Istny rollercoaster w ostatnich tygodniach przeżywają kibice Power Duck Iveston PSŻ-u Poznań. Nie inaczej było podczas niedzielnego meczu w Łodzi. „Skorpiony” przegrywały już 12 punktami, by zredukować tę stratę do 2. Wtedy przyszły podwójnie przegrane oba biegi nominowane.
Do tego schematu dopasował się także Marcin Nowak. Najpierw dwukrotnie dojeżdżał do mety na drugiej lokacie, by w wyścigu dziewiątym będąc osamotnionym odnieść zwycięstwo nad bardzo szybkim Kaiem Huckenbeckiem. Jego dwa ostatnie starty zakończyły się jednak zerami. – W jedenastym miałem mało korzystne trzecie pole. Próbowałem potem jeszcze ścigać zawodnika w kasku niebieskim, to był bodajże Kai, ale razem z Tobiaszem Musielakiem dobrze ustawili się w parę i nie mogłem nic zrobić. A w czternastym nie zabrałem się ze startu i stąd to zero. Wypchnęli mnie daleko i mogłem się położyć, owszem, ale róbmy to fair play. Co prawda myślałem, że sędzia to przerwie, ale tego nie zrobił. Było, minęło – mówi 24-latek w rozmowie z korespondentem portalu speedwaynews.pl.
Od stanu 15:27 „Skorpiony” doprowadziły do wyniku 38:40. Wyklarowała się mocna czwórka seniorów, którą dodatkowo ambitnie wspierał młodzieżowiec Marek Lutowicz. Wydawało się, że sytuacja jest stosunkowo komfortowa, a podopieczni Tomasza Bajerskiego są na fali prowadzącej nawet do zwycięstwa. Tak się jednak nie stało, a po dwóch porażkach na koniec strata ponownie wzrosła do 10 punktów. Dlaczego? – Takie prawo dżungli – śmieje się nasz rozmówca. – Gdzieś ta przerwa po trzynastym biegu była za długa i nas wytrąciła z rytmu. Trzeba było zmienić ustawienia, bo było dużo wody wylanej na tor, a wcześniej w ogóle czegoś takiego nie było.
Trzeba jednak podkreślić, że w Łodzi poznaniacy potrafili zrobić to, co nie udało im się podczas finału w Bydgoszczy. Tak jak w finale, wyjazdowy mecz barażowy rozpoczęli fatalnie, po 7 biegach nie mając na koncie choćby jednego indywidualnego zwycięstwa. Tym razem skutecznie wyciągnęli wnioski. Gdzie leży powód takiej przemiany? – Jest czwórka z przodu i to jest najważniejsze. To był nasz cel przed spotkaniem, takie minimum, które zostawia nam nadzieję na rewanż. Dziś było tak jak zawsze, czyli rozmawialiśmy ze sobą podczas każdego równania toru i wymienialiśmy się spostrzeżeniami. Dziś to zafunkcjonowało, w Bydgoszczy trochę gorzej, ale to dlatego, że tam nikt z nas nie miał żadnego sensownego pomysłu i kompletnie błądziliśmy – zdradza Nowak.
O tym, które z tych dużych miast zagości na pierwszoligowej mapie w sezonie 2020, ostatecznie dowiemy się w niedzielę. Czy zdaniem naszego rozmówcy 51 punktów (albo 50 i wygrany bieg dodatkowy) jest w zasięgu „Skorpionów”? – Myślę, że tak. Albo inaczej – mam taką nadzieję. Będziemy jechać na Golęcinie, a już udowodniliśmy, że jesteśmy tam bardzo mocni. Przy takim wyniku ani się nie załamujemy, ani nie obrośliśmy w piórka. Czeka nas po prostu ciężka praca i mam nadzieję, że w Poznaniu będziemy świętować awans. Ja sam jestem niezadowolony z tych 7 punktów, bo uważam, że nawet na poziomie pierwszoligowym stać mnie na więcej. Ale wiem, gdzie popełniłem błędy, i do rewanżu mogę je wyeliminować – kończy Marcin Nowak.
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!