Wojciech Lisiecki nie ukrywa, że ostatnie dwa sezony są spisane u niego na stratę. Co dalej? Jaki poczynić krok ze swoją karierą? Obecnie jest to jeden wielki znak zapytania, a wszystko przez kilka czynników.
Po raz ostatni Wojciecha Lisieckiego w zawodach na torze klasycznym oglądaliśmy 5 lipca ubiegłego roku, gdy wziął udział w meczu ligowym Speedway Wandy Kraków z OK Bedmet Kolejarzem Opole. Trzy tygodnie później Główna Komisja Sportu Żużlowego poinformowała, że wychowanek Startu Gniezno zostaje zawieszony za nieopłacanie nałożonej wcześniej kary. Chodziło o wydarzenia z meczu w Poznaniu. Jak informował nasz korespondent: w jednym z wyścigów Lisiecki został wykluczony za przekroczenie czasu dwóch minut, gdyż nie zauważył pomyłki podprowadzających i ustawił się na złym polu startowym. Po zapaleniu się żółtego światła oznaczającego wykluczenie, 27-latek próbował jeszcze dyskutować z kierownikiem startu i nie chciał opuścić toru, za co arbiter ukarał go żółtą kartką. I niewykluczone, że nałożona kara zakończy jego karierę, o czym opowiada w rozmowie z naszym portalem.
Konrad Cinkowski (speedwaynews.pl): – Rozmawiamy po Gali Lodowej w Częstochowie. Gościsz tu regularnie podczas tego typu imprez. Co możesz powiedzieć tym razem na temat ścigania oraz stanu tafli lodowej?
Wojciech Lisiecki: – Przyjechaliśmy się pobawić. Wynik nie odzwierciedla dzisiejszych zawodów, ale pojechaliśmy jeden fajny wyścig. Pokazaliśmy trochę walki, choć lód nie był takim prawdziwym lodem, a „kaszką”, ale dało się jechać i zrobić widowisko. Kibicom mogło się podobać.
– I ten pierwszy bieg. Niczym bracia Gollobowie z Romualdem.
– „Bracia Lisieccy”, choć tutaj akurat ojciec z synem.
– Ciężko jest się przygotować do takich zawodów, gdy nie ma się możliwości regularnych treningów?
– Nie. Przyjeżdża się i po prostu się jeździ (uśmiech – dop. red.).
– Uważasz, że starty w zagranicznym cyklu dają ci małą przewagę?
– Chyba nie. To jest całkowicie inaczej, bo jeździmy m.in. na innych oponach. Czasem też jest różna przyczepność nawierzchni. Wiele zależy jednak od tafli lodowej.
Wojciech Lisiecki nie odmawia organizatorom gal lodowych i z chęcią ściga się – w Polsce i w Niemczech
– Wojtek, nie sposób nie zapytać o miniony sezon. Stracony i…
– Można powiedzieć, że na bardzo dużym minusie i zobaczymy co dalej z karierą. Chciałem podpisać kontrakt warszawski w jednym z klubów, ale niestety został odrzucony przez Polski Związek Motorowy, ponieważ dostałem żółtą kartkę podczas meczu w Poznaniu. Nie mam z czego zapłacić i nie wiem co dalej, czy zakończę karierę czy cokolwiek z tym zrobię.
– Ten Kraków będzie śnił się wielu zawodnikom po nocach.
– W ubiegłym roku w Krakowie było dużo obiecywania i niestety wyszło tak, że na obiecankach się skończyło. Przez dwa lata w tym klubie popadłem tylko w długi i jedyne co mi zostało teraz to pracować na budowie w Niemczech.
– Wierzysz, że uda ci się odzyskać jakiekolwiek zarobione pieniądze?
– Do Sylwestra cały czas żyłem tą nadzieją, ale po Nowym Roku już ją powoli tracę. Zobaczymy jak to się potoczy dalej. Nie byłem wybitnym zawodnikiem, ale jakieś punkty jednak zdobyłem dla tego zespołu. Były też przebłyski i lepsze występy, a samych zer nie woziłem. Wiadomo jak to jest w drugiej lidze, ciężko jest z pieniędzmi czy sponsorami, tym bardziej, gdy nie jeździ się na wysokim poziomie.
– Druga liga to czasem większe wyzwanie, niż Ekstraliga.
– Wszystko co zarobiłem inwestowałem w sprzęt. Bardzo miło wspominam sezon w Krośnie, bo tam odjechałem trzy mecze i już mogłem sobie pozwolić na serwisy silników, a w poprzednich latach, przynajmniej w Rawiczu pieniądze były mniejsze, ale wypłacane na czas. Można było działać, ale dwa ostatnie sezony to… fajnie, że była jazda, ale tematy wiadome nie pozwalały na dosprzętowienie się i to był jedyny problem.
Życie drugoligowców nie jest usłane różami. Przykład Wojciecha Lisieckiego idealnie to podkreśla
– A ścigać się potrafisz. Pokazywałeś to w barwach KSM-u Krosno.
– Bardzo fajny mecz pojechałem w pierwszej lidze w Gnieźnie (28 lipca 2018 roku – dop. red). Wszystkie pieniądze, które miałem odłożone na życie to zainwestowałem i odpłaciło się to dobrym wynikiem. Jako jedyny pokonałem wtedy dobrze dysponowanego Juricę Pavlica i miło wspominam ten mecz. Ale jak się nie ma potem na inwestycje i się tego nie czyni to nie ma szans na lepsze osiągnięcia.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!