, tylko zachęcać do sportu. Wizerunkowo. Przez pewien czas pomagał nam również Tauron. Jednak jako że siedzibę mają w Katowicach, wolał wspierać i inwestować w tamtejsze kluby. W tym okresie i drobni sponsorzy zaczęli powoli się wykruszać. Przestałem być wojewodą, więc ta przychylność była już coraz mniejsza. Z osób, które mnie wspierały, zostali tylko najwierniejsi druhowie. Nie ukrywam, że zainwestowałem również własne pieniądze, o czym moja żona się o tym niedawno dowiedziała… (uśmiech). Nie była z tego powodu do końca zadowolona. Wiem, że będzie mi bardzo ciężko odzyskać te pieniądze. Mogliśmy już wcześniej ogłosić upadłość spółki.
– Ma pan na myśli miniony sezon?
– Tak, można było nie jeździć już w tym roku, ale była jeszcze ta chęć pokazania się kibicom. Zobaczyliśmy jednak później, że nigdzie tych sponsorów już nie ma i w najbliższym czasie nie będzie. Nikt nie chciał już nam pomagać. Stwierdziliśmy, że dojedziemy do końca głównie przy wsparciu juniorów, damy im możliwość jazdy i może znajdzie się jeszcze jakiś sponsor. Na meczach dostawaliśmy baty od rywali, ludzie byli zdegustowani.
– Z meczu na mecz przychodziło coraz mniej kibiców…
– Nie było już sensu. Przychodzili tylko ci najwierniejsi. Zaapelowaliśmy więc do kibiców z prośbą o pomoc.
– Prowadzona była zbiórka pieniężna, ale nie udało się w niej zebrać nawet 10% docelowej kwoty. 8 tysięcy złotych w żużlu to tak naprawdę żadne pieniądze.
– Tak się ratuje kluby? Aby mógł istnieć klub, nie potrzeba nam zbiórki, a nawet wielkich sponsorów, jak Instal, Tauron. Po prostu kibic musi przychodzić na zawody. Jeśli przychodziłoby 8-9 tysięcy kibiców, moglibyśmy na spokojnie z tych pieniędzy organizować zawody i opłacać zawodników, karetki czy ochronę.
– Już sama budowa stadionu pokazuje, że może pomieścić sporą ilość kibiców.
– Tak, ale nie ma on odpowiednich warunków. Nie ma trybuny głównej. Sponsor potrzebuje czasami usiąść na zapleczu, wypić kawę, porozmawiać przed zawodami. Tyle razy tłumaczyliśmy, że jej potrzebujemy. Bez odzewu. Nie ma też zaplecza dla żużlowców. Inne stadiony żużlowe można było bardzo szybko wybudować, a w Krakowie? W pewnym momencie powiedziałem sobie „dość”. Nie chciałem stracić autorytetu, chociaż i tak go już nadszarpnięto. Bardzo mocno pomagałem w tym czasie klubowi. Chciałbym mu jeszcze pomóc, ale sił już coraz mniej.
– W jednym z wywiadów dla innego portalu stwierdził pan, że w sytuacji ponownej reaktywacji klubu, odetnie się pan od jego wsparcia. Czyli nie podtrzymuje pan tego stanowiska?
– Będę pomagać. Mam to we krwi. Mam na myśli działalność społeczną i sportową. Nie odetnę się od Wandy i żużla. Byłem ostatnio na rozmowach odnośnie zorganizowania kilku turniejów. Chcemy jeszcze pokazać, że żużel w Nowej Hucie istnieje i istnieć powinien. Cały czas myślę jeszcze o nowych sponsorach. Kraków to potężne miasto, z wieloma firmami i przedsiębiorcach, którzy mogliby wesprzeć ten klub, trzeba tylko do nich dotrzeć. Co mogłem, to pomogłem. Namawiałem. Prosiłem. Jedno mogę powiedzieć, że nigdy jednak nie miałem do czynienia z pieniędzmi. Uzgadniałem ze sponsorami to, co musiałem, a szczegóły finansowe omawiał już sam prezes klubu. Na dziś mogę stwierdzić, że albo się wypaliłem, albo jest mi potrzebna przerwa i odpoczynek. Wszystkie oczy w tamtym czasie były skierowane na mnie. To na mnie spoczywał obowiązek załatwienia sponsorów. Były telefony do mnie, że jest problem, że nie ma pieniędzy na zawody czy dla zawodników. Jechało się więc i dawało swoje pieniądze. Nie da się tak działać. W innych miastach zainteresowanie żużlem jest o wiele większe niż w Krakowie.
– Czy widzi pan szansę na to, by żużel był wspierany przez miasto?
– Dostaliśmy jeden jedyny raz 100 tysięcy od miasta.
– Dlaczego miasto nie chce pomagać?
– Nie dziwię się, że nie chce. W Krakowie jest przeszło 150 klubów sportowych i każdy z nich oczekuje pomocy od miasta. Oczywiście, można zrobić tak, aby przeznaczyć z funduszy miasta 10 milionów złotych i podzielić je w zależności od potrzeb na kluby. Dzisiaj jednak pieniądze potrzebne są na kulturę, chodniki, parkingi, nowe drogi, na edukację. 1/3 budżetu przeznaczana jest na samą edukację. Miasto więc nie jest chętne, by wydawać te 10 milionów na kluby. Bardzo wspiera jednak kluby i infrastrukturę sportową.
– Jedną z nielicznych imprez, którą miasto sponsorowało, był Turniej o Puchar Prezydenta Miasta Krakowa.
– Tak, przyszło wtedy około 10 tysięcy kibiców.
– Były wtedy za darmo bilety i…
– …było to przed wyborami. Poza tym nie było długo żużla w Krakowie (przyp. red. chodzi o 1. edycję turnieju w 2009 roku), zaproponowałem wtedy, by wypromować go za darmo i się udało. W zeszłym roku było 70 lat Nowej Huty i 70-lecie Klubu Sportowego Wanda i nie zorganizowano podobnego turnieju. Dziwię się, ponieważ uważam, że powinien był się odbyć. W tym roku mamy jednak zamiar zorganizować turniej, co prawda już na 71-lecie Wandy.
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!