W sobotę o godzinie 17 rozpocznie się w Togliatti walka o tytuł najlepszej drużyny świata w sezonie 2019. Wyjazd do Rosji to spore wyzwanie logistyczne dla żużlowców oraz ich teamów.
Wczoraj informowaliśmy czytelników naszego serwisu o problemach Żużlowej Reprezentacji Polski, która z powodu przedłużającego się lotu z Warszawy (45 minut krążenia w powietrzu nad Moskwą, czekając na lądowanie na lotnisku Szeremetiewo musiała na noc zostać w Moskwie, skąd rano podzieleni na grupie mieli się udać dalej do Samary, a stamtąd do Togliatti. A jak wygląda podróż u Duńczyków? – Lecimy w czwartek o 10.00 z Warszawy do Moskwy, tam po 2-3 godzinach czeka nas przesiadka do Samary, a dalej do Togliatii pewnie już taksówką. W zeszłym roku lecieliśmy tam na finał Challenge i musieliśmy spędzić na lotnisku aż 8 godzin, bo uciekł nam samolot. Mamy nadzieję, że w tym roku tak źle nie będzie. To wszystko odbywa się dużo sprawniej niż wielu mogłoby się wydawać. Dziś organizowanie najważniejszych imprez w Rosji to już żaden problem – mówił Michał Jańczak, mechanik Leona Madsena na łamach serwisu radiofon.fm.
Sprzęt polskich żużlowców do Rosji udał się dopiero po niedzielnym finale Indywidualnych Mistrzostw Polski. Został zapakowany w dwa samochody transportowe, które zorganizowali promotorzy reprezentacji. Duńczycy z kolei zaufali organizatorom Grand Prix. – Zawieźliśmy motocykle do Torunia, stamtąd BSI je zabiera dalej. W naszym zakresie było wyrobienie sobie wiz do Rosji. Oficjalne zaproszenia wysłał do zawodników oraz ich teamów klub z Togliatti. Na ten moment wszystko jest dobrze zorganizowane – dodaje.
– My zorganizowaliśmy wszystko przez duńską federację, zabraliśmy wszystko co potrzebujemy i termin powrotu motocykli nam nie koliduje. Oczywiście każdy może jednak sobie to zorganizować po swojemu – kończy członek teamu lidera forBET Włókniarza.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!