Speedway Wanda zakończyła sezon 2. Ligi Żużlowej na ostatnim miejscu z fatalnym bilansem -392 małych punktów. W ostatnich meczach drużyna zbierała się w zasadzie tylko po to, aby dokończyć rozgrywki i to się udało. O końcówce ligowych zmagań porozmawialiśmy z jeżdżącym trenerem Speedway Wandy, Stanisławem Burzą.
Z różnych stron w ostatnich miesiącach można było słyszeć „straszenie” walkowerami na niekorzyść krakowskiego zespołu. Ostatecznie żaden taki wynik nie miał miejsca, a zespół zebrał się, aby dokończyć ligowe ściganie. Wprawdzie ostatnie pojedynki były to starcia głównie juniorów w krakowskich barwach, ale dla nich samych mogła być to doskonała szkoła jazdy, której w innym wypadku by nie otrzymali. Obok nich seniorami byli w meczach kończących sezon już tylko Dominik Kossakowski i nasz rozmówca. – My w tych ostatnich spotkaniach u siebie nie walczyliśmy o wynik, skoro nie mieliśmy szans wygrywać, bo była zbyt słaba kadra. Polski Związek Motorowy nie pozwalał nam kontraktować żadnych zawodników. To był największy problem, mieliśmy związane ręce, nie mogliśmy się nic dozbroić i dołączyć nikogo do zespołu. Z tego powodu jechaliśmy tymi, którzy nam pozostali, głównie chłopakami ze Świętochłowic. Przede wszystkim dla nich była to najlepsza szkoła jazdy. Gdzie oni by wyjechali na tor, jeśli nie w Krakowie? Nawet dobrze się dla nich złożyło, że w tym miejscu podpisali kontrakty, bo dzięki temu mogli startować. Uważam, że z ich pomocą mogliśmy dojechać do końca sezonu i zakończyć go z honorem. Nie walczyliśmy o to, aby w meczach zdobywać 28, 35 czy więcej punktów, bo wiedzieliśmy, że nie mieliśmy szans na wygrywanie. Dlatego dawaliśmy wszystkim możliwość startów, żeby nabierali tej rutyny, doświadczenia i objeżdżenia na torze. Trzeba powiedzieć jasno, że jechaliśmy szkoleniowo – podkreślił, w rozmowie z naszym portalem, Stanisław Burza.
Temat próby pozyskania dodatkowych zawodników, „pociągnęliśmy” dalej. Polskie władze nie dały krakowskiemu ośrodkowi takiej możliwości, pomimo tego, że zgłaszali się tacy, którzy chcieli startować w 2. Lidze Żużlowej nawet za darmo! Jednym z nich był reprezentant Ukrainy, który był nawet z tym klubem związany, innym z kolei młody, perspektywiczny Duńczyk. O pozostałych nazwiskach wychowanek tarnowskiej Unii nie chciał mówić. – Były podjęte próby dołączenia do zespołu innych zawodników. Andrij Kobrin miał w Krakowie podpisany akurat kontrakt „warszawski”, ale niestety nie był w odpowiednim czasie zgłoszony. W momencie, gdy mieliśmy potrzebę, aby kogoś zakontraktować i opłacić umowę, PZM nam nie pozwolił na to, występowały zatem coraz większe „ubytki” w kadrze. Pojawiało się kilka nazwisk. Był choćby Mathias Nielsen, który przyjechał na trening, bardzo pięknie się prezentował i liczyłem na to, że się z nim dogadamy. On był chętny podpisać umowę, a dla niego też było ważnym, żeby wystartować i pokazać się w Polsce. Jestem przekonany, że radziłby sobie. Widziałem go na treningu, jest bardzo szybki, dysponuje dobrym sprzętem. Pojawiało się kilka innych, różnych nazwisk, które się przewijały i chłopaki mogliby jeździć w Krakowie. Niektórzy się dobijali i zakładali, że nieważne, czy byliby wypłacani, czy nie, ale chcieli się zaprezentować. Może nie będę ich już wymieniał, bo było takich zawodników kilku. Oni wydzwaniali i pytali się, dlaczego nie mogli pojechać. Nie mieliśmy takiej możliwości jednak, aby ich dokontraktować. Była licencja nadzorowana i nie skorzystaliśmy z nowych zawodników. Dlatego to było jakby podcięcie nam skrzydeł przez te nasze regulaminy. Ale cóż, my nie mieliśmy na to wpływu i najważniejsze dla nas było, aby dojechać ten sezon takim składem, jaki był. Ja nie zamierzałem wiele jeździć w tym sezonie, ale ze względu na braki kadrowe po prostu siadałem na motocyklu. Powiem jasno, że nie jeździłem na treningach, nie trenowałem. Startowałem dla uzupełnienia składu i dla ratowania wyniku – dodał, dosyć wyczerpująco.
Wśród krakowskich kibiców słychać było głosy, że szkoda, iż w ostatnich starciach nie pojawił się w zespole Tero Aarnio, który wyrósł w sezonie na prawdziwego lidera. Po urazach były jednak obawy, że sezon zakończy on przedwcześnie, a pozostali również nie mogli startować. – Z rozmowy z Tero Aarnio wynikało, że nie wiadomym było, czy on jeszcze w tym sezonie usiądzie na motocyklu. Niestety miał z tą dłonią większe problemy, niż się wydawało i doszedł do wniosku, że nie można było jechać na siłę. Musiał to dobrze wyleczyć, dlatego nie wystąpił w ostatnich meczach (Fin ostatecznie wrócił na tor – przyp. red.). Michael Härtel miał kontuzję. Rozmawiałem z jego menadżerem, który już wiedział, że nie jechaliśmy o nic, dlatego zawodnik nie nadwyrężał tej nogi. Powiedział, że jak on się poczuje naprawdę ok, to wówczas siądzie na motocykl, a nam się kończył sezon, dlatego też nie było sensu go ściągać. Z Jordanem Stewartem była nieco inna sytuacja, ale to już nie leżało po mojej stronie.
Zewsząd słychać głosy, że żużel w Krakowie stoi na krawędzi i chyli się ku upadkowi. Czy nasz rozmówca widzi nadzieję i szansę na to, aby jednak „czarny sport” w dawnej stolicy Polaków nadal istniał? – Ja dobrze życzę Wandzie i chciałbym, aby ten klub wystartował. W ostatnim czasie naprawdę krakowski stadion został doprowadzony do porządku. Wybudowano nowe trybuny na przeciwległej prostej. Infrastruktura jest poprawiona, więc dlaczego ten żużel miałby teraz upadać… Głównie rozbija się to o finanse, o zabezpieczenia od strony finansowej. Jeśli pojawiłby się jakiś sponsor, który pomógłby podnieść ten żużel, wówczas byłyby szanse, aby to dobrze funkcjonowało. Zarówno ja, jak i wielu ludzi, wszyscy chcielibyśmy, aby speedway w Krakowie w przyszłym sezonie istniał – zakończył z dużą nadzieją, rozmowę z portalem speedwaynews.pl, Stanisław Burza.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!