Nie od dziś wiadomo, że zarząd Speedway Ekstraligi chce brać jak najlepsze wzorce z innych ligowych podmiotów. Wprowadzono przepis o gościu, planowano "wymusić" na klubach szkolenie młodzieży oraz do granic możliwości napompowano balon zwany marketingiem. Może teraz czas wziąć się za finanse?
Już nie raz powtarzane było, że finanse w polskim speedwayu odgrywają olbrzymią rolę. Jeden klub co chwila prześciga się z drugim, a "inflacja" w kontraktach przekracza normy rodem z Wenezueli. Aby dać szansę "słabszym" i "biedniejszym", próbowano wykorzystać Kalkulowaną Średnią Meczową. Jak jednak wiadomo, pomysł ten zupełnie nie wypalił, a jedynie znacznie podniósł na rynku znaczenie zawodników mających kiepski sezon czy leczących kontuzję.
W całym zamieszaniu można jednak znaleźć jeden, jak się wydaje "złoty środek", który przy obecnej, stosunkowo równej sytuacji budżetowej poszczególnych podmiotów (w końcu z monopolizacją mistrzowskiego tytułu do czynienia nie mamy), mógłby wyrównać poziom rozgrywek, jednocześnie wykluczając istnienie "dream teamów" lub po prostu obniżając gażę zawodników.
Nawiązując do czerpania wzorców od najlepszych, można z czystym sercem wprowadzić znany z NBA przepis o Salary Cap. Jest on równoznaczny z określeniem przez władze ligi maksymalnym budżetem wydawanym na wynagrodzenia zawodników w danym sezonie. Wydaje się, że w żużlowym światku mogłoby się to przyjąć, ze względu na mocno wygórowane umowy największych gwiazd.
Aby porównać sytuację, czas przedstawić, jak wygląda to w Stanach Zjednoczonych. Mianowicie salary cap na sezon 2018/2019 wynosi dokładnie 101,869,000$. Oznacza to, że kontraktując nowych zawodników, klub nie może przekroczyć tej bariery (choć oczywiście się to zdarza). Przy sumie gaż wynoszących 123,733,000$, klub przekracza próg "podatku od luksusu" oznaczającego konieczność płacenia około 4 milionów dolarów podatku do każdego miliona przeznaczonego na zawodników.
Spróbujmy to teraz przenieść na nasz krajowy grunt. Tutaj należałoby "zabawić się" nieco w kalkulowanie przewidywanych zarobków każdego z zawodników. Sytuacja byłaby jednak prosta. W zależności od kwoty za punkt znajdującej się na kontrakcie, mnożyłoby się ją przez średnią meczową zawodnika z ubiegłego sezonu oraz przez ilość spotkań.
Dla przykładu, załóżmy, że Bartosz Zmarzlik zarabia 3500 zł za punkt. Mnożąc to przez 13,17 punktu na mecz w sezonie i 14 spotkań fazy zasadniczej, daje to wartość kontraktu wynoszącą 645 330 zł. Niewiele mniej warte byłyby umowy Krzysztofa Kasprzaka i Szymona Woźniaka. Tym samym salary cap w wysokości 2 milionów złotych byłoby już bardzo trudne do utrzymania. W ten sposób przedłużający kontrakty zawodnicy musieliby nieco obniżyć wymagania finansowe, bądź nowi w zespole Anders Thomsen i Peter Kildemand byliby zmuszeni do zaakceptowania bardzo niskiego wynagrodzenia lub też poszukaliby kontraktu gdzie indziej, choćby w Speed Car Motorze Lublin, który w obecnej sytuacji wydaje się mieć bardzo duży zapas do granicy salary cap.
Jednocześnie należy pamiętać, że salary cap "nie dotyczy" przedłużanych kontraktów (umowy z dotychczasowymi zawodnikami musiałyby być podpisywane przed otwarciem okienka transferowego). Tym samym, w przypadku Fogo Unii Leszno, zatrzymanie całego zespołu nie byłoby problemem. Z taką siłą rażenia jest jednak prawie pewne, że klub z Wielkopolski wtoczyłby się w sidła podatku od luksusu, którego próg zostałby ustalony na granicy 2,250,000 zł.
Co taki podatek oznaczałby dla klubów? Oczywiście, podobnie jak w NBA, konieczność "tankowania". Jak wiadomo, klubowe kasy nie są z gumy i czasem muszą odpocząć. Tym samym klub z Leszna, za 2 lub 3 lata, musiałby nieco "odpuścić" i postarać się o zamknięcie budżetu w salary cap. W ten sposób obecny dream team sam, na krótki czas, oddałby koronę. Jednocześnie, co naturalne, podobny przepis zostałby wprowadzony w niższych ligach, co też uatrakcyjniłoby walkę o awanse.
Oczywiście, co naturalne, przed wprowadzeniem takiej reformy należałoby bardzo dokładnie przeanalizować, czy pomysł ma prawo bytu. Oczywiście przeciwko niemu stanęliby zawodnicy, lecz dalsza "inflacja" w speedwayu może doprowadzić do jego upadku.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!