Rzadko się zdarza, by debiut w połowie sezonu nowego zawodnika był aż tak udany. Nick Morris wskoczył do składu rybniczan za kontuzjowanego Siergieja Łogaczowa i w piątkowym spotkaniu przeciwko gościom z Łotwy zainkasował dziesięć „oczek” oraz cztery punkty bonusowe.
Wygrana rybnickiego ROW-u nad Lokomotivem Daugavpils nikogo w światku żużlowym nie zaskoczyła, bowiem wystarczył rzut oka na tabelę Nice 1. Ligi Żużlowej by przekonać się, jakiego rodzaju spotkanie czekało podopiecznych Piotra Żyty. Finalnie „Rekiny” pokonały przyjezdnych 54:36 a najskuteczniejszym zawodnikiem całego spotkania, gdyby podliczyć wszystkie punkty wraz z bonusami, okazał się debiutujący w „zielono – czarnym” kewlarze Nick Morris. – Dobrze, że wreszcie zacząłem sezon w Polsce. Pojechaliśmy dzisiaj wspaniale, wygraliśmy wysoko, każdy wykonał swoje zadanie jak należy i z tego trzeba się cieszyć. Musimy jednak wciąż ciężko pracować, żeby w pozostałych spotkaniach móc znowu cieszyć się z wygranych – nie krył po zawodach zadowolenia 25-letni Australijczyk w rozmowie z portalem speedwaynews.pl.
Przed startem rozgrywek wiele wskazywało na to, że zawodnik rodem z Antypodów rozpocznie sezon w wyjściowym składzie rybniczan. Dobra postawa w treningach oraz test meczach dawała nadzieję sternikom klubu z Górnego Śląska, że Australijczyk z miejsca stanie się jednym z liderów ekipy mierzącej w awans do PGE Ekstraligi. Tak się jednak nie stało, bowiem w treningu punktowanym na toruńskiej Motoarenie nabawił się on kontuzji, która wyeliminowała go na, jak się później okazało, bardzo długi czas. – Moja ręka nie jest jeszcze w stu procentach sprawna, mogę powiedzieć, że tak na dziewięćdziesiąt, jednak czuję poprawę z dnia na dzień. Nie był to jednak dobry moment na kontuzję, bo proces leczenia strasznie się przeciągał i nie mogłem przez to wystartować w pierwszych spotkaniach tego sezonu. Mój powrót na tor był nieco trudniejszy niż zazwyczaj, jednak teraz jestem już pełen optymizmu i chcę po prostu wsiadać na motocykl i jeździć.
Obecny zawodnik PGG ROW-u Rybnik pierwotnie miał występować w innych barwach, gdyż przed startem rozgrywek zdecydował się na przedłużenie kontraktu z rzeszowską Stalą. Zawirowania wokół klubu z województwa Podkarpackiego oraz utrata przez niego licencji sprawiła, że Australijczyk przez moment był bezrobotny i musiał szukać sobie innego pracodawcy w kraju nad Wisłą. Morris ostatecznie wylądował, podobnie jak inny niedoszły zawodnik rzeszowskiego klubu – Linus Sundström, w Rybniku i jak sam przyznaje, ani trochę nie żałuje swojej decyzji. – Oczywiście, że nieco się zasmuciłem tym, że klub z Rzeszowa ostatecznie nie wystartuje w lidze. Nie tak to miało wyglądać, plany co do moich występów w Polsce były inne. W tym momencie jednak nie mogę sobie wyobrazić lepszego miejsca do jazdy, niż Rybnik. Klub jest bardzo profesjonalnie zarządzany, jesteśmy na pierwszym miejscu w lidze, wszystko idzie zgodnie z planem, więc bardzo się z tego cieszę, że tutaj jestem.
Nie było chyba w piątkowy wieczór na stadionie przy ulicy Gliwickiej osoby, która nie odczuwałaby skutków niemalże tropikalnej pogody panującej w Rybniku. Żar dosłownie lał się z nieba, na której próżno było szukać jakiegokolwiek ratunku w postaci chmur a wiatr tylko sporadycznie ochładzał rozgrzane twarze widzów. Z pogodą zmierzyć się również przyszło i zawodnikom, którzy musieli zadbać nie tylko o siebie ale również i o swoje motocykle. – Było strasznie gorąco podczas spotkania. Upał był męczący nie tylko dla nas ale również i dla naszego sprzętu. Trzeba było cały czas szukać odpowiednich ustawień i przełożeń, żeby przy tej temperaturze silniki miały odpowiednią moc i obroty. Pochodzę z Australii, gdzie pogoda jest równie wymagająca jak ta dzisiejsza, co w pewnym stopniu nam pomogło, przez co udało się znaleźć właściwe rozwiązania i pojechać dobre zawody.
Kibice „zielono – czarnych” nie zapomnieli w piątkowy wieczór o Siergieju Łogaczowie, wywieszając ogromny baner zawierający słowa otuchy w kierunku Rosjanina oraz wielokrotnie skandując jego nazwisko. Niezwykle ofensywnie usposobionego zawodnika godnie jednak zastąpił nasz rozmówca, bowiem w głównej mierze dzięki jego akcjom po zewnętrznych częściach łuków fani zebrani na stadionie przy ulicy Gliwickiej 72 wstawali ze swych miejsc i długo oklaskiwali debiutanta. Australijczyk po zawodach udał się wraz z resztą zawodników na tradycyjny obchód wokół toru, by podziękować kibicom za ich wsparcie a miarą sukcesu Morrisa niech będzie fakt, iż zszedł z niego jako jeden z ostatnich. – Słyszałem kibiców przez cały czas. Przed meczem, na prezentacji, podczas biegów jak i już po zakończeniu spotkania. Wracam właśnie ze spotkania z nimi, są fantastyczni i zakręceni na punkcie speedwaya. Pomogli nam dzisiaj w tym meczu swoim niesamowitym dopingiem, który ciągle nas motywował do jeszcze lepszej jazdy. Tworzą atmosferę, przy której chce się startować – zakończył 25-latek.
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!